
felieton ukazał się 12 lutego w tygodniku Temat
Wojna po prostu - Jak można coś takiego powiedzieć! – starsza pani jest poirytowana. A chodzi jej o publiczną wypowiedź byłego polityka, pana B. Oznajmił on, że "byłoby fajnie gdyby nasi chłopcy, bili się na Ukrainie z naszym odwiecznym wrogiem". Krytykująca tę wypowiedź od powojnia mieszka w Białym Borze, należy do koła Związku Ukraińców w Polsce. Uważa siebie za Polkę mającą dwie ojczyzny. – Można w demokracji wszystko mówić, jest wolność słowa, na tym to polega – przypomniałem damie. – Czasem ktoś powie głośno zanim pomyśli – dodałem. Nie epatując Czytelników osobą z przeszłej, lecz słusznej epoki: pan Zbigniew B. jest z wykształcenia i zawodu legendą. Znanym z tego, że w stanie wojennym skutecznie długo się ukrywał przed SB. A to w damskiej peruce, a to w kożuchu wywróconym futrem na wierzch, dzięki czemu był nierozpoznawalny. - W tłumie nikt na mnie uwagi nie zwracał – tłumaczył, gdy opuścił konspirę. Gwoli prawdzie nie krył , iż w ukryciu przed bezpieką pomagał mu czołowy komuszy polityk, który go polubił i przechował. Ten komuch był przy tym zachowawczo przewidujący. Zbychu B., jako zdolny do wszystkiego kombatant, czas jakiś był szefem celników i pisał o nich jubileuszowe wiersze.
Nieustannie ubywa ludzi pamiętających okrucieństwa wojny i drugą wojnę światową w ogóle. Moja rozmówczyni z Białego Boru ma smutne i złe wojenne wspomnienia z dzieciństwa. Pamięta niemieckich żołnierzy, rosyjskich sołdatów, pośród nich także swych rodaków. Pamięta deportację w Akcji "Wisła" i transport do Białego Boru. Pamięta - choć jakby przez mgłę, była wtedy dzieckiem - wojnę, jej tragizm, niszczenie ludzkich losów.
Teoretycznie mamy pokój, faktycznie w różnych zakątkach globu ludzie giną w wojnach. Miejsca by nie starczyło na wyliczenie konfliktów zbrojnych. Mówimy, że to konflikty lokalne i one nas nie dotyczą. Ostatnio wojenna tragedia trwa niedaleko polskiej granicy. Ukraińską tragedię nasze media przedstawiają jako toczoną w miastach. Dokuczliwą, co na ekranie telewizora mają dokumentować okna wyrwane przez pocisk razem z futryną. Rosyjscy separatyści raz są w telewizyjnych newsach bojownikami, innym razem terrorystami, zielonymi ludkami itp. Tylko czasem mówią o zabitych cywilach, dzieciach. Raz nawet trupy żołnierzy pokazywali. Tylko nie wiadomo, czy były to zwłoki ukraińskie, czy separatystów. Co istotne, z niezależnych łamów czasopism i Internetu można się dowiedzieć, że pośród owych separatystów są nie tylko Rosjanie, ale też Ukraińcy opowiadający się za Ukrainą powiązaną z Rosją. Nie brak zwykłych awanturników. Nic w tej tragedii nie jest czarno-białe, jak to wciska publiczności oficjalna propaganda.
Mówiono nam w młodości, a i później, że są wojny słuszne i niesłuszne. Werdykt jaką która jest wydają politycy. Ci sami, którzy wojnę wywołali i nią sterują. Strzelają i są zabijani zwykli ludzie. Nie inaczej dzieje się na wojnie rosyjsko – ukraińskiej.
Od moich znajomych we wspomnianym Białym Borze, młodych ludzi o ukraińskich korzeniach, choć niezwiązanych z jakąkolwiek opcją polityczną u nas, jak i na Ukrainie – usłyszałem zupełnie odmienna ocenę tragedii kraju ich przodków. Mają równie młodych kolegów, przyjaciół, znajomych i dalszych krewnych na Ukrainie, żyjących opodal polskiego Dorohuska, czyli naszej granicy. Liczni ukraińscy poborowi czynią wszystko, by nie iść do wojska. Ponoć konieczna jest wysoka łapówka, aby cel osiągnąć. Ukraińcy w wieku poborowym wyjaśniają, że nie chcą ginąć za swój rząd. Bez ceregieli (co jest cechą polskiej propagandy rządowej) przypominają, że składa się on z oligarchów, którzy jeśli chcą się bić, to niech płacą swoim życiem i swymi pieniędzmi za "wojenne zabawy i zabawki". Być może to instynkt samozachowawczy, choć nie wykluczone, że młodzi potrafią wysnuć wnioski z historii własnego kraju oraz ościennych.
Pod koniec komunizmu w Polsce powstał młodzieżowy ruch kontestacyjny Wolność i Pokój. WiP. skupiał młodych mężczyzn, którzy uznali się za pacyfistów i nie chcieli służyć w wojsku. Sporej grupie się udawało. W Szczecinku było kilkunastu WIP-owców - wynika z archiwaliów. Metody wymigania się były bardziej urozmaicone i wymyślne niż obecnie na Ukrainie. Też mogła być łapówka i udawanie wariata, ale najlepszą metodą okazywało się kupno kilku hektarów gruntu oraz deklaracja zostania rolnikiem – najlepiej hodowcą świń. Wieprzowiny w PRL brakowało nieustannie, to jak takiego brać w kamasze, lepiej niech hoduje. A grunty mogły być spadkiem po krewnym, faktycznym chłopem ze wsi.
Działanie WiP wzbudzało kontrowersje również w kręgach niekoniecznie popierających tamten system. Co to za chłop, co wojsku nie był itd. Gdyby ode mnie cokolwiek zależało, to teraz zaoferowałbym ukraińskim poborowym w ramach pomocy humanitarnej doświadczenia ruchu WiP. Lepsze to niż dywagacje, czy i jaką broń wysyłać Ukraińcom. Zginęłoby mniej ludzi. Fakt, ten kraj i jego obywatele muszą bronić niepodległości. Ale czy strzelać, umierać? Muszą bronić się przed politykami rodzimymi oraz z zewnątrz rosyjskimi reprezentującymi odwieczny imperializm, a także przed dobrymi wujkami, którzy ten konflikt pośrednio wywołali, czego chwilami nawet nie próbują specjalnie ukrywać. Deklarują "pomoc" w rakietach itp. Kto i jak powstrzyma szaleństwo?
Wojciech Jurczak
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie