
felieton ukazał się 16 kwietnia w tygodniku Temat
Mam za każdym razem wątpliwości czy rzeczywiście vox populi vox Dei (głos ludu, głosem Boga). Ponoć jako pierwszy stwierdził to pewien anglosaski mnich. Było to jeszcze w czasach, kiedy miast angielskiego, powszechna była znajomość języka łacińskiego i dlatego wyartykułował go właśnie w tym języku. Wtóruje mu pogląd, jakoby głos jednego to żaden głos. Sądząc po stanie rzeczy autorzy w obu przypadkach chyba jednak mocno przesadzili.
Przykładowo wszystkim się przecież podoba „odbudowana” od fundamentów narożna kamieniczka przy Zielonej. To że jej wygląd nie ma nic wspólnego ani z miejscem, ani z miastem, ani nawet regionem, nie ma nic do rzeczy. Fakt, to istna księżycówka. Ot, barok z rokokiem tyle tylko, że mocno spóźniony. Tak dla przypomnienia, jesteśmy już mocno w XXI wieku. Jej znakiem szczególnym (kamienicy) są bardzo udane (tak się powszechnie uważa), wypełnione styropianem Atlanty. Atlanty podwieszone są niczym pajęczyna w kącie, pod narożnym wykuszem. Stanowią przykład formizmu. Dla wyjaśnienia, to taki efekciarski kierunek w architekturze, w którym przeważała forma nad funkcją i konstrukcją. Można zapytać niczym w szkolnej lekturze, co autor chciał przez to powiedzieć, no może dokładniej pokazać? Jedno jest pewne. Wywołuje silne wrażenie na widzu.
Tymczasem gdy większość zachwyca się i Atlantami, i barokowym zdobnictwem, a nawet bramą wjazdową godną królewskiej posiadłości, dwóch urzędników w tej materii ma inne zdanie i blokuje. Jeden z nich (inżynier budowlany) uważa, że chałupa nie ma nic wspólnego z zatwierdzonym projektem i pozwoleniem na budowę, zaś drugi (historyk sztuki) ma także inne zdanie niż większość nie wspominając już o inwestorze. Na razie wykończone(?) dzieło stoi niezamieszkałe. Znawcy przedmiotu – znaczy zdecydowana większość uważa, że tacy dyletanci jak wspomniany historyk sztuki a także inżynier budowlany mając na względzie powszechny zachwyt powinni jednak ustąpić, jeśli nie ze stanowisk to co przynajmniej nie uzewnętrznić swojej wiedzy w formie urzędowych decyzji. Czyżby nie wiedzieli, że vox populi... A o zasadach demokracji to nawet nie warto wspominać.
W tym miejscu przytoczę może nieco już zmurszały dowcip. Otóż na zebraniu organizacji komsomolskiej, jeden z jej szeregowych członków oświadcza zebranym, że jednak nie ożeni się z komsomołką Tamarą Nikołajewną. Dlaczego? Bo mi się nie podoba – odpowiada z rozbrajającą szczerością. Jego wypowiedź brutalnie przerywa przewodniczący: No jak to, nam wszystkim się podoba, a wam nie?
Właśnie rozpoczęła się wycinka uschniętych drzew na Marientronie i w bezpośrednim jego sąsiedztwie. Już kilka ładnych lat temu miejsce to próbował uporządkować starosta. Którejś wiosny pojawiła się nawet ekipa wycinając wszystkie zarośla i krzewy. Uschnięte drzewa, a było ich całkiem sporo, pozostawiono. Teraz o wycinanych uschniętych od lat drzewach przypomnieli sobie ekolodzy albo ci, którzy za takich się uważają. Na okoliczność wycinki sporządzono nawet operat leśny – jakby nie było, zrobiony przez rzeczoznawców – ale pytania i wątpliwości pozostały. Dlaczego tak dużo i czy jest to aby zasadne? Intersujące jest to, że kiedy drzewa usychały od ścieków, którymi wypełniona była cała dolinka na sąsiadującym ze wzgórzem płaskowyżu - protestów i pytań nie było. Dodajmy, ścieki pochodziły z obiektów należących niegdyś do „rolniczaka”. Wprawdzie było to przed kilkunastoma laty, ale ani tutejszej szkole, ani pośród tutejszych mieszkańców, których domy włączono do tutejszej - znaczy niezależnej od miasta kanalizacji – nie przeszkadzało. Niezależność tutejszej sieci kanalizacyjnej poległa na tym, że bardzo często wypróżniała się wprost do jeziora. Ważne, że w tym czasie opłaty za ścieki były tanie i w tej kwestii istniało powszechne zadowolenie. Być może świadomość ekologiczna była jeszcze na etapie przedszkola. Dzika natura tutejszego lasu - boć park kończył się pod wieżą Bismarcka - szła w parze z dzikimi zwyczajami.
Minęło dużo czasu i najwyższa pora, aby to naprawić. Po drwalach mają wejść na górę archeolodzy. To, co odkryją (albo i nie odkryją) zostanie zagospodarowane i urządzone rzecz jasna łącznie z istniejącą i projektowaną zielenią. Prace mają potrwać ze dwa lata. Jak w przyszłości będzie się prezentowało wzgórze z pewnością nie zdecyduje większość ani przez aklamację, ani przez głosowanie. O zgrozo, zadecyduje co najwyżej jedna – trzy osoby. I nie będzie to zgodne z porzekadłem, że głos jednego to żaden głos.
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie