
felieton ukazał się 19 lutego w tygodniku Temat
Rozleniwiony przedwiosennym słoneczkiem czujności na spacerku nie zachowałem i znowu za późno było, co by unik zrobić i... niestety wpadłem, jak śliwka w kompot. Kolejny raz nadziałem się na zbulwersowanego emeryta Eustachego. Tak, tak, tegoż samego jegomościa, sam co dwa tygodnie temu nazad zakładał partię tetryków i ramoli. Tego, co marsz na stolyce chciał odskutecznić, aby upomnieć się o przywileje emerytów przez biedę uciskanych. Nie dziwota, że w panikę wpadłem. Czułem wszak, iż tematu se łon nie odpuścił i do wstąpienia w szeregi będzie mnie namawiał.
Okazało się, żem był w błędzie i to mylnym bardzo. Eustachy bowiem ani słowem o tym nie wspomniał (czyżby zadziałała skleroza), ino zadał mnie podchwytliwe pytanie: a ty Zenon, co byś powiedział, gdyby tak emerytów zamknąć w więzieniu, a skazanych skierować na emeryturę? No i zatkało mnie. A on dalej jechał z zadanym ideowo koksem. Wyczytał bowiem w gazecie, że więzień dobrze ma, bo za pobyt w mamrze nie płaci, żarełko podają mu trzy razy dziennie i to lepsze, niż chorym w szpitalu. Tyrać nie musi, o ciuchy tudzież obuwie i środki czystości głowa go nie boli, gdyż dają mu to też za friko. W ciemnocie nie żyje, gdyż telewizję ma, o spotkaniach z gwiazdami sceny i estrady już nie wspominając. Uczyć się może. Jeśli zaś jakowe choróbsko go dopadnie, to spokojna głowa, lekarze specjaliści nim się zajmą... itd. itp. Natomiast, taki emeryt przerąbane ma! Czynsz i różniste rachunki popłacić musi, a jak popłaci to niewiele kasiorki mu zostaje w portfelu. A tu jeszcze zjeść trza, leki ku podtrzymaniu zdrowia kupić, coś na grzbiet wrzucić, że o takich fanaberiach jak zakup gazety czy pójście do kina to i wspomnieć nie wypada.
– I co ty na to Zenon? – zakończył pytaniem swą tyradę Eustachy.
Ze zrozumieniem pokiwałem głową, bo cóż rzec mogłem? Wszak w mamrze nigdy nie siedziałem i nie wiem jak tam jest, a w gazetach to różne rzeczy piszą. Wysokość mej emerytury faktycznie powalająca nie jest i na Bermudy w najbliższym czasie się nie wybieram, gdyż jak wszyćko popłacę... ech, szkoda gadać.
I już żegnać się z nim chciałem, gdy on rozglądając się na boki zduszonym głosem kolejnego pomysła mnie swego zapodał. Otóż zaproponował, aby wejść na drogę przestępstwa, czyli prawo złamać, wyrok w sądzie niezawisłym załapać i na odbycie kary do więzienia się udać. A widząc zdumienie na licach mych pospieszył z objaśnieniem: siedzisz, wszyćko co potrzebne do życia za darmochę masz, a emeryturka na konto wpływa. Potem, po dwóch – trzech latach wychodzisz na wolność i okrągła sumka na ciebie czeka. I zaczął mnie wypytywać, czy nie znam przypadkiem jakiegoś fachowca od prawa, najlepiej takiego, który kilka razy siedział. Wszak taki praktyk – dowodził – najlepiej doradzi jak na drogę przestępstwa wejść. Czy wystarczy iść na włam, czy jednak komuś bejzbolem przywalić trza będzie. Chodzi bowiem o to, co by wyrok nie był ani za duży, ani za mały, no i broń Boże w zawiasach. No i żeby tak przypasować, aby do mamra trafić letnią porą w lichej koszulinie i tenisówkach, a na wolność wyjść zimą... Wtedy i kurteczkę i czapeczkę dadzą i buty, że o spodniej bieliźnie to już nie wspominał.
Ach, cóż ja? Nieobyty w prawie i nieznający żadnego fachowca od jego łamania mogłem mu rzec? Ano nic! Ufam, że i tym razem skleroza zadziała (jak po ostatnim z nim spotkaniu) i Eustachy swój pomysł odpuści.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie