
Przechodząc ul. Parkową tylko nieliczni wiedzą co niegdyś kryło się za bogato zdobioną fasadą eklektycznej kamienicy pod dwójką. Co prawda, przed półwieczem znacznie ją powiększono, ale elewacja skrzydła od strony ulicy została bez zmian.
Dziwnym zbiegiem okoliczności, zaledwie rok po pożarze szczecineckiej synagogi 18 lutego 1881 roku, spłonęła także siedziba tutejszych wolnomularzy. Ponieważ zabudowa na terenie miasta w zdecydowanej większości miała szachulcową konstrukcję -zniszczenia z reguły sięgały aż do kamiennych ścian fundamentowych. Czerwony kur w tamtych czasach szalał równie często co zaraza, powodzie i podtopienia. Niebywałe było jedynie to, że w przeciągu ledwie kilku miesięcy zniszczone zostały tak ważne dla miejscowej społeczności obiekty.
Przechodząc ul. Parkową tylko nieliczni wiedzą co niegdyś kryło się za bogato zdobioną fasadą eklektycznej kamienicy pod dwójką. Co prawda, przed półwieczem znacznie ją powiększono, ale elewacja skrzydła od strony ulicy została bez zmian.
Trzeba powiedzieć, że miejsce to ma równie tajemniczą historię jak organizacja, która w okresie międzywojennym się tutaj mieściła. Najpewniej wszystko się zaczęło w XIX wieku. To był czas, kiedy jak grzyby po deszczu zaczęły się pojawiać i to na masową skalę, różnego rodzaju organizacje, stowarzyszenia, fundacje, bractwa, konfraternie, kongregacje i bardzo tajemnicze dla postronnych – wolnomularstwo. Szczecinecka loża masońska „Hedwig zum Licht” (dosłownie – „Jadwiga ku światłu”) powstała 6 kwietnia 1852 r.
Jej nazwa nawiązywała do księżnej Jadwigi Brunszwickiej pani na szczecineckim zamku i zarazem założycielki tutejszego gimnazjum. Siedzibę wybudowano na trzech działkach znajdujących się przy skrzyżowaniu Parkstrasse (dz. ul. Parkowa) z Stellterstrasse (dz. ul. Ordona).
Z dokumentu wstawionego w Koszalinie w 1812 roku kupcowi Abrahamowi Burchardt’owi wynika, że w tym czasie w Szczecinku działała tzw. loża polowa niemająca jeszcze swojej stałej siedziby.
W otoku pieczęci, oprócz napisu w centralnej części znajdowały się dwa przecinające się trójkąty z wpisaną weń literą „H” zbudowaną z dwóch płonących świec i rozwieszonego pomiędzy nimi fartuszka.
O tym jaki był zasięg wolnomularstwa możemy się przekonać analizując XIX wieczną mapę Niemiec z miastami, w których znajdowały się loże masońskie. Co ważne, mapa obejmuje również pod ich zaborem polskie tereny. Przykładowo, najbliżej Szczecinka znajdowały się m. in. w Pile, Koszalinie, Słupsku, Chojnicach i Trzebiatowie.
Przez cały okres istnienia do szczecineckiej loży należało w sumie ok. 350 osób. Tylko 120 było mieszkańcami Szczecinka, pozostali mieszkali w okolicznych miasteczkach. Zdarzyło się nawet, że członkami tutejszej loży był mieszkaniec Berlina, Wrocławia, Warny, a nawet Buenos Aires.
Na wstępie wspomniałem, że w 1882 roku siedziba szczecineckiej loży spłonęła. Jak twierdzą świadkowie tamtego wydarzenia, kiedy już z okien i dachu loży wystrzeliły wysoko w niebo płomienie, pośród łoskotu spadających i sypiących iskrami belek, nagle zza komina wyleciał diabeł. Przyznajmy, dla tutejszych mieszczuchów musiał być to widok niezwykły i zarazem przerażający. Co w siedzibie wolnomularzy mógł robić wysłannik piekieł? Powszechnie uważano, że widok płonącej loży mocno przypominał ten znany wszystkim z obrazów przedstawiających piekielny ogień.
Inni sądzili, że diabeł został wysłany, aby z pożogi ratować to, co nieczystej sile było najcenniejsze, czyli umieszczona w tzw. sali rozmyślań czarna trumna z czaszką, cyrklem, młotkiem i szpadą. Ta druga wersja wydaje się bardziej wiarygodna, ponieważ wysłannik ognistych czeluści pod pachą dźwigał czarną trumnę. Co ważne, chcąc uciec przed ludzkim wzrokiem, diabeł od razu skierował się wprost na jezioro. Niezwykły pakunek mocno mu ciążył, dlatego wysłannik piekieł leciał tak nisko, że jego ogon muskał jeziorną taflę. Zarówno tego jak i jeszcze następnego dnia Trzesiecko było niezwykle wzburzone, a na jego zachodnich brzegach pojawiła się nawet piana.
Powyższe spostrzeżenia nie znalazły jednak potwierdzenia w żadnych dokumentach. Jedynym świadectwem tego niezwykłego wydarzenia jest współczesny linoryt autorstwa Wojciecha Mościbrodzkiego wystawiony w Muzeum Regionalnym podczas wystawy poświęconej szczecineckim masonom.
Jak na miejscowe warunki, niezwykle okazałą trzykondygnacyjną kamienicę wybudowano prawdopodobnie ok. 1898 roku, której architektura zdecydowanie się wyróżnia od sąsiedniej zabudowy, a znakiem szczególnym jest boniowany parter, narożne pilastry zdobione kanelami, gzymsy, obramowania okienne i przede wszystkim płaski dach i niespotykanie szeroki okap zdobiony misternie wykonanymi kroksztynami. Podobnie ukształtowany dach ma jedynie pobliska narożna kamienica przy ul. Parkowej i Boh. Warszawy, w której przed wojną znajdowała się jedna z wielu organizacji nazistowskich. Od strony jeziora przy skrzyżowaniu Parkstraße (dz. ul. Parkowa) z Stellterstraße (dz. ul. Ordona) już w 1879 roku pojawiła się lożowa restauracja.
W 1890 roku właścicielem restauracji z wielkim, letnim ogrodem był miejscowy przemysłowiec Paul Bourdos. Na archiwalnych zdjęciach pochodzących z pierwszych lat XX wieku na bramie widnieje nazwisko Augusta Walther’a. Paul Bourdos był majętnym człowiekiem, a do niego i jego następców należał m.in. Preußischer Hof – hotel przy dzisiejszym deptaku, do niedawna siedziba SzOK. On też był pomysłodawcą budowy ziemnego kopca przy stadionie miejskim.
Prezentowane karty pocztowe z pierwszych lat XX wieku pochodzą ze zbiorów Muzeum Regionalnego. Tylko jedna z nich przedstawia budynek loży od strony ul. Parkowej.
Adepci byli szczegółowo weryfikowani, a członków obowiązywały rytualne praktyki. System wtajemniczeń dzielił się aż na 33 stopni. Pierwsze trzy stopnie, to tzw. loże symboliczne zwane błękitnymi. Kolor nawiązywał do nieba – kosmosu. Hedwig zum Licht zaliczano do masonerii błękitnej. Można było w niej uzyskać trzy podstawowe stopnie: ucznia, czeladnika i mistrza.
Bracia – tak się wzajemnie tytułowali – pochodzili lub mieszkali na tym samym terenie. Jednym z podstawowych obowiązków, za poniechanie którego skreślano z listy członków, było nie tylko zachowanie tajemnicy, ale przede wszystkim płacenie wysokich składek członkowskich oraz składek na ubogich. Awans na wyższy stopień był niemożliwy bez przeprowadzenia oceny wydanej przez członków loży.
Sądząc po siedzibach lóż w innych miastach (nie dotarłem do dokumentów miejscowej loży) także i ta w Szczecinku musiała być bogato wyposażona. Na parterze, z wejściem od strony dz. ul. Ordona znajdowała się restauracja, a raczej sala bankietowa z bufetem, a dalej być może garderoba oraz izba rozmyślań. Zwyczajowo pomieszczenie to miało czarne ściany, a jej najważniejszym meblem była trumna ze szkieletem lub czaszką. Na piętrze musiało być ulokowane najważniejsze pomieszczenie, czyli miejsce na spotkania obrzędowe, zwane świątynią. Podstawowym wyposażeniem owej świątyni był ustawiony od wschodniej strony na podwyższeniu, tron mistrza katedry. Przy tronie leżała Biblia, cyrkiel, młotek i szpada.
Pozostałe pocztówki prezentują letni ogród „Logen Garten” od strony skrzyżowania ul. Ordona z Parkową. To zdjęcie doskonałej jakości technicznej wykonano zza parkowego żywopłotu i alejki prowadzącej do pomnika poległych mieszkańców.
Główne wejście ulokowane dokładnie było przy skrzyżowaniu ulic i miało kształt drewnianej, bardzo dekoracyjnie wykonanej bramy. Od ulicy ogród otaczał wysoki płot sztachetowy. Jego kameralne położenie z pewnością idealnie korespondowało zarówno z siedzibą, a przede wszystkim tajemniczą organizacją, którą była miejscowa loża masońska. W jej w skład wchodziły miejscowe elity, a więc lekarze, aptekarze, urzędnicy, kupcy, nauczyciele, rzemieślnicy, rentierzy, prawnicy, a także właściciele ziemscy i przemysłowcy.
W tym przypadku w kadrze została ujęta zabudowa ul. Ordona.
Na kolejnej pocztówce z wypisaną datą 27 05 1903 r. podobne ujęcie. Co ciekawe, nad bramą nie ma już wypisanego nazwiska właściciela - dzierżawcy(?) lożowego ogródka.
Na kolejnym zdjęciu widzimy ogród od jego wnętrza. Kartka pocztowa z korespondencją została wysłana 21 września 1900 roku.
Na pierwszym planie widać umocniony polnymi kamieniami klomb z kwiatami w donicach. W tle widnieje przeszkolony, drewnianej konstrukcji taras z wysokimi schodami rozciągający się poza obrys budynku. W poziome terenu widać rozstawione, rozkładane krzesła i stoły. Cały placyk pogrążony jest w cieniu drzew.
Najprawdopodobniej ta, tak jak inne siostrzane loże, została zlikwidowana po dojściu do władzy Hitlera. Po wojnie niezwykle krótko, zanim budynek trafił w ręce czerwonoarmistów, ulokowano tutaj posterunek milicji. Przez dziesięciolecia w jego murach znajdował się Zakład Odzieżowy „Pomorzanka”. Bodajże w latach sześćdziesiątych budynek został trwale oszpecony poprzez dobudowanie dużego skrzydła od jego wschodniej strony. Przez ostanie kilkanaście lat w dawnej siedzibie masonów mieścił się sklep meblowy.
Jeszcze całkiem niedawno w miejscu lożowego ogródka było rozjeżdżone błotniste klepisko, a przy nim w parterowym pawilonie smażalnia ryb. Uwieczniłem ją na zdjęciu wykonanym w sierpniu 2000 roku.
Teraz po latach trudno wspominać serwowanych tam gatunków, ale z pewnością ze względu na cenę, największym powodzeniem cieszyły się ryby morskie. Choć żyjemy na trzęsawiskach w otoczeniu kilkudziesięciu jezior, a nawet w herbie miasta mamy jesiotra – rybę, którą można zobaczyć co najwyżej na zdjęciach z obcych krajów - rybnych dań ze względu na ich astronomiczne ceny raczej nie konsumujemy.
Być może właśnie z tego powodu wędkarstwo cieszy się u nas wciąż niesłabnącą popularnością. Jakoś trudno uwierzyć wędkarskim opowieściom, jakoby chodzi im bardziej o kontemplowanie przyrody, niż łowienie. Zdarza się, że „kontemplujących” tylko w jednym miejscu jest tylu, że plączą im się żyłki, a liczne śmieci pozostawione na jeziornych brzegach świadczą o zupełnie innym podejściu do przyrody, niż próbuje się to niewędkującym wmówić.
W tamtych czasach był to jedyny lokal, w którym można było zjeść tanią, świeżą rybę. Po tej dawnej, wyjątkowo obskurnej budce ze ścianami obitymi płytami pilśniowymi i wielkim napisem od frontu „Smażalnia ryb”, pozostał jedynie zapuszczony, pusty plac czego dowodem jest zdjęcie z 2017 roku.
Już w 2020 roku w tym miejscu powstał postmodernistyczny dwukondygnacyjny biurowiec.
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie