
artykuł ukazał się 12 marca w tygodniku Temat
Otrzymuję od Was sporo maili z różnymi zapytaniami. Pytacie o szczegóły poruszanych przeze mnie tutaj tematów, piszecie o swoich problemach zdrowotnych, prosicie o wskazówki. Proponujecie również zagadnienia, którymi mogłabym się zająć i opisać je w kolejnych artykułach. Bardzo dziękuję Wam za zaufanie, gdyż dajcie sygnał, że rzeczywiście zdrowie jest dla Was cenną wartością i próbujecie samodzielnie je osiągnąć bądź naprawić. Jest to również dla mnie wskazówka, że popularne metody dbania o zdrowie czy też sposoby leczenia, nie zawsze są tak oczywiste i skuteczne, skoro poszukujecie innych rozwiązań.
W moich artykułach staram się wskazywać alternatywną drogę pozbywania się chorób czy schorzeń, niż droga proponowana przez medycynę akademicką. Nie jestem lekarzem, więc sama nie leczę. Jestem propagatorem, promotorem zdrowia i informuję społeczeństwo o różnych formach leczenia – o tym, że możesz i masz prawo postąpić konwencjonalnie i leczyć się głównie objawowo, a możesz też zaufać naturze, uruchomić siły obronne swojego organizmu, dostarczyć mu tego, czego mu brakuje lub usunąć to, czego mieć nie powinien i w efekcie wyleczyć się z choroby, która uchodziła być może za nieuleczalną. Możesz też połączyć jedno i drugie, o czym za chwilę.
Ustawiając odpowiednie żywienie i udostępniając wiedzę o naturalnych metodach leczenia, staram się pomagać ludziom w osiągnięciu lepszego stanu zdrowia. Nie jestem w stanie tutaj powiedzieć wszystkiego, co wydaje się ważne. Wskazuję jedynie konkretną problematykę, którą należy rozwinąć i uzupełnić (zachęcam Cię w tym celu do odwiedzania mojej strony internetowej, którą podaję pod każdym tutejszym artykułem. W razie problemów z odnalezieniem miejsca z artykułami, proszę o kontakt).
Chcę jednak podkreślić ważną rzecz. Otóż nie chciałabym jawić się jako osoba przeciwna medycynie konwencjonalnej. Byłby to niesłuszny osąd, gdyż mnie samej zdarza się od czasu do czasu odwiedzić lekarza. Są problemy, z którymi radzę sobie sama, bardzo skutecznie zresztą. Zdarzają się jednak każdemu z nas pewne sytuacje, gdy pomoc lekarza-specjalisty jest niezbędna i nie ma tutaj o czym mówić i się zapierać. Medycyna akademicka jest nam potrzebna. Jednak niektóre schorzenia można skutecznie leczyć naturalnie, bez pomocy jakichkolwiek leków czy operacji. Jestem przeciwnikiem blokowania prostych rozwiązań i dorabiania ideologii do naprawdę łatwych w wyleczeniu schorzeń, które mają źródło przede wszystkim w niewłaściwym stylu życia, szeroko pojętym. I będę w tej kwestii stanowcza.
Zanim poda się pacjentowi silny lek chemiczny, czasem wystarczy dać mu się napić… odpowiedniej ilości dobrej wody. Dziwne? Dla mnie ani trochę.
Myślę też jednak, że wszystko z rozsądkiem, w zależności od problemu i po zadaniu sobie pytania, czy sama medycyna naturalna może mi pomóc, czy też nie obejdzie się bez pomocy lekarza, gdyż problem jest bardziej złożony. A może dobrze byłoby w niektórych przypadkach połączyć obie medycyny i skorzystać z tego, co mają do zaoferowania? Bardzo często daje to świetne rezultaty w odzyskiwaniu zdrowia.
Jeśli już leczymy się objawowo poprzez lekarstwa, to należy ZAWSZE wesprzeć takie działanie wspomożeniem sił obronnych organizmu w walce z patogenami (odpowiednia żywność, aktywność fizyczna w miarę możliwości, ograniczenie stresu i używek, odpowiednia ilość snu, zażywanie określonych substancji i składników odżywczych w naturalnej formie, unikanie promieniowania elektromagnetycznego). I to wydaje mi się kwestią nie do podważenia. Leczenie objawowe w moim odczuciu to droga na skróty i prędzej czy później organizm upomni się o swoje. Moje doświadczenia i liczne obserwacje w tym zakresie pozwoliły mi wysnuć taki wniosek. Zresztą nie tylko moje, bo przecież takie samo stanowisko utrzymuje cała masa ludzi na całym świecie.
Witamina D i jej niezwykłe właściwości
Chciałabym rozpocząć dziś tematykę witamin. Będę kontynuować ją w kolejnych moich artykułach. Jest to problematyka niezwykle istotna, jeśli mowa o utrzymaniu bądź odzyskaniu dobrego stanu zdrowia. Bez witamin nie jesteśmy w stanie funkcjonować prawidłowo. I jest to fakt. Niektóre z witamin mają wręcz moc uzdrawiania. Istnieją przypadki wyleczenia się z nowotworów złośliwych na skutek podawania (najczęściej dożylnego) wysokich dawek odpowiedniej formy witaminy C.
Witaminą, która również wykazuje działanie m.in. antynowotworowe - o czym mówi się od zaledwie kilku lat - jest witamina D. Kilka lat w medycynie to jakby mgnienie oka, zatem zanim zacznie się oficjalnie mówić o innych właściwościach witaminy D niż zapobieganie krzywicy, minie jak sądzę minimum 5 lat. Dlatego warto podjąć takie tematy jak najszybciej, bowiem dla chorego na bardzo ciężką chorobę, tyle lat czekania to… (nie muszę chyba tego rozwijać).
Witamina D ma wpływ wykraczający znacznie poza układ kostny, co wykazało wielu naukowców w setkach (!) opublikowanych badaniach naukowych. Zatem zalecenia suplementacji witaminy D jedynie dla dzieci po urodzeniu oraz w momencie powstawania osteoporozy, są błędne. Witamina ta jest potrzebna cały czas w odpowiedniej (sporej jak wykazują badania) ilości każdemu człowiekowi, na KAŻDYM etapie jego życia. Receptory witaminy D znajdują się bowiem w każdej komórce człowieka! Każda komórka reaguje zatem na witaminę D pod warunkiem, że ma jej dostateczną ilość. A co to jest dostateczna ilość? Niestety ogólne zalecenia (przynajmniej te w Polsce) to 400 IU na dzień, a te (idąc za wynikami badań) nie są w stanie sprostać niestety potrzebom naszych organizmów.
W jednej z prac przeczytałam, że odpowiednia ilość witaminy D znacznie zmniejsza ryzyko zapadnięcia np. na stwardnienie rozsiane. Idąc dalej, można przypuszczać, że u wielu chorych można byłoby zmniejszyć cierpienia związane z chorobą, gdyby zapewnić im odpowiednią podaż witaminy D w odpowiedniej formie – najlepiej tej ze słońca. Niestety znamy nasz klimat i wiemy, że w Polsce słońce jest, że tak powiem, „towarem deficytowym”. Nie możemy więc zapewnić sobie odpowiedniej ilości całkowicie naturalnej witaminy D przez cały rok.
Swoją drogą (będę o tym pisała później, ale już teraz wspomnę krótko), dziwne i śmieszne są te wszystkie zalecenia ekspertów, by nie wystawiać się za wiele na słońce, zwłaszcza w godzinach południowych (11:00-15:00). Głupszej rady w życiu nie słyszałam, zwłaszcza, że nie ma ona żadnego logicznego uzasadnienia, a jedynie pozbawia nas możliwości nasycenia się omawianą przeze mnie dziś witaminą, jakże ważną. Zaczyna się wiosna i niech Państwu nawet nie przyjdzie do głowy, by smarować buźki i rączki swoich dzieci/ wnuków, kremami z filtrem idąc na spacer!! Wystawiać, wystawiać i raz jeszcze wystawiać je na słoneczko w dzień Można jedynie posmarować skórę zwykłym kremem ochronnym czy nawilżającym odpowiednim dla dzieci. I nic więcej, żadnych filtrów. Filtr można zastosować jedynie wtedy, gdy jedziemy latem nad morze i planujemy przebywać rzeczywiście długo na plaży bądź zamierzamy pracować długo (wiele godzin) w ogrodzie na pełnym słońcu z odkrytym ciałem. Wówczas ma to uzasadnienie. O tym szerzej napiszę w następnym artykule.
Kończąc dzisiejsze nasze spotkanie, chciałabym podsumować, że zalecenia 400 IU witaminy D dziennie, nie mają prawdopodobnie żadnego znaczenia dla zdrowia człowieka i że większą jej ilość w formie całkowicie naturalnej (słońce) możemy zapewnić sobie tylko w miesiącach od maja do sierpnia, ewentualnie jeszcze we wrześniu, jeśli trafi się nam słoneczny. A co z resztą okresu w roku? I tu pojawiają się schody…
Ewelina Wieczorek
www.epicentrumzdrowia.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie