
Noc sylwestrowa to jedna z najbardziej przez wszystkich wyczekiwana noc w roku. Tym razem 31 grudnia specjalnie dla wszystkich miłośników operetek, musicali i muzyki filmowej w kinie "Wolność" odbędzie się niecodzienny koncert, nad którym patronat medialny objął tygodnik "Temat Szczecinecki". Tej nocy na scenie pojawi się Marcin Naruszewicz, tenor Opery Nova w Bydgoszczy oraz Lucyna Białas, sopran z Teatru Wielkiego w Poznaniu. Podczas koncertu towarzyszyć im będzie zespół Tango Cancion oraz Para Taneczna Marlena i Sławomir Krawczyk ze szkoły tańca Astra z Koszalina.
O pasji, muzyce i planach na przyszłość rozmawialiśmy z Marcinem Naruszewiczem, tenorem z bydgoskiej Opery Nova, którego już 31 grudnia będą mogli Państwo usłyszeć na szczecineckiej scenie.
Jak to się stało, że zainteresował się Pan muzyką operową?
- Na początku nie myślałem w ogóle o muzyce operowej. Wtedy przede wszystkim myślałem o tym, by zostać trębaczem. Uczęszczałem do Szkołę Muzyczną w Koszalinie i wówczas, nie będąc jeszcze jej absolwentem, już rozpocząłem współpracę z Filharmonią Koszalińską w charakterze trębacza. Potem pojechałem zdawać na trąbkę na studia w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy na Wydział Instrumentalny. Wtedy okazało się, że mam jeszcze dodatkowe atuty, które warto by było wykorzystać, a są nimi głos oraz zdolności aktorskie. Pojawiła się możliwość, żeby spróbować dostać się również na ten wydział i był to przysłowiowy strzał w dziesiątkę. Zostałem przyjęty na Wydział Wokalno - Aktorski i rozpocząłem edukację jako śpiewak operowy. Na ostatnim roku studiów już podjąłem pracę jako solista w Operze Nova w Bydgoszczy, gdzie debiutowałem w roli Gustawa von Pottensteina w "Krainie uśmiechu".
Od kiedy pan wiedział, że chce związać swoją przyszłość z muzyką?
- Wiedziałem to prawie od zawsze, ponieważ moja mama, chociaż nie ma wykształcenia muzycznego, to jednak wpoiła mi bardzo mocno miłość do muzyki i byłem nią wręcz przesiąknięty. Od III klasy szkoły podstawowej już uczęszczałem na odpowiednie zajęcia. Najpierw chodziłem do Szkoły Muzycznej w Białogardzie, z którego sie wywodzę i gdzie się urodziłem, a następnie kontynuowałem edukację w Zespole Szkół Muzycznych w Koszalinie.
Czym dla pana jest muzyka?
- Jest to bardzo trudne pytanie, ponieważ ja również zawodowo zajmuję się muzyką, ale powiem, że gdyby nie sprawiała mi ona przyjemności, to pewnie zająłbym się czymś innym. Pomimo tego, że muzyka i kultura w ogóle w Polsce jest mało dotowana przez Ministerstwo, to jednak na w sobie urok i uważam, że jest to przywilej być instrumentalistą czy śpiewakiem i móc przede wszystkim nieść radość innym z tego, co się wykonuje.
Jak pan wspomina początki swojej przygody z muzyką i pierwsze kroki na scenie?
- Gdy stawiałem swoje pierwsze kroki poznałem Janusza i Małgorzatę Ratajczak ze Szczecinka. Pamiętam ich ze spektaklu "Carmen" i wówczas byłem tylko na współpracy w charakterze statysty, bo wówczas jeszcze na pierwszym roku studiów moje umiejętności graniczyły z zerem, jeżeli chodzi o wokal. I pomimo, że na początku byłem statystą, to tak bardzo mnie wciągnęła opera, że postanowiłem pójść tą drogą. Nie właśnie w rozrywkę, jak to bardzo często się zdarza, że ludzie wybierają trochę inny rodzaj muzyki. Ja wybrałem wtedy właśnie stricte operę.
Co pan czuje stojąc na scenie?
- Przede wszystkim kiedy gram w spektaklach, to nie jestem Marcinem Naruszewiczem, ale staram się być tą postacią, którą gram. Zaczyna się przeżywać swoją rolę. Tak było na przykład w "Tosce" gdzie gram wredny charakter agenta policji, który doprowadza do tego, by wykonano wyrok na Cavaradossim, głównym bohaterze tej opery. potrafiłem tak mocno wczuć się w rolę, że sam bałem się np Scarpi, który był moim przełożonym, że podejdzie i zaraz mi coś zrobi. Jest to bardzo dziwne, ale w pewnym momencie wychodzimy poza myślenie, że ja tutaj stoję na scenie i śpiewam, a tam siedzi publiczność. Publiczności oczywiście się nie widzi, ponieważ flesze i światła są tak mocne. Dlatego właśnie można te swoje role tak przeżywać, można równie dobrze śpiewać dla pustej widowni, więc nie ma mowy o jakiejkolwiek tremie. Najważniejsze jest to, aby być prawdziwym na tej scenie i dawać z siebie wszystko. I ja osobiście, idąc za przykładem Małgorzaty Greli czy Janusza i Gosi Ratajczak, również staram się to czynić.
Kto jest dla pana inspiracją i autorytetem?
- Jeżeli chodzi o śpiew, to jest to z pewnością Marcelo Alvarez. Jest to śpiewak operowy, pierwszy garnitur w Metropolitan Opera. Miałem okazję poznać go w Zurichu. To człowiek, który mnie inspiruje. Co najważniejsze, był niezwykle naturalny. Powiedział bardzo ważne zdanie, że on nie może przejść na scenie z miejsca A do miejsca B bo tak powiedział reżyser, on musi zrozumieć, dlaczego ma tam pójść i musi to wypływać z niego samego. Przede wszystkim jest naturalny na scenie i właśnie ta jego naturalność powoduje to, że nie odbiera się tego jako spektakl, a jako widowisko, coś do przeżywania.
Czy ma pan jakieś inne pasje poza muzyką?
- Muzyka wypełnia mi wszystko. Mam jeszcze oczywiście rodzinę, której staram się poświęcać dużo czasu. Mam trójkę dzieci i w tej chwili dzieci również być może pójdą w stronę muzyki, chociaż najmniejsze na dopiero 2 latka, a najstarsza córka ma sześć lat. Przede wszystkim staram się siedzieć w muzyce, ponieważ uważam, że jeżeli ktoś chce być profesjonalistą, to jednak trzeba temu poświęcać czas. Tak jak muzycy w filharmoniach siedzą i ćwiczą poza koncertami które wykonują, tak samo ja staram się słuchać i cały czas wybierać to, co najlepsze. To, co najbardziej będzie przekonywało widza i słuchacza.
Jakie są pana plany na przyszłość?
- Chciałbym zająć się trochę innym rodzajem muzyki oprócz tej, którą w tej chwili wykonuję. Oprócz śpiewakiem operowym jestem jeszcze założycielem zespołu Tango Cancion gdzie wykonuję tanga Carlosa Gardela. Są to stare tanga z tal 20. i 30. ubiegłego wieku. Oprócz tego w tej chwili mam zespół, który jest zupełnie inny od tego wszystkiego, co wcześniej robiłem, a mianowicie jest to salsa. Nawiązałem również współpracę z Marią Rodriguez, która na co dzień śpiewa z Jose Torresem. Jest niespełna dwudziestodwuletnią Kubanką, która przyjechała rok temu z Hawany. Posiada ona ogromny talent i już tam robiła karierę. Myślę, że w Polsce również będzie o niej głośno. I właśnie z Marią Rodriguez będę chciał państwa niedługo również odwiedzić w Szczecinku z salsą.
Rozmawiała Marzena Góra
O programie całego koncertu mogą Państwo przeczytać na naszej stronie internetowej http://temat.net/kultura/10291/Koncert-Sylwestrowy-w-kinie-Wolnosc!
Foto: Marcin Naruszewicz
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie