
felieton ukazał się 15.10 w Temacie Szczecineckim
Temat imigrantów napływających z Syrii, Erytrei, Iraku nie schodzi z telewizyjnych ekranów i łamów gazet. W chwili, gdy pisany jest niniejszy tekst odbywa się konferencja prasowa wiceszefa niemieckiego MSW Tobiasa Platy, transmituje ją telewizja ZTF. Słucham i gapię się w telewizor. Niemiecki urzędnik wysokiego szczebla informuje, że jedna trzecia uchodźców przybywających do Niemiec ma fałszywe dokumenty. To nie muszą być zakamuflowani terroryści, nie. Jeszcze do niedawna, niemal do wczoraj niemieckie prawo przewidywało, że uchodźcy polityczni oraz ekonomiczni z podrobionymi dowodami tożsamości mają większe szanse na uzyskanie azylu w Republice Federalnej. Rozumowanie twórców tego przepisu sprzed lat było takie: Skoro musieli się ukrywać pod cudzymi lub wyimaginowanymi danymi personalnymi w swej ojczyźnie, to czynili tak w obawie przed represjami. Chociaż dotyczyło to głównie imigrantów politycznych, jednak przepis w takim brzmieniu zniesiono. Jego dobrodziejstwo było nadużywane. I to przez aktualnych uciekinierów.
Wspomniany przedstawiciel MSW RFN prognozuje, że Niemcy muszą się liczyć z napływem ponad ośmiuset tysięcy do miliona imigrantów z państw Afryki. Jeszcze w tym roku. W Brukseli trwały długo obrady w sprawie „kontyngentu” uchodźców – cudzysłów konieczny, chodzi o ludzi, nie zwierzęta. Najpierw do Polski miało, wedle unijnego rozdzielnika, przyjechać lub przyjść, nieistotne, jedenaście tysięcy. Ostatnio zdecydowano o pięciu. W liczbach bezwzględnych – podkreślał szef Rady Europy, czyli były nasz premier na emigracji zarobkowej w Brukseli. Do nas mają trafić uchodźcy prawdziwi, uciekający przed okropnością wojen, ratujący życie – zapewniła pani jeszcze premier.
W jaki sposób to zostanie zbadane i określone? Ponoć nasze służby wywiadowczo-szpiegowskie od tego są. Nie wiem, ale wedle tego, co się ostatnio działo, najlepiej wychodzą im podsłuchy, a nie badanie prawomyślności.
Są w Polsce protesty przeciwko przyjęciu nawet tej liczby uciekinierów. Powstają pewne wątpliwości wobec demonstracji, niezadowolenia itp. odruchów. Stadion Narodowy w Warszawie może pomieścić na trybunach do 58,5 tysiąca ludzi. Proponuję skonfrontować liczby bezwzględne, nic więcej. Nawet nie biorąc pod uwagę, że „nasi” imigranci co najmniej w trzech czwartych wyruszą ku niemieckiemu dobrobytowi.
Zwykłe życie się toczy i uwagę społeczeństwa zwraca wiele innych spraw nie tylko kwestia imigrantów i reklamowe spoty naszych partii. Zauważcie Państwo, że piszę naszych partii, a nie naszej, jedynej słusznej itd. Demokracja i swoboda! A nasze to one są dlatego, że działają za nasze - podatników pieniądze. Przypominam ku pamięci. Zbiorowej pamięci - tak teraz mówią, a chcę być modny.
Jakby cichcem w tym zgiełku kampanijnym Sejm pochylił się nad projektem ustawy wprowadzającej rewolucyjne (tak zapowiadano) zmiany prawa bankowego. Zanosiło się na przywrócenie przepisu, który lichwę traktował jako przestępstwo. Tenże paragraf kodeksu karnego zmieniono w roku 2011 i mieliśmy oraz mamy do dziś rozkwit firm pożyczkowych oferujących pieniądze na niebotyczny procent. O tym projekcie najpierw było głośno, ale zaraz ucichło. Jest pewne, że obecny parlament nowelizacji prawa bankowego nie przeprowadzi. Wątpię by opozycji, o ile wygra wybory, starczyło determinacji do wyeliminowania lichwy. Nie muszę przypominać, jak bardzo uderza ona w ludzi biednych.
„Rzeczpospolita lichwiarska” - tytuł publikacji w jednym z tygodników. Mocne słowa, ale niestety prawda. Natychmiast usłyszeliśmy (to znaczy, kto chciał, to usłyszał) protesty banków. To do pojęcia, bo kto ma kasę, ten rządzi. Wypada zauważyć, że u nas, mam na myśli Szczecinek i okolice, nie słychać o awanturach eksmisyjnych wobec staruszków i kobiet w ciąży z tytułu bandyckich – mówmy po imieniu – naliczonych odsetek od niespłaconych kredytów. Niekoniecznie w parabankach. Ale – jak podają roczniki statystyczne minionych trzech lat – mieszkańcy Szczecinka i powiatu są najbardziej zadłużeni w całym regionie. Kredyt bankowy spłaca co trzecie gospodarstwo domowe, o pożyczkach w parabankach, rozmaitych chwilówkach itp. ten rodzaj statystki milczy. Chyba nawet nikt się nią nie zajmuje.
Co więcej w statystyce ogólnopolskiej podaje się dochód obywateli brutto, rozbija się go na gospodarstwa domowe właśnie, wylicza ile na osobę itd. Pięknie to wygląda, pięknie. Oficjalne dane rządowe (GUS) nie podają, że obsługa zadłużenia pochłania dwie trzecie dochodu u 60 proc. zadłużonych rodzin. Milczenie jest złotem. Na tej kanwie wyrasta jak jesienny grzyb mit o naszej polskiej znakomitej kondycji. Gospodarczej i wszelkiej. Tu należy przypomnieć, że obok liczb bezwzględnych istnieją względne. Kłaniam się.
Wojciech Jurczak
foto: flickr / CC
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie