
felieton ukazał się 20.10 w tygodniku Temat
Tak dokładnie to nie wiadomo, czy jest to Dzień Nauczyciela czy też Dzień Edukacji Narodowej. Zgodnie z obowiązującą, pochodząca jeszcze z 1982 r. a więc ustawą z czasów „wojennych”, mamy do czynienia z tą drugą wersją. Mimo że pierwsza wersja obowiązywała znacznie wcześniej, do dzisiaj jest w powszechnym użyciu. Zgodnie z obowiązującym prawem dzień ten jest, tu cytuję: „wolny od zajęć lekcyjnych”. Problem w tym, że interpretacja uzależniona jest od tego czy „pracownik edukacji” w tym dniu prowadzi bądź nie prowadzi lekcji oraz - co najważniejsze - czy szkoły są niepubliczne, czy publiczne. W tych pierwszych dzień ów niczym nie różni się od pozostałych dni tygodnia – rzecz jasna z wyjątkiem, sobót, niedziel i dni (ustawowo) świątecznych. Te publiczne, a więc zarządzane przez samorządy, mają wolne. No może dokładniej – wolne mają uczniowie, a nauczyciele zbiórkę w kinie Wolność. Trzeba przyznać, że jest to jedyny zawód – nie chcę mówić o powołaniu i misji, aby nie być wyszydzony, który podczas swojego branżowego święta ma wolne. Nie mają takich przywilejów lekarze, murarze, policjanci, strażacy, a nawet artyści malarze, pomoc domowa czy choćby drogowa.
Powtórzę - wolnego nie mają nauczyciele w szkołach niepublicznych. Czyżby o nich nie pamiętał, jakże wrażliwy na punkcie Karty Nauczyciela oraz doli i niedoli płatników składek, ZNP? Dlaczego inni pracownicy oświaty, którzy również objęci są tą samą ustawą w tym dniu pracują? Dlaczego tak wrażliwi na nauczycielską krzywdę związkowcy tego nie zauważają?
Tego dnia za moich czasów, owszem, odbywały się akademie, ale nikomu z nas nie kazano pozostać w domu. Owszem, w domu zawsze może być dla ucznia przyjemniej, ale nie o tej jakże przykrej dla wszystkich porze roku. Może warto przenieść ten uroczysty (dla nauczycieli) dzień przykładowo na drugą połowę czerwca, a więc tuż przed zakończeniem roku szkolnego? Świadectwa wtedy są już wypisane, a nauczyciele i uczniowie jedynie symulują pracę. Takie letnie święto byłoby jeszcze bardziej radosne i to dla obu stron – i uczniów, i nauczycieli.
W Szczecinku akademie odbywają się w mocno na tę okazję przyciemnionej sali kina Wolność. Trzeba przyznać, że w tym względzie mroczny klimat kinowej sali, idealnie wpasowano w zwyczajowo ponurą o tej prze roku aurę. Ktoś powie gruba przesada i nie będzie miał racji. Z pewnością nie chodzi o oszczędzanie energii elektrycznej. Nawet jakby SAPiK na tym zaoszczędził, to i tak zaraz wyda kilka razy więcej na coś zupełnie zbędnego nie tylko dla kultury, ale także i sztuki. Tak więc nie o kasę tu chodzi, a o budowę nastroju. Pamiętam, że za czasów PRL tego rodzaju oświetlenie nastrojowe bywało jedynie na balach i w lokalach ze striptizem.
Tego rodzaju nastrój za to idealnie przystaje do ponurych, wieszczących same nieszczęścia przemów dotyczących reformy szkolnictwa. No bo jak reformę podejmują nasi, to dobrze. Ale robią to, no ci wyjątkowi nieudacznicy, czyli nie nasi, to z pewnością Czarnobyl jawić się przy tym będzie niczym sylwestrowe fajerwerki.
W ten to sposób od przyszłego roku szkolnego rozpocznie się zapaść i degrengolada szkolnego sytemu i poziomu nauczania. Najbardziej w tym wszystkim chodzi nie o poziom, lecz etaty, ale nie bądźmy drobiazgowi. Co prawda dzieci jest coraz mniej. Ale kto wie, może za parę lat, aby pomieścić wszystkie szczecineckie roczniki, głównie dzięki programowi „pińset”, tak jak w dawnych czasach trzeba będzie siedmiu szkół podstawowych? Na razie jest posucha i to nie tylko z powodu niżu demograficznego. Jesteśmy również w niżu poziomu nauczania. To dotyczy także naszego miasta. Niewierzącym proponuję lekturę różnego rodzaju statystyk, rankingów, arkuszy i ocen choćby w zestawieniu szkół naszego województwa. I na nic zaklęcia. Tak jest. Na poziom nauczania narzeka kadra dydaktyczna w szkołach wyższych. Dotyczy to tych prawdziwych – a więc nie prywatnych „uczelni” i nie tych ze Szczecinka.
Znany mi bardzo osobiście już wiekowy profesor twierdzi, że nigdy jeszcze tak niskiego poziomu nauczania nie doświadczał. Najwidoczniej ma już problemy ze słuchem i wzrokiem. W tym względzie nie tylko lokalni mają inne zdanie o reformie. Ba, gotowi położyć się w poprzek drzwi, niczym matejkowski Rejtan, aby wyrywając z kołnierzyka krawat, drzeć się, że dobrze jest jak jest.
Jerzy Gasiul
felieton ukazał się 20.10 w tygodniku Temat
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie