Reklama

Mechaniczna wrona

28/08/2015 12:21

felieton ukazał się w tygodniku Temat 20.08

Publicznością odpoczywającą w rejonie jeziora Wierzchowo opodal naszego wspaniałego miasta, zatrzęsły dwa wydarzenia. Pierwsze dotyczyło zatrucia środowiska w sposób godny napiętnowania. I urzędowego ukarania. Zdarzenie drugie to mini-katastrofa lotnicza z udziałem bezzałogowego aparatu latającego. Tak zwanego drona, czy drony - płci aparaciku nie ustalono. Uczeni znawcy prawią, że chodzi o rodzaj żeński.

Ponoć w języku Wielkiego Brata zza Oceanu, czyli mowie amerykańskiej, niejednoznacznej z brytyjskim angielskim – w bezpośrednim tłumaczeniu drona pochodzi od wrony. Tyle, że jest to mechaniczna wrona, tak jak niegdyś była mechaniczna pomarańcza. Nie pamiętam do czego służyła.

Po kolei zatem. Do naszej redakcji, a wcześniej do Urzędu Gminy Szczecinek, zatelefonował mężczyzna, mieszkaniec okolicy. Tak się przedstawił, aczkolwiek dane personalne mogły być nieprawdziwe, mniejsza zresztą o nie. Zaalarmował, że do wspomnianego jeziora oraz na plażę w Starym Wierzchowie ktoś wylał z beczkowozu fekalia. – Śmierdzi – stwierdził logicznie informator, bo przecież nikt by do wody nie wlał cysterny perfum, by pachniało Chanel`em nr 5. 

Natychmiast skierowaliśmy na miejsce naszego reportera, który nie jedno w życiu wąchał, by poszedł wskazanym tropem, używając nosa. Na plaży nasz człowiek zastał podobnych tropicieli – wąchaczy z urzędu gminnego. Wszyscy obecni zgodnie stwierdzili, że nie śmierdzi fekaliami i ich nie stwierdzono. Spisano protokół, w którym znalazły się następujące sugestie: być może trwa wojna między „szambelanami”, czyli właścicielami beczkowozów i ktoś chciał wyeliminować konkurenta z rynku usług fektologicznych (tak się to urzędowo nazywa). Informacja zatem jest nieprawdziwa. Wersja druga - bardziej prawdopodobna. Brzmi ona: wiatr nagonił do brzegu jeziora mnóstwo nadgniłych wodorostów, co jednak z wylaniem fekalii nie ma niczego wspólnego, podobnie z zapachem, choć on nie jest przyjemny. Swoje też czyni brak toitojki przy obydwu plażach, ale w tym wypadku ze strony gminnej władzy nie będzie zmiłuj, bo po co wyrzucać pieniądze.

Otóż kilka lat temu obiekcik taki ustawiono przy tej plaży na lato, a jakże. Długo się nie nastał, chuligańska młoda gwardia wywróciła go na bok. Ktoś przywrócił wychodek do pionu, zamknął i wywiesił kartkę: Klucz u sołtysa. Sęk w tym, że sołtys i jego dworek znajdował się w odległości dwóch kilometrów. Kartkę ze wskazaniem, gdzie jest klucz obfotografowano, zdjęcie ze złośliwymi komentarzami zawieszono w Internecie. Podobnie jak w przysłowiu o powieszonym Cyganie, (Romów przepraszam, ale to oryginał przysłowia) na idiotę wykreowano sołtysa, choć decyzja o kluczu zapadła na znacznie wyższym szczeblu. 

Panu, który podniósł alarm w kwestii wylania zawartości szamb przybijamy piątkę z uczuciami mieszanymi, gdyż nie jesteśmy całkiem pewni, czy działał w duchu troski obywatelskiej o czyste środowisko, czy też kierowały nim przyziemne, bo komercyjne emocje. Celem wyjaśnienia: uczucia mieszane występują wówczas, gdy nasza teściowa naszym samochodem spada w przepaść. (To nie ja – to zdefiniował Krzysztof Teodor Toeplitz, KTT.)

Alarmował nas także ktoś inny całkowicie anonimowy, twierdząc, iż widział „dronę” wpadającą z nieba do tego samego jeziora wierzchowskiego. Wprawdzie podczas upałów ludzie widzą rozmaite rzeczy zwłaszcza po niejednym piwie, także i tę wiadomość sprawdziliśmy dokładnie. Drona, wedle informatora, należała do wojska i wystartowała zapewne z nieodległego w linii prostej poligonu drawskiego. Skontaktowaliśmy się z dowództwem poligonu w Olesznie, tam zapytano nas, czy w domu wszystko w porządku i czy wszyscy zdrowi. Mógł to być jednak dron prywatny – zauważył pan pułkownik. Takie latające maszynki są już dostępne na rynku i nie tak dawno pewien jegomość skierował ją w rejon pasów startowych lotniska Okęcie w Warszawie. Do katastrofy Boeniga z kilkuset pasażerami nie doszło, ale – ponoć – niewiele brakowało. 

Wojskowi eksperci biją na alarm. I zastanawiają się skąd pęd do latania dronami. Latania, bo przyrząd ten ma jednak pilota tyle, że na ziemi. Od wielu lat w Polsce – mówią i piszą wojskowi znawcy lotnictwa - działali (i działają) modelarze lotniczy. Nigdy nie było z nimi kłopotów podobnych do obecnych z dronami, które są szybsze, cięższe. Można na nich umieszczać mini-kamery i odpowiednio sterując skierować na przykład prosto w okno łazienki, by tam zobaczyć pannę Stasię na golasa. 

Tak to cenne urządzenie trafia do rąk kogoś bez wyobraźni, ani chwili nie zastanawiającego się jakie zagrożenie czyni. Modelarze lotniczy natomiast to osoby z pasją; model trzeba umieć zbudować samemu. Przy naziemnym sterowniku drony często zasiada niewolnik elektronicznych gadżetów, uzależniony od smart fonu, tabletu i innych sprzętów. Nie pojmuje, że to one mają służyć ludziom, a nie żeby ludzie im służyli. Podobno maszyny w końcu się zbuntują, zaczną ukatrupiać uzależnionych. Strach to sobie wyobrazić, ale kto wie...

Wojciech Jurczak

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do