
felieton ukazał się 26 lutego w tygodniku Temat
Kto dziś pamięta pomnik na placu przed „małą” pocztą? Nie masz już obelisku z czerwoną gwiazdą, który miał przypominać Przekom (pogardliwa nazwa Polaków), kto tu rządzi i kto ich wyzwalał. Nie ma gdzie urządzać uroczystości ku czci. Pomnik runął ku zgrozie utrwalaczy i kibiców władzy ludowej na początku lat 90. Wieńcząca go w tym czasie czerwona gwiazda, a także godło tych, co nas napadli pamiętnego 17 września, a następnie „wyzwalali”, obróciła się w niebyt.
Przypomnę, że zbudowano go z polecenia dowódcy pobliskiego Bornego Sulinowa. Któregoś dnia przywieźli swoimi ciężarówkami materiał budowalny i kazali budować. Potem przez dziesiątki lat pod obeliskiem odprawiano świeckie egzekwie, upowszechniając kłamstwa o upamiętnieniu leżących jakoby w tym miejscu poległych. Gdyby nie decyzja ówczesnego burmistrza śp. Mariana T. Golińskiego o zniwelowaniu pomnika do poziomu terenu, z pewnością teraz tego rodzaju rozbiórka byłaby już niemożliwa. Kto wie, być może w sukurs jego obrońcom przyszłaby ambasada państwa uważanego przez różnego rodzaju „pożytecznych idiotów” (to słowa niejakiego Lenina) za synonim pokoju. Tak więc wzorem innych miejscowości byłby to skandal na miarę międzypaństwową.
Wspominam o tym dlatego, że w tych dniach mija kolejna rocznica zdobycia Szczecinka przez Armię Czerwoną. O tak, wiem. W oficjalnej, rodem jeszcze z czasów PRL, nomenklaturze obowiązuje do dzisiaj(!) zupełnie inna nazwa. Otóż zgodnie z tą wykładnią Szczecinek wyzwalała Armia Radziecka. Pomijam kwestię, że armia o takiej nazwie nigdy nie istniała. Problem w tym, że raczej tutejsi mieszkańcy, określając to jak najdelikatniej, raczej nie czuli się „wyzwalani” i przed „wyzwolicielami” uciekali jak najdalej za Odrę. Wyzwalani - głównie od zegarków, byli co najwyżej przebywający tu polscy robotnicy przymusowi – patrz relacja T. Czajkowskiego. „Wyzwolenie” dla robotników rosyjskich i ukraińskich wiązało się z natychmiastową „bezpłatną” podróżą w bydlęcych wagonach na Syberię.
Potem do szabrowanego Szczecinka przez długie miesiące z dalekich kresów II Rzeczpospolitej przyjeżdżały kolejowe transporty umęczonych, trwającą kilka tygodni podróżą (tyle też jechali moi Rodzice). Przyjeżdżali do zupełnie dla nich obcego miasta. Ze swoich rodzinnych domów zostali po prostu wypędzeni. No mówiąc bardziej obrazowo, mieli wybór pomiędzy dżumą (sowiecką), a cholerą (komunizm w wydaniu lokalnym). Wybrali to drugie. Przyjeżdżali też ci z centralnej Polski. Pośród tych ostatnich byli i tacy, którzy zajmowali się wyłącznie szabrowaniem. Ta pokoleniowa tragedia dotyczyła też mieszkańców Neustettin`a. Pośród nich, w zdecydowanej większości, byli zwolennicy i wielbiciele wielkiego wodza z chraktrystycznym wąsikiem. Dopiero wówczas i do nich dotarło to, czego za ich właśnie przyczyną Polacy doświadczali już od pięciu lat.
O tym pamiętnym dla mieszkańców Neustettina`a – Szczecinka wydarzeniu przypominamy co roku o tej porze. Mimo że robimy to już od niemal ćwierćwiecza(!) i zdawać by się mogło, że wszystko już było, do dzisiaj zdarzają się mało znane lub zupełnie nieznane wspomnienia świadków, zdjęcia, czy dokumenty. Tak też stało się i tym razem. Dzięki historykowi Jerzemu Dudziowi – emerytowanemu dyrektorowi Muzeum Regionalnego - w tym numerze publikujemy kolejną nowość dotyczącą tamtych czasów. Trudno wątpić w jej rzetelność, choć nie wszystko wydaje się zgodne z tamtą rzeczywistością.
Na naszych łamach do tej pory zamieszczaliśmy nawet najmniejsze wzmianki o zdobyciu miasta. Jedynie na archiwalnych już szpaltach naszej gazety znajduje się kompendium wiedzy o najnowszej historii miasta. I na próżno go szukać w jakichkolwiek, nawet najnowszych liczących nieraz setki stron historycznych monografiach – patrz najnowsza monografia miasta, w której II wojna światowa po prostu nie istnieje! Nie wiedzieć dlaczego, nawet autorytety historyczne unikają tego okresu niczym diabeł święconej wody. Mimo że szczególnie w ostatnich latach władze państwowe próbują historię na wszelkie sposoby obrzydzać, nie szczędząc na to sił i pieniędzy, ona wciąż cieszy się olbrzymim powodzeniem i zainteresowaniem. Historia est magistra vitae - wiedzą o tym nie tylko maturzyści z dawnych lat, ale także współcześni.
Jerzy Gasiul
foto: szczecinek.org
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie