
felieton ukazał się 27 sierpnia w tygodniku Temat
Sienkiewiczowski Longinus Podpięta herbu Zerwikaptur, doprowadzony do rozpaczy złośliwościami Zagłoby, nie wiedziąc jak odpowiedzieć na jego zaczepki, zwykł mawiać - słuchać hadko. Mówiąc inaczej - wstyd słuchać.
Wbrew pozorom określenie to jest bardzo na czasie. Co ważne, to zazwyczaj osoba atakowana wstydzi się za wypowiadającego. Podobnie jest z politykami. Najwyraźniej u schyłku upalnego sierpnia gorączka przeniosła się do głów tych, którzy zamierzają po raz kolejny pretendować do parlamentu. Usiłują wmówić, że nie robią tego dla własnych korzyści i matki partii ale dla mnie, Pana, Pani czyli społeczeństwa. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ za pośrednictwem środków masowego przekazu, z których znaczna część nie ma nic wspólnego z rzetelnym dziennikarstwem, ze swym przekazem trafiają w najdalsze zakątki naszego (a nie jak zwyczajowo mówią „tego”) kraju, a w tym także do nas. Nie sposób przed ich zalewem się obronić. Największe bzdury wypowiadane przez polityków, są natychmiast nagłaśnianie. Najgorsze jest to, że słuchaczy i ewentualnie potencjalnych wyborców uważają za ludzi dotkniętych ostatnim stadium ciężkiej sklerozy, połączonej z obrzękiem mózgu. Jednym słowem słuchać hadko.
W szczecineckim szpitalu następuje kolejna zmiana na dyrektorskim stanowisku. Zajęcie, choć bardzo trudne, jak widać i słychać, cieszy się sporym zainteresowaniem. Ma to swoje przełożenie na całkiem sporą ilość kandydatów. Sądząc po nazwiskach gotowi są nawet zostawić swoje dotychczasowe, czasem nawet lukratywne zajęcie, aby tylko zasiąść na dyrektorskim fotelu. Dlaczego stanowisko zarządcy szpitala tak bardzo jest pożądane? Na to pytanie nie zamierzam publicznie odpowiadać. Najważniejszym zadaniem zarządcy jest pogodzenie ze sobą interesów banku (zaciągnięte kredyty na rozbudowę i modernizację), kasy chorych, lekarzy, lokalnych polityków, personelu medycznego i pielęgniarek. Kolejność nie jest przypadkowa i jeśli jakąś grupę w tej hierarchii wymieniłem na niewłaściwej pozycji, gotów jestem odszczekać. Jeśli zaś ktoś zapyta o przedmiot, pardon podmiot czyli pacjenta, to w tej wyliczance ten raczej nie występuje, a jeśli już, to raczej tak na marginesie.
Mówiąc wprost, w służbie zdrowia liczy się przede wszystkim kasa. Obłożenie łóżek niekoniecznie da się przełożyć na wielkość corocznego kontraktu z NFZ. A skoro już o pieniądzach mowa, to najistotniejszą pozycją w budżecie są wynagrodzenia. Szpital, który chce uchodzić za dobry, musi – tak, to właściwe określenie – zatroszczyć się o „godziwe” stawki płacowe lekarzy specjalistów. Stawki wyznaczają sami zainteresowani. W takich przypadkach negocjacje pomiędzy dyrektorem a lekarzem polegają na tym, że ten pierwszy albo przyjmuje do wiadomości (i stosowania) zaproponowaną kwotę, albo szuka sobie innego. Ponieważ z reguły ten inny nic innego nie zaproponuje, skruszony dyrektor przystaje, bo w takich przypadkach nie ma dla kierowanej przez niego lecznicy nawet wyjścia awaryjnego. Szpital, który chce uchodzić za dobry, musi dobrze opłacać lekarzy specjalistów. W bajki można sobie włożyć opowieści o posłannictwie, etyce, powinnościach, misji i tym podobnych mało w życiu przydatnych imponderabiliów. Tu nie Afryka i ludzie nie umierają z braku szczepionek. Jakby co, to przykładowo pielęgniarki mogą przecież dorobić biorąc bezpłatny urlop i wyjechać podcierać tyłki niedołężnym Niemcom. Na razie do historii szpitala przeszedł młody lekarz, który – rzecz niebywała – pracując za małe pieniądze poprosił dyrektora o wyznaczenie mu dodatkowych dyżurów i to za darmo. Dlaczego? Ponieważ chciał podnieść swoje kwalifikacje.
Zwyczajowo, specjalista jest zamiejscowy. Ponieważ z reguły zajmuje się praktyką prywatną, bo z czegoś żyć trzeba, a doba ma za mało godzin, więc zdarza się nieobecność. Ludzka rzecz. Pacjent ma zawsze wyjście. Nie chce czekać miesiącami na zabieg? Może leczyć się prywatnie - często u tego samego lekarza. W tej mierze nie ma żadnych ograniczeń. Ba, nawet nie wyganiają do domu kilka godzin po zabiegu. Gdyby co, to przez prywatny gabinet można nawet szybciej dostać się do państwowej lecznicy. Owszem, tam też bywają kolejki, ale jak powiedziała to pewna podróżująca Pendolino po kraju lekarka, piastująca w państwie najwyższe stanowisko, kolejki są dlatego, ponieważ są to dobre szpitale. Że co? Że słuchać hadko? To pewnie z tego gorąca, czy jak?
Jerzy Gasiul
foto: flickr / CCJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie