
felieton ukazał się 23 lipca w tygodniku Temat
Z południa na północ i odwrotnie, non stop, przejeżdżają przez Szczecinek kawalkady samochodów. Nie ma znaczenia świątek, piątek czy niedziela, one cały czas jadą i jadą. Ruch na szczecineckiej obwodnicy zaczyna się skoro świt i trwa do późnego wieczora. Tylko nocą robi się cicho i spokojnie. Co sprawia, że rodaków-niczym magnes opiłki-przyciąga zatłoczony do granic możliwości Kołobrzeg, czy wyjątkowo tandetne wczasowiska rozsiane wzdłuż zimnego Bałtyku, tego nie sposób zrozumieć. Ale dajmy im spokój. Niechaj sobie jadą po to, czego tam nie ma – słońca, ciepłej i przezroczystej wody. Co roku w okresie letnich wakacji Szczecinek po prostu się wyludnia. To widoczna oznaka tego, że turyści stałych mieszkańców nie zastępują i raczej do nas nie zaglądają. Dlaczego mieliby to robić? Przecież do przemysłowych ośrodków na letni wypoczynek się nie przyjeżdża. Zresztą, kto zakotwiczy tu na dłużej, jeśli do celu jego podróży – Bałtyku godzina drogi? Z czym zatem nasze miasto może przyjezdnym się kojarzyć. Z okna samochodu, z dalekiej perspektywy przede wszystkim z pióropuszem białego dymu, za to z bardzo bliska, co najwyżej z przydrożnym fast food`em. Przygotowane naprędce o wysokiej wartości kalorycznej żarełko, w atrakcyjnie wyglądającym opakowaniu, cieszy się wręcz niebywałym powodzeniem. Z okien pociągu widać jeszcze mniej, a mając na uwadze zrujnowany dworzec, to nawet lepiej tu nie wysiadać.
I żeby nie było wątpliwości- nie narzekam. U nas latem jest pięknie. Potwierdzają to nawet nieliczni przybysze. Jesteśmy bardzo prowincjonalnym ośrodkiem ze wszystkimi mu przynależnymi cechami. To nie jest ujma. To jest właśnie zaleta, którą powinniśmy hołubić. To jest ta nasza inszość, której tak nam zazdroszczą (nieliczni) przyjezdni z dużych ośrodków. Powinniśmy chuchać na to co mamy – a zostaliśmy przez Boga i naszych poprzedników obdarzeni wielkimi dobrami. Wystarczy otworzyć oczy. Dlatego w naszym mikroświecie fatalnie brzmi udawanie światowców przejętych promocją obyczajowych nowinek. To jakoś tak nam zupełnie nie do twarzy, nie mówiąc już o tym, że scenografia zupełnie nie pasuje do roli, w którą część z nas usilnie i bezrozumnie próbuje się wcielić.
Jestem zafascynowany najnowszym wydarzeniem kulturalnym na zamku i nie ma nawet co narzekać, że widzów mało. Po pierwsze, to było dla miejscowych, po drugie prezentacje poziomem mocno odbiegały od niedawnego osiedlowego koncertu disco polo, więc i odbiorców było mniej. Za to w parku wieczorami, przez ostatnie trzy dni gwarno było niczym w najpopularniejszych nadbałtyckich kurortach.
Ukoronowaniem trzydniowego festiwalu było odsłonięcie na ścianie kamienicy przy ul. Wyszyńskiego muralu – trzypiętrowego strażnika miasta. Jestem przekonany, że mural wykonany przez wybitnego artystę stanie się z czasem znakiem rozpoznawczym Szczecinka. Strażnik- nomen omen-stanął niemalże w tym samym miejscu, gdzie przed wiekami znajdowała się Brama Pruska. W tym przypadku protektorem, by nie powiedzieć mecenasem sztuki, okazał się Kronospan. Po mało udanym zeszłorocznym muralu przy ul. Drzymały, ten jest z najwyższej światowej półki. To jeszcze jeden dowód na to, o czym przed chwilą. Może miast corocznych studenckich plenerów rzeźbiarskich fundusze przeznaczyć właśnie na kontynuację tego typu dzieła? Całoroczna galeria pod gołym niebem przy głównym trakcie – dlaczego nie? Nigdzie indziej takich rzeczy nie uświadczysz. Co komu ze studenckich wprawek plastycznych i szukania potem na siłę miejsca do ich ekspozycji? Efekty raczej mizerne – patrz zdychający z wyczerpania gryf u stóp zamkowych schodów, czy choćby piaskowe ekskrementy przy OSiR, ratuszowym dziedzińcu czy SAPiK-u. Tegoroczne wytwory rzeźbiarstwa w drewnie są znacznie mniej odporne na warunki atmosferyczne niż piaskowiec, więc czas ich nie tyle ekspozycji co raczej magazynowania, będzie nieporównywalnie krótszy.
A propos rzeźb, choć może w tym przypadku mamy do czynienia raczej z instalacją. Instalacja owa w postaci zestawu pstrokatych drabinek, pomostów, kładek, zjeżdżalni, pochylni tudzież ścianki wspinaczkowej stanęła tuż przy brzegu Trzesiecka, w miejscu określanym jako park zabytkowy. Zdawać by się mogło, że choćby z tego powodu, tego typu monstrum nie powinno tam się znaleźć.
I jak to jest, z jednej strony mamy do czynie ze sztuką najwyższego lotu – patrz mural, zaś kilka przecznic dalej – z niebezpiecznym dla dzieci urządzeniem, które należało schować za krzaczorami na placu zabaw. Nie wie prawica co robi lewica? Albo odwrotnie.
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Panie Jurku zgadzam się z Panem w 100 procentach Już wcześniej pisałem w komentarzu do artykułu o nowej zabawce dla dzieci że nijak ona nie pasuje do zabytkowej części parku. i jest wiele innych miejsc dla tego typu konstrukcji.Wcześniej również postawiono zasłaniający i szpecący krajobraz hangar na statki w miejscu najmniej odpowiednim.Dziwi mnie jednak to bo nie każdy ma gust i zdrowy pomyślunek ale mamy w ratuszu osoby zatrudnione z odpowiednim przygotowaniem na stanowiskach do tego powołanych aby dbały o własciwą estetykę i zabytki naszego miasta ale widocznie tylko dyplomy im pozostały a rozumu i wyobrażni już zabrakło albo faktycznie jak w przysłowiu nie wie prawica co czyni lewica.
Przesada w opinii. Coz znaczy tzw. "zabytkowosc" parku w porownaniu z radosna przyszloscia tych dzieci? Widzieliscie jakie jest zainteresowanie tym urzadzeniem? Funkcja zwycieza.Dla mnie ma to wieksze znaczenie niz przewracajace sie samosiejki olchy, o ktore nie dbano od 50 lat.
Przesada w opinii. Coz znaczy tzw. "zabytkowosc" parku w porownaniu z radosna przyszloscia tych dzieci? Widzieliscie jakie jest zainteresowanie tym urzadzeniem? Funkcja zwycieza.Dla mnie ma to wieksze znaczenie niz przewracajace sie samosiejki olchy, o ktore nie dbano od 50 lat.
Nie każdy umie docenić piękno które tworzone jest latami jak również posiada gust który w dużej mierze zależy od wychowania więc ma pani prawo do swojego zdania.ale ja pozostaję przy swoim i podzielam pogląd autora.Pani natomiast nadaje się jak sądzę wyłącznie do bawienia dzieci więc proponuje aby postawiono taki z nazwy niby statek którego nawet pjany nie rozpozna w postawionym tworze w Pani ogródku lub działce a jak jej nie ma to pod oknem.pokoju w którym Pani wypoczywa.Park powinien być miejscem wypoczynku a nie placem zabaw.
Szanuję wyobrażenie "Kormorana", ale to rzeczywistość określa "co powinno" a "co nie powinno". Nie kormorany. Teorii się naczytaliście w szkołach i teraz określacie coś mianem estetycznego lub nie-. Co mnie to obchodzi? W domu sobie pouczaj, albo w swoim ogródku (i może nieco bardziej taktownie - to ludzie będą słuchać).