
Felieton ukazał się 29 stycznia w tygodniku Temat
Naszą uwagę media tak zwanego głównego nurtu usiłują skupić na dwóch sprawach: kłopotach „frankowiczów” oraz wizerunku pani premier. Pierwsze jest dla nas w Szczecinku raczej mało istotne, ponieważ kredytobiorców w szwajcarskiej walucie mamy niewielu. Trochę szkoda, bo gdyby było ich więcej pikietowaliby, mimo zakazu, deptak na 9 Maja. Co w zimowej szarzyźnie skutkowałoby pozytywnie dla kolorytu ulicy.
W drugiej kwestii ludność prowincji polskiej daleko od rogatek stolicy - czyli my – jesteśmy raczej obojętni. Czy istotne, kto zostanie rzecznikiem pani premier, kto zmieni jej uczesanie, obuwie lub całościowy wizerunek? Dla nas temat zastępczy. Dwór opatrzył się dawno. Wracając do pieniędzy z Helwecji: Mój nastoletni wnuk zapytał o co chodzi kredytobiorcom? – Mówią, że o prawdę, a nie o pieniądze od rządu, czyli od podatników, odżegnują się od takiego postulatu – odrzekłem. – Prawdę, jaką parł na mnie chłopak. Ktoś ich zmuszał, żeby wzięli kredyt we frankach, rząd na przykład, jakiś wywiad lub cokolwiek w tym rodzaju – dociekało pacholę. – Nie, ale reklamy były sugestywne, myśleli, że zarobią. Dla nich reklama i to co mówią w telewizorze, to teraz tak samo, jak było niegdyś dla twojej prababci: napisali w gazetach, to święte. – No to, co do tego ma rząd, przeciwko któremu demonstrują? - Zapytał rezolutnie. - Chcą państwowej gwarancji bezpieczeństwa dla swej kasy – wystękałem. - To beznadziejny obciach. Nieuzasadnione roszczenia, jakaś komuna wraca – brutalnie podsumował chłopiec. Naszła mnie szersza refleksja: byłoby to pierwsze nie roszczeniowe pokolenie Polaków po przełomie 1989? A może propaganda rządowa jest tak skuteczna – zastukało pod kapeluszem.
Ale dziecko chyba po części ma rację. Ledwie przestali protestować górnicy, a właściwie ich związkowi przywódcy (po 30 tysięcy złotych za członkostwo w radzie nadzorczej spółki węglowej), a już w kolejce do protestów, rozmów z rządem, nocnych negocjacji i tak dalej, czyli do kasy, stoją nauczyciele związani z ZNP. O ile znam życie – wszyscy dostaną po trosze, byle tylko spokój był. Zwłaszcza, że wybory za pasem, bo już w maju wybierać będziemy pana prezydenta.
Na tle wyborów i protestów płacowych mądre głowy ubolewają, że nie ma prawdziwej lewicy, która by przytulała i wspierała pracujących, lecz nieustannie ubogich. Anna Tatarkiewicz, publicystka z sercem – jak o sobie pisze – po lewej stronie, czeka na współczesny Centrolew. Skoro Platforma przypomina sanację sprzed drugiej wojny, to powinno teraz istnieć centrum lewicowe. Tak jak są na ten wzór powiaty. A prof. Karol Modzelewski, historyk, niegdyś pierwszy przyboczny Jacka Kuronia, socjalisty, lider Unii Pracy – zauważa w jednym z wywiadów prasowych, iż odrodzenie lewicy nie tylko w Polsce w obecnych warunkach jest niemożliwe.
Wykonaliśmy komendę równaj w prawo – powiada profesor. – SLD to nie lewica? - Pyta wywiadujący dziennikarz. – Jeśli do SLD przyłoży się miarkę zachodniej demokracji z lat 70., to nie jest on lewicą. Po upadku ZSRR na Zachodzie wiele się zmieniło, zniknęły partie komunistyczne, a socjaldemokracje wykonały komendę równaj w prawo, do neokonserwatyzmu pani Thatcher i Ronalda Reagana. Dziś te partie nazywają się socjaldemokratycznymi. (...) We Włoszech partia postkomunistyczna nazywa się Partią Demokratyczną.
Początek klęski SLD obserwowaliśmy kilka lat temu w Szczecinku, wkrótce po przegranej batalii o senatorska reelekcję, a potem tragiczną śmierć powiatowego lidera. O tamtego czasu od tej partii odeszli starsi – biologia wykonała swoje. Młodzi poszukali innych formacji, zapewniających stałą pracę, jakieś apanaże. Lub pozostali bezpartyjni, by zostać wybranymi na wójtów i radnych, zostali ważnymi urzędnikami. Noszenie teczki za śp. senatorem okazało się nienajgorszą szkołą. Dziś w ogóle nie wiadomo co z SLD u nas się dzieje. Najważniejszy szef z Warszawy zdelegalizował – można tak rzec – struktury partii w Zachodniopomorskiem w wyniku konfliktu z młodszym konkurentem ze Szczecina.
Kompletny obciach wydarzył się w Szczecinku podczas listopadowych wyborów do Rady Miasta. Przypominać nie warto, wybory oddano walkowerem. I nagle w obliczu rychłej klęski, szef ogólnopolski, notabene wytrawny, stary lis-aparatczyk prezentuje jako kandydatkę na prezydenta RP panią cudnej urody, wykształconą, najwyraźniej nie gąskę. Szok, wielu myśli, że chodzi o gazetowego satyryka Michała Ogórka lub o jego żonę, córkę lub babcię. Nic z tego. To Magdalena Ogórek i już. Też niegdyś nosząca teczkę, ale za dużo ważniejszym przywódcą niż chłopcy ze Szczecinka.
Zagranie szelmowskie z panią Magdaleną. Pewne jest, że wielu będzie na nią głosowało, zwłaszcza mężczyźni. Panie owszem, w sporej liczbie, bo pomijając damską, bezinteresowną zawiść - są jeszcze solidarne feministki. Gdyby mi przyszło głosować na lewicowego kandydata, a miałbym do wyboru pociesznego grubasa nudzącego o niskich zarobkach w Sejmie i ładną laskę, to oczywiste, iż głosowałbym na nią. Wolę by na przykład za granicą reprezentowała mnie elegancka dama niż grubas.
Kiedyś Konstanty Ildefons Gałczyński z zawodu poeta, tłumaczył wierszem, dlaczego ogórek nie śpiewa. A jak teraz zaśpiewa, to co? To będzie ślad po SLD, gdy on spadnie z politycznej estrady. I niech tak zostanie.
PS. Temat ogórkowy nie schodzi z łamów „Tematu”. Oto w poprzednim numerze mój zacny, a ulubiony Szef pisał o ogórkach zatopionych w beczkach na dnie Trzesiecka. A tu nagle ogórek wypłynął. Bez beczki i niekwaszony, świeży i oko człek stary tak jak ja ma na czym zawiesić. Miłe.
Wojciech Jurczak
foto; shc.hu
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie