
Czy o religii, Bogu, Ewangelii i pomocy innym da się mówić lekko i z humorem? Czemu nie! Z takiego założenia wychodzi jeden z popularniejszych dziennikarzy młodego pokolenia, Szymon Hołownia. Publicysta, który obecnie promuje swoją najnowszą książkę pt. „Jak robić dobrze”, odwiedził Szczecinek w czwartek, 17 września. Sądząc po liczbie osób, które tego dnia przyszły do szczecineckiej biblioteki, można śmiało powiedzieć, że było to jedno z bardziej atrakcyjnych spotkań z czytelnikami zorganizowanych w tym roku.
Szymon Hołownia opowiadał m.in. o tym, jak podróż do Afryki odmieniła jego życie. Sporo uwagi poświęcił założonej przez siebie w Zambii Fundacji Kasisi. Tłumaczył, z jakimi problemami muszą sobie na co dzień radzić ludzie, których życie znacząco odbiega od tego, które wiedzie przeciętny mieszkaniec Polski. Gość spotkania przekonywał, że nie można być obojętnym na biedę i że w każdej potrzebującej osobie, bez względu na wyznanie, należy dostrzec człowieka. Tłumaczył, że pomagać może każdy. I że ważna jest wszelka pomoc, nawet ta, która sprowadza się do oddania swojej krwi, kupienia komuś kawy, poświęcenia innym swojego czasu, czy przekazania na rzecz potrzebujących chociażby kilku złotych.
- Zawsze daję pieniądze potrzebującym, nawet jeśli podchodzi do mnie alkoholik i pyta, czy dam piątkę – zaznaczył Szymon Hołownia. – Jeśli to osoba uzależniona, to wiadomo, co za to kupi, raczej nie „Trylogię” Sienkiewicza. Ale zawsze mówię w takich sytuacjach, żeby nie pił na pusty żołądek i żeby poszedł coś sobie kupić do jedzenia. No, można się zżymać, że ten człowiek poszedłby do pracy, że jak tak ciężko przecież na ten każdy grosz pracowałem… Ludzie kochani, ja się handryczę nad tymi 10 złotymi, przecież ja je za chwilę w kiosku puszczę.
A co z naciągaczami? Szymon Hołownia wyjawił, że zdaje sobie sprawę, iż wśród osób proszących o pomoc są również tacy ludzie, którzy nie mówią o swojej sytuacji prawdy. – Wtedy mówię, że jeżeli pan lub pani nie mówi prawdy, to będzie mnie miał na sumieniu i że oszukał pan człowieka, który chciał pomóc. Co ja mogę więcej zrobić? Co ja jestem? FBI, CIA? – przekonywał dziennikarz. – Jedna z pań twierdziła na spotkaniu, że takie podejście jest nieetyczne i nieludzkie. Że trzeba sobie radzić samemu. Może my mamy po prostu inaczej. Ja uważam, że Bóg dał mi możliwość zarabiania pieniędzy, ale też dzielenia się nimi. A pieniądze pracują najlepiej wtedy, kiedy się je rozdaje. Niektórym łatwiej jest oddać wszystko raz w życiu, niż trochę codziennie. Ale nie wiesz, czy dożyjesz okazji, żeby oddać wszystko. Może się więc okazać, że niczego nie oddasz. Pójdziesz na tamten świat, stracisz pin do karty i już się nie zalogujesz do systemu. No, ale okaże się, że jesteś najbogatszy na całym cmentarzu…
Omawiając temat, jak efektywnie pomagać, Szymon Hołownia wspomniał także o osobach czy instytucjach, które choć mówią, że pomagają, nie robią nic. – One po prostu są – zauważył gość. – Spotykam takie miejsca, prowadzone niekiedy przez zakonników. Z jedną siostrą kiedyś rozmawiałem o tym na lotnisku. Namawiała mnie, żebym przyjechał do jej zgromadzenia i pomógł w prowadzonym przez siostry przytułku dla narkomanów. Leczycie ich – zapytałem. No nie. Jakaś terapia, wozicie ich do lekarza? Nie. To co z nimi robicie? Oni tak są z nami. Ale jak już umrą, to my ich ładnie chowamy. Mamy już 21 grobów na naszym cmentarzu… Czad. Poczułem wtedy hardkor.
Szymon Hołownia zdradził, że chce swoją pomoc kierować tam, gdzie ona się faktycznie przyda. Jego celem na najbliższy czas jest ośrodek dla trędowatych w Togo w Północnej Afryce. Dziennikarz powiedział, że są jednak takie miejsca na świecie, do których ze względów bezpieczeństwa nigdy nie pojedzie. Jednym z takich miejsc jest Erytrea, określona przez Szymona Hołownię drugą, a nawet gorszą, Koreą Północną. – Stamtąd mamy najwięcej uchodźców. Ja sam, gdybym się tam urodził, to bym stamtąd uciekł – zaznaczył gość.
Na spotkaniu ze szczecineckimi czytelnikami, Szymon Hołownia podzielił się również swoją opinią na temat problemu uchodźców w Europie. – Uważam, że jesteśmy w sytuacji, która dla nas jest bardziej szansą niż zagrożeniem – podkreślił dziennikarz. – Wiem, że wiele ludzi się ze mną nie zgadza. Już Jan Paweł II mówił, że nie do utrzymania jest w Europie paradygmat państwa jednokulturowego. Po prostu musimy nauczyć się obsługiwać inność kulturową i religijną w naszym domu.
Szymon Hołownia zauważył, że nasza wiedza o obcych kulturach sprowadza się do tego, co ktoś wrzuci na Facebooku lub co powiedzą media. Jeśli chodzi o informacje o morderstwach czy gwałtach, gość jest zdania, że my sami jesteśmy w stanie „zgotować sobie gorsze piekło”. - Jesteśmy w genialnej sytuacji. Mamy pół roku do momentu, kiedy pierwsi uchodźcy przyjadą do nas. Więc zamiast się licytować, czy Muzułmanie wysadzą dwa wózki z niemowlętami czy cztery, musimy zrobić wszystko, żeby się na to przyjście przygotować. Żeby nasi politycy mieli w głowach więcej niż mają… Ludzie się boją, bo nie wiedzą, co to jest inność. Jeśli wpuszcza się tu człowieka, to daje się mu do podpisania papier, że tu nie będzie obowiązywał szariat, tylko polskie prawo. Kiedy ja jadę do Arabii Saudyjskiej, to przestrzegam tamtejszego prawa. A jak jadę do Polski to mam się zachowywać tak i tak. To jest oczywiste i zupełnie naturalne. A to, że oni będą mieli meczety, że czasem się będą modlić na ulicach, bo się chętniej modlą niż my. To czemu mamy tego zabraniać? (…) Tych 12 tys. to jest wstęp. Ten problem będzie narastał. A my musimy Polskę dobrze na to zaprojektować (…).
Na koniec spotkania jego uczestnicy mieli możliwość kupienia książki Szymona Hołowni „Jak robić dobrze”. Przy okazji podpisywania autorskich egzemplarzy czytelnicy mogli otrzymać unikalną pamiątkę – drewnianą figurkę Chrystusa, wykonaną przez pracownika hospicjum w Rwandzie. (sz)
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie