
W ostatnich tygodniach tematem publicznym nr 1 w Szczecinku jest szpital. Temat wciąż wraca niczym niestrawny dla żołądka i wątroby pokarm. Zamiast popić rycyną i czym szybciej wydalić, zaordynowano samozaparcie. Osoba, która wymyśliła tego rodzaju działania, w jej mniemaniu mające wykreować dobry wizerunek, a przy tym odpowiednio reagować na niekorzystne informacje, zasługuje na dożywotnie galery. No chyba, że ktoś stawia pierwsze kroki w tym jakże trudnym zawodzie jakim jest komunikacja marketingowa. Miast wypróbować najpierw na budce z lodami, ćwiczy na szpitalu.
Najwyraźniej nie pomogły dwie nadzwyczajne konferencje dla radnych i dziennikarzy, skoro radni w tej kwestii spotkali się na sesji nadzwyczajnej, której jedynym tematem był szpital. Tamże, w obecności kamer i aparatów fotograficznych oraz dwóch dziennikarzy piszących, przedstawiono zebranym (radnym) szczegółowo rozpisane problemy dotyczące zarządzania, tym niełatwym w prowadzeniu zdrowotnym, koncernem.
Aby niezwykle ciekawy wykład uatrakcyjnić, rozpoczęto od historii szczecineckiego szpitala. Od krótkiego wspomnienia przełomu XIX i XX wieku, a przecież można było nieco wcześniej. Każdy ze słuchaczy mógł się przekonać, jak olbrzymie postępy w tym czasie zaszły. Tu nie chodzi tylko o nauki medyczne, ale o jakość, wyposażenie, dostępność, warunki lokalowe itd. A jaki milowy postęp nastąpił, jeśli weźmiemy pod uwagę pierwszy szczecinecki szpital mieszczący się na Wzgórzu św. Jerzego. Tam po prostu ludzi nie leczono, a jeśli już, to tylko ziołami i okładami. Na domiar złego tych, którzy byli słabego zdrowia i przedwcześnie schodzili z tego świata, chowano tuż pod oknami, na przyszpitalnym cmentarzu. W tej kwestii postęp jest niebywały. Teraz cmentarz znajduje się na drugim końcu miasta, a z okien szpitalnych można co najwyżej dojrzeć szyldy zakładów pogrzebowych.
Przez pierwszą godzinę lekcyjną z okładem, ten jakże interesujący wykład został poparty licznymi spostrzeżeniami, a także wykresami, tabelami, zestawieniami nadlimitów i świadczeń zdrowotnych. I być może, wszystko by się na tym skończyło, gdyby nie radny Marcin Bedka. Onże spostrzegł różnicę pomiędzy tym, co widział, a tym co usłyszał od prezesa podczas nadzwyczajnej sesji.
Uwagi owe nasunęły mu się po tym, jak miał nieprzyjemność osobiście przebywać na izbie przyjęć. Radny w ten sposób – przyznajmy wielce naganny i niedopuszczalny - chciał się podzielić swoimi spostrzeżeniami nabytymi we wspomnianej izbie przyjęć, czym doprowadził do tumultu na sali obrad. No i się zaczęło. Efekt był taki, że nadzwyczajna sesja zakończyła się znacznie później. Tym samym mrzonki o szybszym opuszczeniu sali obrad większości uczestników runęły, niczym marzenia grającego w lotto o głównej wygranej.
Wszystko dlatego, że doświadczenia tych, którzy w szpitalu pracują i tych, którzy się tam leczą czasem, są nieco inne. Ta różnica poglądów, przyznajmy, powinna być wykorzystana, jako czynnik wpływający na doskonalenie swoich usług. I akurat w tym względzie nie ma co się obrażać na różnice w identyfikacji zagadnienia.
W tym miejscu użyję jakże dla mnie bliskich pojęć z geometrii wykreślnej. Otóż obraz zależy od linii horyzontu. Przykładowo, taki przeciętny Kowalski oczekujący w kolejce na przyjęcie – poradę, jego obraz budowany jest z perspektywy żabiej. Jednym słowem z pozycji płaza, którego oczy są na poziomie kilku cm nad powierzchnią ziemi. Nie są to kpiny, tym, którzy się tym parają, termin nie jest obcy. Otóż przedstawiony z takiej pozycji obraz wydaje się nadnaturalnie duży, można powiedzieć majestatyczny i nie do ogarnięcia.
Przeciwieństwem żabiej perspektywy jest widok z góry tzw. pańska. Może być nawet wykonany w aksonometrii, co mocno przybliża jego rzeczywiste wymiary. I właśnie taki obraz mają ci, którzy zawiadują szpitalem, bądź są jego znaczącymi pracownikami. Ale gdyśmy pokusili o zaznaczenie cienia, to okazałoby się, że wiele szczegółów staje się nieczytelnych. Ktoś powiedział, że im wyżej człowiek siedzi, tym rzadziej patrzy w dół.
Czy metafora jest czytelna? To pytanie do tych, którzy wylewają na naszą gazetę kubły pomyj. I to tylko dlatego, że z pozycji szarego człowieka pisaliśmy o ludziach, którzy ich zdaniem zostali niewłaściwie potraktowani przez szpital. A więc zobaczcie, co się w cieniu kryje.
Jerzy Gasiul
felieton ukazał się 6.10 w tygodniku Temat
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie