
Wiem, że zabierając głos w tej sprawie napotkam zarzut, iż nie jest ona idealnym tematem dla felietonisty, prześmiewcy ceniącego ironię jako broń w bojach o zdrowy rozsądek. Mogę usłyszeć, że gdyby w poniższej kwestii wypowiadali się ekonomiści, uczone usta mędrców – to owszem. Jak tak, to całkiem serio. A chodzi o upublicznienie przez „Temat” (jako jedyny z lokalnych mediów) pomysłu połączenia Szczecinka i Gminy (wiejskiej) Szczecinek w jeden organizm, podmiot samorządowy i gospodarczy ze wspólnym samorządem. Zaskoczenie? Niekoniecznie, bo o tym było już słychać.
Tytułem spodziewanych protestów wymienionych na wstępie, uprzejmie podaję, że gmina jest od kilkunastu lat moją małą ojczyzną. Jako jej obywatel, przy tym lokalny patriota, nie waham się do tego przyznać, mam prawo do opinii. Zresztą tak czy inaczej, gdyby do ewentualnej fuzji miało dojść, to na jednym z jej etapów musiałyby odbyć się referenda. W gminie i w mieście lub jedno wspólne. W tym ostatnim przypadku byłoby to pierwsze, wspólne przedsięwzięcie, oprócz wspólnego dla miasta i wsi Urzędu Stanu Cywilnego. Z referendami u nas rozmaicie bywa, o czym przekonuje zbieranie podpisów pod wnioskiem o plebiscyt w kwestii likwidacji Straży Miejskiej, kiedy to odkryto autografy prawdziwych nieboszczyków. Taki cud.
Moim zdaniem początek publicznej rozmowy o połączeniu zaczął się niezbyt fortunnie. Wspomniano po nazwiskach, o kwestiach kadrowych: kto burmistrzem, kto zastępcą i tak dalej. Mało brakowało – kto będzie sprzątał biuro. Można tu przypomnieć stare a mądre żydowskie porzekadło, że jeszcze Icek u mame w brzuchu, a już mu czapkę szyją.
Znając naszą ludzką i jak najbardziej polską mentalność, takie sprawy działają na publiczność jak czerwona płachta na rogacza. Wychodzi, że nieistotna społeczna korzyść, najważniejsze, kto fotel, czy tylko fotelik obsiądzie i ile będzie brał na koniec miesiąca.
Od dawna na łamach „Tematu” postulowaliśmy połączenie wysiłków miasta i gminy u progu każdego sezonu letniego. Szczecineccy mieszczanie tłumnie w weekendy wypoczywają nad jeziorami, w lasach, gdzie woda czysta, powietrze nie śmierdzi, a trawa zielona. Dotychczas przygotowanie do sezonu w gminie objawiało się na wiosennej sesji Rady Gminy. Rajcy dostawali do wiadomości informację o sprzątaniu (na ogół iluzorycznym) terenów nad jeziorami i porządkowaniu jedynego w gminie pola biwakowego w Starym Wierzchowie. Gdyby samorząd – podkreślam samorząd, a nie własnym ukazem wójt lub burmistrz – postanowili nawzajem się wesprzeć, porozumieć i zrozumieć, nam mieszkańcom wsi i sąsiadom mieszczuchom by się polepszyło. A przypomnę, że powiat szczecinecki też chciałby żyć z turystyki. A może nie nad morze? – oto udane hasełko powiatu. Umieszczone kiedyś w najlepszym miejscu, jakie mogło być, to jest przy parkingu zajazdu „Sokolnik” na zatłoczonej w weekendy letniej krajowej „jedenastce”. Na marginesie: „Sokolnik” mógłby zostać zaliczony do lokalnych atrakcji gastronomicznych. Karmią smacznie i nie za drogo. Zaznaczam, że to nie jakaś bzdurna kryptoreklama, lecz informacja dla ludności, zgłaszającej postulat, aby można było smacznie i niedrogo zjeść i odpocząć w podróży.
Miasto również tęskni za turystami i aczkolwiek zrobiono wiele aby ich przyciągnąć, to wciąż za mało. Odrestaurowany zamek, piękne muzeum i nawet narty wodne jak też kolorowe balony na niebie, to w dzisiejszych czasach publiczności nie zachwyca. Król Prymityw z piwskiem, kiełbaskami z grilla, kempingami z dykty i temu podobnymi atrakcjami miłościwie nam panuje? – Chyba tak, prawda, ale jak się chce na turystyce zarabiać, tworzyć miejsca pracy w usługach – żadne pieniądze nie mogą śmierdzieć.
Zapewne w dalszej dyskusji o małżeństwie z rozsądku miasta z gminą wypowie się starosta. Oczywiste, iż mieszkańcy, jak i przyjezdni woleliby korzystać z lepszych dróg, a byłoby to możliwe, gdyby był jeden powiatowy ich zarządca. Póki co, gmina ma drogi w 90 procentach gruntowe, do tego zaniedbane. Aczkolwiek uczciwie trzeba przyznać, że w ostatnich latach inwestycje były, choć skromne na miarę umiarkowanego budżetu.
Ale co tam plażowanie, zwiedzanie obiad, gdy można by, nie rozdrabniając środków, realizować wspólne inwestycje. I faktycznie zamiast odrębnej, czy odrębnych, wsiowych oczyszczalni ścieków włączyć gminne wioski, które tylko się da z uwagi na położenie i odległości do systemu miejskiego. To samo z wodociągami, autobusami itd. Trudno się z tym nie zgodzić
Natychmiast pojawiły się także opinie, że miasto chce połknąć gminę dla korzyści. Firma wodociągowo-kanalizacyjna i inne miejsko-powiatowe spółki zadłużone po uszy, a i samorząd miasta w długach tonie. A na konto gminy, wolnej od spłacania kredytów, można pożyczać od nowa oraz pozyskać kolejny zastrzyk funduszy unijnych. I pakować kasę w miasto. Nie lekceważyłbym takich opinii, choć pachną naszym polskim piekiełkiem. Cóż, każdemu wolno kochać, mamy demokrację. Duży może więcej, choć małe jest piękne. Związki z rozsądku bywają udane. A wójt gminy nie będzie miał lekko. Czy do aliansu z miastem przekona większościową opozycję, którą ma w Radzie Gminy? Oby, szczerze tego życzę. Wszystko przed nami.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie