Reklama

Jerzy Gasiul: Nie bądź pan głąb

02/07/2015 11:43

feloeton ukazał się 25 czerwca w tygodniku Temat

Zgodnie z kalendarzem rozpoczął się już sezon kąpielowy. Zapewne ze względu na globalne ocieplenie w tym roku nie dość, że wiosny nie było, to nawet teraz niby letnią porą, przypadkowe zanurzenie się w wodzie grozi, jeśli nie zapalaniem płuc, to już na pewno hipotermią. Powtarzam, wszystko to się dzieje w dobie globalnego ocieplenia. Jak widać, mimo że „globalne” nie dotarło do wszystkich rejonów naszego globu. To jeszcze jeden dowód na to, jak daleką jesteśmy prowincją. Tymczasem szczecinecka plaża miejska ma już prawie sto lat. Powstała w czasie, kiedy miasto nad Trzesieckiem liczyło o połowę mniej mieszkańców niż dzisiaj, a ścieki z mizernego w tym czasie przemysłu, jeśli w ogóle były, trafiały za pośrednictwem centralnego zbiornika Imhoffa umieszczonego w sąsiedztwie Górki Wodociągowej wprost do Niezdobnej. Dlaczego tak „mądrze” o tym piszę, wyjaśnię za chwilę. 

Miasto w tym czasie określano jako luftkurort, co bynajmniej nie oznaczało, że kurort był do luftu, a raczej zwracano uwagę na wysoką jakość tutejszego powietrza. W kontekście jego dzisiejszego składu, brzmi to jak koszarowy dowcip, ale tak właśnie było. Przyjeżdżano tu w celach leczniczych. Cała ówczesna miejska infrastruktura zresztą temu służyła, w której skład wchodziła właśnie plaża miejska. W tamtym czasie żadna sława (czytaj: celebryta – celebrytka) się tutaj nie kąpała i może dlatego plaża była mało znana. Co innego dzisiaj. Jak się kilka lat temu wykąpała, czy też przypadkowo wpadła do wody – dokładnie nie wiadomo jak to było - to napisali nawet o tym w dzienniku wydawanym przez zagraniczny koncern. Dzięki temu po kraju rozniosła się wieść o wysokich walorach wody w Trzesiecku. 

Ale ja wiem jedno – Trzesiecko słynęło od wielu dziesięcioleci - głównie z wielkich regat i wielkiej ilości stale(!) a nie okazjonalnie pływających po nim żaglówek. Nie straszna była nawet sinica i zazielenione od glonów, niczym majowe łąki, jeziorne zatoczki. Dzisiaj za przyczyną notorycznie prowadzonych prac rekultywacyjnych wody stały się tak przeźroczyste, że wywołuje to nawet irytację co poniektórych wędkarzy. Dlaczego? Ponieważ rybę trudno w takiej wodzie podejść. Fakt, jest jej znacznie więcej, ale nad jej populacją stale „czuwają” miejscowi kłusownicy. 

Bardzo dawno temu, właśnie w tym rejonie jeziora było miejsce garażowania jeziornych stateczków. Hangar pobudowano na wypadek skażenia wody. Fakt, szopa okrutnie szpeciła widok na zamek. Teraz hangar wielki jak stodoła sołtysa stoi na plaży. Mimo, że powstał całkiem niedawno to poprzez lokalizację w takim właśnie miejscu nie wyzbyto się dawnych zwyczajów. To właśnie w epoce PRL pewne obiekty celowo stawiano w miejscach wyeksponowanych tylko dlatego, aby wszyscy na własne oczy przekonali się, jak prężnie rozwija się kraj. Dlatego nie do pomyślenia było, aby dużą fabrykę „chować” gdzieś daleko od zabudowy mieszkalnej, a na wsi jakąś tuczarnię lub owczarnię lokować gdzieś za lasem. To musiało być wyeksponowane najlepiej tuż przy drodze i na pagórku. Tak też stało się z hangarem. Najpiękniejsza na Pomorzu (po ostatniej budowie pomostów) plaża ma jednak pecha. 

W tym roku doszła rura. To taka niezwyczajna rura. Ona potrafi zebrać całą wodę z ulicy na wypadek wielkiej ulewy i od razu odprowadzić do jeziora. Ten kto widział, jak studzienki przy ul. Mickiewicza przeobrażają się w gejzery, a niżej położone parkowe w rozlewiska, ten wie, co znaczy taka rura. Dlatego rurę zbudować był mus. Nie było na to rady, a że akurat trafiła w sam środek plaży... no, bo tak wyszło. Ma być na widoku, bo jakby się zapchała nie pomogą jej przepchnąć nawet największe „usta Mariana” - gumowa ssawka do przepychania kanalizacji. Drobnym mankamentem danej rury jest to, że ścieki z ulicznego potopu trafią wprost na plażę. Ale od czego na plaży mamy piasek? Jakby co, to się przecedzi. 

Jak to było z Jasiem, kiedy majster zapytał go do czego jest ta rura? Ta rura jest do niczego – odpowiedział rezolutnie uczeń. Tak jest i w tym przypadku. Wprawdzie na jej końcu jest separator po to, aby wyłapywał z wód opadowych substancje ropopochodne, ewentualnie tłuszcze, ale co ze skażeniem bakteriologicznym, wszakże jezdnia to nie szpitalna sala, tam się w ochraniaczach na buty nie chodzi, a i pieski też swoje robią? Jak to pouczał majster? Woda (deszczowa) musi się lać! Dana woda podlegająca ciśnieniu napotykając na otwór, czyli szczelinę, wypływa. W tym przypadku wprost na plażę. Praw fizyki pan nie zmienisz i nie bądź pan głąb.

W tych dniach sanepid stwierdził, że woda (nie z jezdni, a z jeziora) nadaje się do kąpieli. A po burzy?

                                                                                                                                  Jerzy Gasiul 

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do