Reklama

Tomasz Czuk: Jedzmy, nikt nie woła! - czyli o urokach podjadania w kinie

18/02/2011 09:23

felieton ukazał się w 553 wydaniu tygodnika Temat 10 lutego 2011

Kino to najważniejsza ze sztuk - powiedział kiedyś wódz światowego proletariatu, Wołodia Ilicz Ulianow. I tu się z nim akurat zgadzam. Na długo przed nakręceniem "Gwiezdnych wojen", zastosowaniem skomplikowanych technik komputerowych i wymyśleniem technologii 3D ojciec światowego komunizmu przewidział, że film z plebejskiego widowiska przeistoczy się w sztukę, która bez reszty zawładnie ludzkimi umysłami. Konstatacja może niezbyt odkrywcza, ale z punktu widzenia felietonisty, na tyle istotna, aby można ją było naszym czytelnikom przypomnieć. Czy się nam to bowiem podoba, czy nie kino rzeczywiście stało się potęgą. Nawet w wymiarze samorządowym. Już sam fakt posiadania kina nobilituje. Jest wymownym znakiem atrakcyjności każdego miasta, podobnie jak handlowe galerie, którymi zachwycają się łowcy okolicznościowych promocji i zakupoholicy.

Doszło do tego, że miejscowości, którym nie dane było zakosztować rozkoszy posiadania prawdziwego kina, coraz częściej zaczynają być postrzegane jako totalne zadupia i skanseny. Jednym słowem obciach! A w dzisiejszych czasach obciach jest gorszy niż kościelna anatema. I nie chodzi tu bynajmniej o posiadanie wypasionych multipleksów, o których zwykło się mówić, że są szczytowym osiągnięciem filmowej logistyki. Tylko o zwykłe kino. Takie na trzysta miejsc, jak choćby u nas w Szczecinku, w którym każdy kinoman znajdzie coś dla siebie, nawet mój sąsiad Zenek.

Okazało się bowiem, że jest on prawdziwym miłośnikiem kina, ale takim nienachalnym, zupełnie jak uroda niektórych kobiet. Kiedy w Szczecinku ogłoszono konkurs na nazwę świeżo odremontowanego kina, Zenek nie krył swojego zadowolenia. Wziął też przy okazji w nim udział. Wygrać co prawda mu się nie udało, bo dawną "Drużbę" zastąpiła "Swoboda", a nie zenkowe "Metropolis", ale pretensji o to do nikogo nie ma, urazy w sercu nie chowa i z przyjemnością nasze kino odwiedza. Bywa w nim regularnie, na ogół raz, czasami dwa razy w miesiącu. Szczególnie jeśli wyświetlane są polskie filmy, bo przecież nie od dzisiaj wiadomo, że hasło "nie da ci wódka, nie da ci wino, tego co może dać polskie kino" to szczera prawda i że M. Piwowski w swoim kultowym "Rejsie" jaja sobie robił, każąc Maklakiewiczowi mówić, że polskie kino to "nuda panie, dłużyzny" i że nic się w nim nie dzieje.

Zenek to wie i już od wielu lat jest zdeklarowanym admiratorem polskiej sztuki filmowej. A wszystko za sprawą komedii S. Chęcińskiego "Nie ma mocnych", na którą przypadkowo trafił jeszcze w dawnym PDK. Za filmami amerykańskimi z kolei nie przepada, bo trzeba czytać, a wzrok już nie ten, niestety. Poza tym ludzie tak na nich pałaszują popcorn, że aż dialogów nie słychać. I coś w tym drodzy Państwo jest. Wielkie żarcie w polskich kinach to zjawisko powszechne jak obiecanki polityków. Znam takich, co już na sam widok ekranu odczuwają dojmujący głód i z trudem powstrzymują ślinotok. Jak więc tu nie jeść? Jak nie ulec wszechmocnej zasadzie łączenia przyjemności, kiedy zewsząd dobiegają nas odgłosy nerwowego przeżuwania. To rzeczywiście arcytrudne wyzwanie, tym bardziej że pokusa kulinarnej aktywności jest ogromna. A jemy w naszym kinie praktycznie wszystko. Od sprawdzonych cukierków, po żelki, słonecznik, czekoladki, chipsy i wiele innych wynalazków przemysłu spożywczego. Ostatnio widziałem nawet jegomościa, który w trakcie seansu raczył się pętem kiełbasy. Nie wiem czy była to śląska czy podwawelska, ale musiała być naprawdę smaczna, bo mlaskał poczciwiec z takim zapamiętaniem, że aż sam zgłodniałem.

Największe obżarstwo panuje jednak na seansach organizowanych dla dzieci. W ich trakcie kino "Wolność" zamienia się w ogromną jadłodajnię. Nie żeby mi to jakoś specjalnie przeszkadzało, choć nie ukrywam, że widok rodziców, kupujących razem ze swoimi pociechami przepastne kubły popcornu jest dla mnie nieco krępujący. Ale to widocznie znak naszych czasów i nie ma o co kruszyć kopii, choć strach pomyśleć, jak wyglądałby seanse filmowe w naszym kinie, gdyby nieopodal znajdował się jakiś McDonalds, Pizza Hut czy KFC. Mielibyśmy w kinie klimatyzowany snack bar, a zapach pieczonych kurczaków z frytkami dyskretnie wypełniałby nozdrza szczecineckich kinomanów. Teraz nie wygląda to jeszcze najgorzej, przynajmniej na seansach w DKF, na których dość sporadycznie pojawiają się amatorzy popcornu, bo i repertuar - trzeba przyznać - raczej mało gastronomiczny. Zważywszy jednak na przewrotność sztuki filmowej, kto to wie, jak będzie dalej. Kino bowiem jest nie tylko najważniejszą ze sztuk, ale - jak mawia Slavoj Ziżek - i najbardziej perwersyjną, ponieważ nie daje tego, co człowiek pożąda, ale mówi jak pożądać. I pewnie dlatego tak często lubimy w nim jeść.

Tomasz Czuk

foto: sxc.hu

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do