Reklama

Do broni!

16/12/2016 11:40

felieton ukazał się 8 grudnia w tygodniku Temat

Uff, cóż to był za spacer! Jednak jak tak dalej pójdzie, zarzucę to rekreacyjne zajęcie. Nie chodzi wcale o to, że deszcz, błoto i takie tam insze jesienno-zimowe sprawy. Spotkałem bowiem kolegę i to... z wojska niestety. Pół biedy, gdyby jak zwykle zaczął wspominać: A pamiętasz jak szef kompani na porannej zaprawie dał nam w dupę... 

Ale on, starszy kapral od siedmiu boleści, co dwa lata w LWP (Ludowe Wojsko Polskie) odpękał, mądrować się zaczął w temacie Wojsk Obrony Terytorialnej (w skrócie WOT), które, jak by co, SPECNAZOWI kota ma pogonić i chwałą za waleczność się okryć – co uchwalone i zarządzone przez stosowne czynniki zostało. Marudził i kalumiami ciskał na ich program szkolenia. Ględził, że jeden łykend w miesiącu i dwa tygodnie w roku to za mało, żeby z cywila wojaka zrobić Psy i to nierasowe na chłopakach wieszał i plótł, że po takim czasie z bidą lufę od kolby rozróżnić będą umieli. 

Pienił się jak proszek ixi, gdy dla porównania wspominał bite dwa lata tłoczenia nam do łbów zakutych (bośmy w wojskach pancernych służyli), wiedzy tajemnej z regulaminów, musztry, taktyki, że o wyszkoleniu strzeleckim i takich inszych fikołkach to już nie wspomniał. Kit mi wciskał, że na współczesnym polu walki żołnierz WOT ino za mięso armatnie robić będzie, powiększając grono bohaterów. No... aż dziw bierze, że szlag jasny mnie nie trafił. Wszak to tylko austriackie gadanie lub jeśli kto woli nawijanie makaronu na uszy, z którym nijak zgodzić się nie mogę. Ryknąłem więc: o żesz ty łajzo batalionowa czołgów średnich T-55 zresztą. Jak śmiesz kpić z tych co własną piersią, że o krwi słowa nie rzeknę, przed wrogiem nas bronić chcą i jakby co będą, bo przecie przysięgę złożą. Co ty mi tu trepie z armii niesłusznej z jakimś szkoleniem wojskowym wyjeżdżasz. Przecież, jeśli nawet czegoś tam z tych arkanów wojennych kapować nie będą, to nadrobią to ambicją, odwagą osobistą, zapałem, że o waleczności, którą wyssali z mlekiem matki już nie wspomnę. 

Koleżkę mego zatkało niczym spragnionego rozwodnione wojskowe kakao. A ja w ataku nie ustawałem i do natarcia ze zdwojoną energią ruszyłem. Bo WOT to nie wszystko co w temacie obronności można zrobić, bo możliwości nasze są większe, by nie rzec ogromniaste. Samych myśliwych uzbrojonych w różniste strzelby i kordelasy mamy 200 tysięcy i ich szeregi stale rosną. W prawie każdej wiosce mamy oddziały Ochotniczej Straży Pożarnej uzbrojone w armatki wodne. 

A grupy rekonstrukcyjne to przecież też nie w kij dmuchał, bo czegoż tam nie ma.. Wozy bojowe piechoty mają, czołgi większe i mniejsze też, oddziałów piechoty uzbrojonych i wyszkolonych dokumentnie nie zliczysz. Kawaleria w każdej chwili gotowa do szarży, a i kosynierzy do ataku na armaty ruszyć mogą, gdyż doświadczenie w tym temacie mają. Za zwiadowców mogą robić Komancze albo Apacze, których jest ci ich u nas dostatek i wprawione w tej robocie są, a łącznością zajmą się hodowcy gołębi pocztowych. 

Na tym atak na pozycje mego kolegi starszego kaprala zakończyłem, a on do kontrataku nie przeszedł ino salwował się ucieczką. No i nie zdążyłem mu powiedzieć, że z historycznego punktu widzenia to można być i silnym i zwartym i gotowym, ale gdy rankiem w drzwi nasze załomocą... To może być tak jak pod Ujściem w Roku Pańskim 1655, kiedy dzielne i bitne nasze pospolite ruszenie w starciu z wojskami szwedzkimi w rozsypkę poszło... ale to już przecie całkiem insza historyja.

Zenek

 

 

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do