
felieton ukazał się 8 stycznia w Temacie Szczecineckim
Już pierwszy dzień 2016 roku pokazał, że nie będzie taki łagodny jak ten sprzed kilku dni. Temperatura gwałtownie spadła i nawet w czterech ścianach zrobiło się jakby nieco przewiewniej. Wystarczyły dwa - trzy dni i jezioro zamieniło się w lodowisko oraz... łowisko dla podlodowych wędkarzy. Tymczasem, jak podaje szczeciński urząd statystyczny, w naszym regionie w listopadzie średnia temperatura była wyższa o ponad 2 stopnie od tej sprzed roku. Na lokalnych drogach pojawił się śnieg, a wraz z nim objawiła się bezsilność służb drogowych. Najbardziej niebezpieczną stała się ul. Pilska, a w szczególności okolice skrzyżowania z ul. Waryńskiego oraz ta ostania. Pierwsza leży w ciągu krajowej „jedenastki”. Zwyczajowo „jedenastka” co roku najgorzej wygląda na odcinku szczecineckim. Dojedziesz bracie – siostro do granicy rejonów odpowiednych za stan dróg i jak ręką uciął. Kto ma wątpliwości niechaj sprawdzi, to tylko niecałe 10 km na południe.
Nie mniej niebezpiecznie jest na ul. Waryńskiego i Strefowej. Nie wiadomo z jakich powodów zarówno Strefowa, jak i jej dalszy odcinek - ul. Leśna, uważane są za powiatowego zarządcę jakby z innej planety, choć jako żywo znajdują się przecież w granicach administracyjnych miasta. Tak dla przypomnienia zarządcy ulicy, granice nie kończą się na ustawionej - ni z gruchy ni z Pietruchy - tablicy przy przenośnym kiblu naprzeciwko bramy głównej do Kronospanu lecz mocno za Czarnoborem. Być może trudno to pojąć, ale wystarczy spojrzeć na mapę. Co ważne, granice miasta, jak i ich przebieg, można zoczyć nawet na ekranie urzędowego komputera. Zarówno pana Staszka jak i panią Wiesię jeżdżących tędy codziennie, niewiele interesuje kto drogami zarządza, czy one są miejskie, wiejskie, krajowe czy nijakie a może powiatowe, a nawet wojewódzkie. Po prostu, choć to zima i jak zwykł mawiać sąsiad dozorca - zimą śnieg być musi – muszą być w miarę bezpieczne.
Początek nowego roku wiąże się zwyczajowo także z niepewnością na ważnych stanowiskach. Wprawdzie u nas (proszę o wybaczanie) na głębokim zadupiu, jak na razie forpoczta obrońców koryt jeszcze nie dotarła, ale kto wie, może i tutaj dotrze. A tak po prawdzie, czy nam tu źle? Przecież mamy jak nigdy dotąd nawet dwóch posłów. Przypomnę, że to o jednego więcej niż w poprzedniej kadencji Sejmu. I choć to może nie tacy, jakby się obrońcom demokracji (która jak wiadomo jest wtedy, kiedy wybieramy po naszej myśli) wymarzyło, jednak są i praktycznie cały czas w Warszawie przebywają. Takie to czasy, że nawet nocą się nie mogą się wyspać, bo cały czas głosują, wnioskują i dyskutują. Co ważne, raczej nie chcą jak ich poprzednicy aby było, tak jak do tej pory.
Poprzedni rok dał się poznać w naszym lokalnym mikroświecie jako czas pożegnania i zmian na wielu prominentnych stanowiskach. Ich „piastowanie” wiąże się nie tyle z większymi niż to wyobraża sobie zwykły zjadacz chleba dochodami, ale i społeczną pozycją. Wprawdzie upadek z wysokiej drabiny jest szczególnie bolesny, niemniej chętnych nigdy nie brakuje. Zmiany rozpoczął dyrektor muzeum z ponad 40-letnim stażem pamiętający jeszcze czasy „aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”, a także z wcale nie mniejszym stażem szefowa tutejszych harcerzy. Następnym (ale nie w kolejności alfabetycznej) był długoletni prezes PGK, potem z nieporównanie mniejszym stażem szef OSiR (emerytura). Nieco zamieszania, głównie za przyczyną radnych opozycyjnych, wywołała wymiana prezesa szpitala. Odszedł też - ale na emeryturę - konserwator zabytków. Dał się poznać jako bezkompromisowy profesjonalista, co ważne - doskonale znający swój zawód, za co wielu burzymurków, zwolenników styropianowych dekoracji oraz estetów od siedmiu boleści specjalizujących się w jarmarcznych reklamach miało mu za złe.
Mimo że dzieci rodzi się całkiem sporo, liczba mieszkańców Szczecinka z roku na rok dramatycznie spada. W tym względzie nie odbiegamy od tego, co się dzieje w innych tej wielkości miastach. Takiego spadku liczby mieszkańców i to w czasach pokojowych, nigdy przedtem w dziejach naszego miasta jeszcze nie było. Młodych i wykształconych wysysają nam wielkie metropolie, a także wcale nie malejąca ilość wyjazdów za chlebem w obce landy. Jeśli chodzi o pro domo sua to redakcję opuściło dwóch dziennikarzy na z góry upatrzone pozycje, a jeden z nich bynajmniej nie tak jak przystało na majora w stanie spoczynku krokiem defiladowym, a raczej cichcem rejterując z posterunku. To tyle w starym roku. Można powiedzieć, że był dobry, ale ten będzie jeszcze lepszy, czego wszystkim życzę.
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie