
felieton ukazał się 19 lutego w tygodniku Temat
Takich jak ja przybyszy ze wschodu – znaczy ze wschodniej części miasta - Zachód wciąż zaskakuje. Mowa rzecz jasna o naszym największym osiedlu, a nie emigracji, o której za chwilę. Dzięki wycince starych i bardzo już schorowanych drzew przy ul. Kościuszki, od strony miasta „otworzył się” widok na prostą, niczym nauczycielski liniał, jezdnię i okoliczną zabudowę. Teraz uliczną perspektywę zamyka najważniejsza budowla, albo jak kto woli najważniejszy element krajobrazowy tej części osiedla jakim kościół św. Rozalii.
Miejska przestrzeń pozbawiona dominant jest niczym kamienna pustynia. Jak to się powszechnie mówi, nie ma na czym oka zawiesić. Takim przykładem jest osiedle Zachód. Wystarczy popatrzyć na jego sylwetkę z oddali. Z trudem go można dostrzec pośród gęstwiny wysokich drzew. Nie sposób wyobrazić sobie naszego miasta bez strzelistej wieży mariackiej, do niedawana też wieży wodociągowej, a także olbrzymich kominów. Są to znaki rozpoznawcze, niemal jego symbole. Tymczasem osiedle jest płaskie jak stół. Miało wyglądać inaczej. Skończyło się jedynie na projektach. Krajobrazowymi dominantami miało być kilka wysokich, dziesięciopiętrowych budynków. Z ich budowy zrezygnowano, ponieważ komuś w spółdzielni mieszkaniowej nie podobało się, że z zainstalowanymi tam windami będą same kłopoty.
Następna okazja nadarzyła się przy budowie kościoła, ale i ją zaprzepaszczono. Tanim sposobem, wbrew architektowi, kościół wybudowano w całości z kamienia. Dlaczego? Bo tanio. Argument o taniości przeważył także, kiedy powstawała wieża i dach. Tanim sposobem dzwony zostały zainstalowane na metalowych koziołkach, wyeksponowanych na wysokości piątej kondygnacji. Efekt jest taki, że ich dźwięk odbija się od bloków. Splendoru świątyni raczej nie przynosi wypłowiała od słońca, niegdyś czerwona blacha na wieży. Jej szczyt niewiele wystaje ponad okoliczne bloki. Praktycznie jest niewidoczna. Ładnych kilka lat temu rozmawiałem właśnie o tym z proboszczem ks. Andrzejem Targoszem. Argumentował, że parafii nie stać na lepsze materiały. A czy teraz po kilkunastu latach oglądając to, co mogło zupełnie inaczej się prezentować, może to być jakiekolwiek wytłumaczenie – nazwijmy rzecz po imieniu – brzydoty? Można nawet przewrotnie powiedzieć, że gdyby nie tonąca w zieleni kamienna kalwaria całość wyglądałaby jeszcze gorzej.
Za to najwyraźniej zmienia się bezpośrednie otoczenie trzesieckiego bunkra. Martwą do tej pory przestrzeń „ożywiły” stare, mocno zdekompletowane armaty oraz czołg. Ten ostatni w czasach swojej młodości, służył na pobliskim poligonie jako cel do którego strzelano. W Szczecinku jest już od ładnych kilkudziesięciu lat. Najpierw straszył przy ul. Klasztornej (róg 28 Lutego), potem ukryto go w zieleni przy ul. Myśliwskiej. Za każdym razem służył w charakterze pomnika. Teraz pomnikiem z pewnością już nie będzie. Co ważne, jak nigdy przedtem cieszy się nadspodziewanym powodzeniem pośród najmłodszych, którzy uważają go za coś znacznie lepszego, niż nawet największa zjeżdżalnia na placu zabaw. Z całą pewnością jego obecność w tym miejscu sprawi, że turystom nasze miasto już nie tylko kojarzyć będzie z wodnym tramwajem na Mysią oraz nartami wodnymi ile o zgrozo, z bunkrem i czołgiem.
Właśnie za pieniądze Urzędu Marszałkowskiego ukazała się dość skromniej objętości publikacja. Tamże na pierwszej stronie uwidoczniono trzesiecki bunkier, a dalej na kilkunastu następnych zdjęciach – Wał Pomorski, a dokładniej to, co z niego zostało. Już nie urokliwe jeziora i lasy mają przyciągnąć turystów, ile stare żelastwo i ponure żelbetowe budowle. Być może w taki sposób najmłodsi będą poznawać historię swojej ojczyzny. Szczególnie ci, których rodzice wyjechali za chlebem w obce landy.
Jak wynika z oficjalnych danych, raczej nie upowszechnianych przez merdające ogonem do partii i rządu media, po wstąpieniu naszego kraju do UE wyjechało „za chlebem” ok. 4,7 mln osób, a więc średnio ponad 10 procent ogółu mieszkańców. Jeśli przymierzymy się do warunków lokalnych wychodzi na to, że w Szczecinku – lekko licząc - ubyło w tym czasie ok. 4 tys. mieszkańców. Część jest jeszcze tutaj zameldowana. Pozostawili swoje mieszkania, aby można było jakby co, przez kilka dni pobyć „u siebie”. Przyjeżdżają na wakacje, święta lub pogrzeby. Pewne jest, że raczej tu nie wrócą. I to jest w tym wszystkim najsmutniejsze.
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie