
artykuł ukazał się 5 marca w tygodniku Temat
Prośby o mieszkania komunalne, socjalne, do remontu, podania o interwencję w sprawie rozwiązania konfliktu pomiędzy matką a córką lub pomiędzy sąsiadami, wnioski o zorganizowanie używanych mebli, sprzętów RTV, AGD czy odzieży – to tylko niektóre problemy z którymi na co dzień muszą sprostać członkowie Komisji Problemów Społecznych Rady Miasta. Grażyna Kuszmar przewodniczącą komisji jest już drugą kadencję. Tak naprawdę jednak z pracą w tym obszarze związana jest od 12 lat. W rozmowie z „Tematem” Grażyna Kuszmar udowodniła, że Komisja Problemów Społecznych to „ogromna machina”, zajmująca się wieloma przypadkami. W pracy tej komisji nawet nie ma co liczyć, by każdego dnia przytrafiało się to samo.
Na czym głównie polega praca w komisji?
- Gdybym miała odpowiedzieć na przykładzie podań, które do nas trafiają, to mogłabym rzec, że na rozwiązywaniu problemów mieszkaniowych. Na 20 podań - 18 dotyczy właśnie spraw mieszkaniowych. Ludzie proszą nas o pomoc w przydziale mieszkania. Komunalnego, socjalnego, jakiegokolwiek.
W jaki sposób mieszkańcy najczęściej motywują swoje prośby o przydzielenie mieszkań?
- Najwięcej jest takich osób, których nie stać na zaciągnięcie kredytu. Możliwości spłaty rat są dla nich bardzo trudne, z rożnych względów. Najprościej mówiąc, jest mnóstwo ludzi, którzy nie spełniają kryteriów dochodowych, żeby w ogóle myśleć o kredycie. Ale są też tacy mieszkańcy, którzy z różnych przyczyn, czy to rodzinnych, czy z powodu wcześniejszych, nieprzemyślanych decyzji, utracili kiedyś swoje mieszkania. Po jakimś czasie zaczynają tego żałować. Przychodzi opamiętanie, mijają emocje… Dopytujemy w takich przypadkach, jak to się stało, że to mieszkanie przepadło. Padają wtedy rozmaite odpowiedzi: że nie płaciłem, że zaniedbałem pewne rzeczy, że lekkomyślnie się wyprowadziłem. Niestety, takie sytuacje też się zdarzają. Generalnie – problemy mieszkaniowe to dla naszej komisji chleb powszedni. Nad każdym problemem pochylamy się indywidualnie. Czasem odwiedzamy mieszkańców w ich domach. Sprawdzamy, w jakich żyją warunkach. Mamy naprawdę bardzo szerokie spektrum ludzi, którzy tych mieszkań potrzebują.
No właśnie, w jakich warunkach mieszkają szczecinecczanie?
- Tak naprawdę w takich, jakie sobie stworzą. Z tym jest bardzo różnie. Część tych ludzi, którzy starają się o mieszkania, mieszka na stancjach. Nie mają swojego lokum, a muszą płacić za czynsz, za wszystkie media. Jeśli ktoś ogląda każdą złotówkę, to wiadomo, że takie rozwiązanie wiąże się z wysokim kosztem utrzymania. Część innych osób mieszka gdzieś kątem u rodziny. I w taki sposób rodzą się konflikty. Bo rodzina, a przede wszystkim młoda rodzina, która ma małe dzieci, najczęściej chce mieszkać u siebie. A nie u rodziców, często jeszcze z młodszym rodzeństwem. Naszym zadaniem jest, by każdy z tych przypadków zweryfikować.
Co z mieszkaniami do remontu? Mieszkańcy chętnie korzystają z możliwości takiego rozwiązania problemów mieszkaniowych?
- Tego typu mieszkania pojawiają się raz na dwa, trzy miesiące. ZGM ogłasza wtedy po pięć, sześć mieszkań do remontu, które można zaadaptować. No, ale te remonty niestety są coraz droższe. To zależy w dużej mierze od ich stanu, często od stopnia zdewastowania przez ostatnich lokatorów. Tak właśnie jest. Czasem ludzie w ten sposób pokazują, co po sobie zostawiają w tych mieszkaniach. Bywa, że koszt remontu sięga w tym przypadku 40, 50, a nawet 80 tys. zł. Osób o niskich dochodach nie stać również na takie mieszkanie.
Jak długa jest kolejka na mieszkanie w Szczecinku?
- Ludzie czekają i po 15, i po 20 lat. Przykładowo, na mieszkania socjalne w kolejce oczekujących zapisanych jest obecnie około 300 osób. Na mieszkania komunalne, do remontu ta kolejka też nie jest mniejsza. Dla osób niepełnosprawnych mamy dwa mieszkania rocznie. Mieszkań, którymi dysponuje miasto, nie przybywa. Do tej pory bardzo nam było trudno wskazać, komu mieszkanie należy się natychmiast, a kto jeszcze jest w stanie trochę poczekać. Czasem musieliśmy głosować po kilka razy, żeby komuś to mieszkanie przydzielić. Myślę, że teraz, gdy w maju wejdą w życie nowe przepisy dotyczące przyznawania mieszkań, lokale będą trafiać tam, gdzie naprawdę powinny.
Nowy sposób przyznawania mieszkań, który będzie oparty na systemie punktowym, tę sytuację poprawi?
- Trzeba sobie zdawać sprawę, że ta nowa formuła też nam wszystkich problemów nie rozwiąże. Od tego przecież mieszkań nie przybędzie. Ale myślę, że dzięki nowemu systemowi przyznawania lokali, mieszkania trafią do osób najuboższych i najbardziej potrzebujących. Zdobyć maksymalną liczbę 300 punktów wcale nie będzie łatwo.
Przypomnijmy krótko, jak ten nowy, punktowy system będzie wyglądać?
- Wszystkie warunki bytowe będą w nim brane pod uwagę. Za każde jedno zapytanie będą przyznawane punkty: ile ma się dzieci, jaka jest sytuacja społeczna, ekonomiczna, czy ktoś mieszka na stancji, czy u rodziców… Ważne jest to, że od maja każdy, kto stara się o mieszkanie z zasobu miasta, będzie musiał jeszcze raz złożyć stosowny wniosek. Niedługo ruszy kampania promocyjna, żeby przybliżyć więcej informacji na ten temat. O tym, jak po nowemu będzie wyglądało przyznawanie mieszkań, będą mówiły m.in. media. Będzie też można o tym przeczytać na stronach internetowych ZGM-TBS. Trzeba będzie przyjść lub zadzwonić i się wszystkiego dowiedzieć.
Jest jakaś recepta na to, by spełnić oczekiwania wszystkich oczekujących?
- Nie ma dobrej recepty. Na pewno nowe mieszkania będą budowane. W budżecie pieniądze na ten cel się pojawią. No, ale nawet jeśli będzie to 60 mieszkań w ciągu roku, to ten problem nie zniknie. Nie łudźmy się, że otrzymamy duży worek pieniędzy i będziemy się od razu budowali dla każdego potrzebującego. Do wszystkiego trzeba cierpliwości.
Z jakimi innymi sprawami zwracają się mieszkańcy o pomoc do członków komisji?
- Sprawy, które do nas trafiają, bywają bardzo różne. Czasem są zwyczajne, przyziemne. Komuś brakuje obuwia, wersalki, lodówki czy telewizora. W takich przypadkach łatwiej jest pomóc. Każdy z nas ma przecież jakiegoś znajomego, przyjaciół, którzy najprawdopodobniej mogą udostępnić takie używane rzeczy. Trudniej jest, gdy w grę wchodzą rozmaite problemy społeczne. Tu możemy jedynie wskazać drogę, coś ewentualnie podpowiedzieć.
Jakie to są problemy?
- Mieszkańcy chcieliby na przykład, żebyśmy rozwiązywali konflikty rodzinne. Bywa, że ktoś się z kimś nie dogaduje; sąsiedzi zaśmiecają, nie potrafią żyć z innymi ludźmi w grupie, przeszkadzają, hałasują, puszczają głośno muzykę… Spektrum tych spraw jest szerokie. Czasem w takich przypadkach idziemy tam, gdzie jest problem, rozmawiamy, ale często efekty tego są niewielkie. Staramy się też wskazywać inne drogi rozwiązania: straż miejską, policję, MOPS. Tłumaczymy, że my możemy jedynie coś podpowiedzieć, ale nic więcej.
Jakie są reakcje mieszkańców na działania komisji?
- Bardzo różnie. Zdarzają się oczywiście mieszkańcy, którzy mają do nas pretensje. Ale także są tacy, którzy nam dziękują. Te sytuacje zawsze są bardzo miłe, tym bardziej, że teraz prawie całe nasze społeczeństwo jest roszczeniowe, z pretensjami. Mili są ci, którzy przyjdą i powiedzą, że coś się udało. Ale my wszystkie sytuacje rozumiemy. I do każdej podchodzimy racjonalnie. (sz)
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie