Reklama

Niewyjaśniona tragedia sprzed lat

07/03/2013 13:01

Mimo upływu niemal 70 lat od zakończenia II wojny światowej, wiele epizodów z naszej lokalnej historii ciągle wymaga wyjaśnienia. Jednym z nich jest katastrofa samolotu alianckiego w rejonie Wilczych Lasek. Było to prawdopodobnie jesienią 1943 roku. Jak dotąd nie udało się ustalić nie tylko przebiegu tragedii, ale nawet narodowości - nie mówiąc już o imionach - poległych tam lotników. Szczątki ich zostały złożone na cmentarzu komunalnym w Szczecinku, w pobliżu kaplicy. W roku 1983 - a więc w okresie stanu wojennego - nad ich grobem wzniesiono najbardziej okazały w tej części nekropolii pomnik, autorstwa znanego koszalińskiego artysty rzeźbiarza Zygmunta Wujka. Dominującym elementem pomnika jest wielki głaz narzutowy, na którym umieszczono płaskorzeźbę z brązu, a na niej Chrystusa dźwigającego Krzyż (jakby z kościoła św. Krzyża w Warszawie). W tle - samoloty zrzucające na spadochronach zaopatrzenie dla walczącej stolicy. Z boku napis:
W ŚMIERCI / BOHATERSKIEJ / MŁODYCH LOTNIKÓW / CHWAŁA POLSKI / TRWAĆ BĘDZIE / PO WSZE CZASY / LOTNIKOM ALIANCKIM WRACAJĄCYM ZNAD WALCZĄCEJ / WARSZAWY POLEGŁYM 1944 MIESZKAŃCY SZCZECINKA 1983 R.
Choć na monumencie widnieje napis: „Mieszkańcy Szczecinka 1983 r.”, pomnik, o ile wiem, wzniesiono ze środków Amerykanów. Wykluczyć także należy, aby polegli lotnicy zostali zestrzeleni w drodze powrotnej „znad walczącej Warszawy”. O przebiegu tragedii wiadomo niewiele, ale to wydaje się pewne.
Zagadkę katastrofy najpierw próbowali wyjaśnić Anglicy. Jesienią 1971 roku za zgodą władz polskich, w obecności pani konsul Wielkiej Brytanii dokonano ekshumacji szczątków lotników z grobu w Wilczych Laskach na cmentarz w Szczecinku. Znalezione w mogile i w miejscu katastrofy przedmioty zabrano do ekspertyzy w Anglii. Treść ekspertyzy nie została podana do wiadomości władzom polskim. Wiadomo tylko, że Anglicy wykluczyli, aby rozbity samolot należał do armii brytyjskiej. Podobnie Rosjanie uznali, że lotnicy nie byli żołnierzami Armii Czerwonej. W lipcu 1979 r. przeniesioną już na cmentarz w Szczecinku mogiłą lotników zaczęli interesować się Amerykanie. Ambasada Stanów Zjednoczonych w Warszawie prowadziła w tej sprawie korespondencję z polskim MSZ, a także z naczelnikiem Szczecinka. Wynikiem tych zabiegów było przeniesienie szczątków lotników na bardziej okazałe miejsce na cmentarzu i wzniesienie pomnika, który stoi do dziś. Amerykanie do sprawy powrócili raz jeszcze 21 maja 1998 roku, gdy wizytę w Szczecinku złożyło 2 przedstawicieli armii amerykańskiej, posiadających stosowne upoważnienia władz polskich. W czasie wizji lokalnej w miejscu katastrofy, dysponując odpowiednimi urządzeniami, znaleziono jeszcze sporo niewielkich fragmentów rozbitego samolotu, które po ekspertyzie przekazano do naszego muzeum. Także i tym razem nie udało się Amerykanom zidentyfikować poległych lotników. Ostatnio w mediach ogólnopolskich i regionalnych ukazał się apel władz amerykańskich o pomoc w identyfikacji miejsc i lotników ofiar II wojny światowej. Na liście do wyjaśnienia znalazła się także katastrofa pod Wilczymi Laskami.
Nawet przybliżona rekonstrukcja tragedii w Wilczych Laskach jest dość niepewna. Duży bombowiec lub transportowiec aliancki, niemal na pewno produkcji amerykańskiej, został zestrzelony lub może uległ awarii jesienią 1943 roku. Datę potwierdzili nieżyjący już świadkowie tragedii, utrzymujący, że samolot rozbił się w czasie wykopków ziemniaków. Katastrofa nastąpiła w ciągu dnia, w każdym razie było na tyle widno, że dostrzegł ją 8-9 letni wówczas Werner - mieszkaniec wsi Wilcze Laski. Znajduje to potwierdzenie w treści tabliczki, jaką umieszczono na pierwszym grobie lotników. Jej treść była następująca: „ZWŁOKI PIĘCIU LOTNIKÓW AMERYKAŃSKICH, LUB ANGIELSKICH, KTÓRZY ZGINĘLI W CZASIE WOJNY W ROKU 1943”.
Grób znajdował się w niskim zagajniku przy linii starego lasu. Był bardzo dobrze utrzymany, oznaczony krzyżem i ozdobiony kwiatkami. Była to zasługa leśniczego p. Borkowskiego i dzieci z tamtejszej szkoły. Krótko po katastrofie teren wypadku został przez wojsko niemieckie otoczony, a dojście cywilom wzbronione. Mimo to, jeden ze świadków podaje, że wszystkich lotników było 5 i że ci, którzy katastrofę przeżyli, zostali zabici przez żołnierzy niemieckich. Pierwsza ekshumacja miała miejsce jesienią 1971 roku. Jak utrzymują świadkowie, wszystkie prace zostały wykonane bardzo starannie. Grób był bardzo głęboki i sięgał 1,5-2 m. W pewnym momencie zwątpiono, czy w ogóle jest tam ktoś pochowany. Zanim dokopano się do ludzkich szczątków, odkryto w grobie 2-3 granaty. Ściągnięty ze Szczecinka specjalista stwierdził, że granaty są nieuzbrojone, ponieważ brakowało im zapalników. Zostały tam wrzucone przez Niemców i zapewne miały w przyszłości zapobiec ewentualnej ekshumacji. Piasek z grobu przesiewano, oddzielając ludzkie szczątki od elementów umundurowania. Wydobyto 5 czaszek, z których 2 były mocno zwęglone. Wszystkie czaszki brała do ręki pani konsul i oglądała dokładnie. Stwierdziła, że czaszki mają otwory z tyłu głowy (ślady po kulach?) i że wszystkie należały do ludzi młodych. Lotników, zapewne celowo, aby utrudnić identyfikację, pozbawiono tzw. nieśmiertelników. Szczątki ludzkie chowano do worka foliowego, a potem do trumny. Z grobu wydobyto m.in.: guzików 5 szt., klamrę do pasa 1 szt., kawałki ciemnozielonej koszuli - 2 szt., część pasa parcianego - 1 szt., dekielek ebonitowy z napisem „Filadelfia” oraz drobne, aluminiowe części samolotu. Wszystkie znalezione w grobie przedmioty pani konsul zabrała do ekspertyzy do Warszawy.

W czasie ostatniej wojny do Polski najczęściej latały polskie załogi RAF-u (siły lotnicze Wielkiej Brytanii). W brytyjskim lotnictwie 138 dywizjon specjalnego przeznaczenia miał za zadanie utrzymywać łączność z ruchem oporu w krajach okupowanych przez Niemcy. W kwietniu 1943 roku w dywizjonie, mieliśmy 3 polską eskadrę. W jej skład wchodziło 7 polskich załóg i tyleż samolotów, w tym 3 Halifaxy i 3 Liberatory. Do Kraju lotników wiodły 2 główne drogi: północna i południowa. Północna prowadziła z Anglii na wschód, Morzem Północnym, przecinała Danię, dalej na Bornholm, tu znów skręcała w kierunku Kołobrzegu i dalej prosto na południe Polski, gdzie dokonywano zrzutów i wracano tą samą trasą. Droga ta była bardzo trudna, często w złych warunkach atmosferycznych trwała aż 14 godzin. Niemcy szybko zorientowali się w trasie lotów i w rejonie Danii ustawili bardzo silną zaporę ogniową, która dziesiątkowała załogi.
We wrześniu 1943 roku, na 16 wysłanych do Polski załóg aż 7 zestrzelono (w tym 2 polskie), a pozostałe samoloty były bardzo mocno uszkodzone. Zmusiło to aliantów do korekty trasy, która teraz dochodziła do Szwecji, tu skręcała na południe, przecinała brzeg na wysokości Słupska i dalej kierowała się w głąb Polski. Stosunkowo niewielka korekta wydłużyła trasę o 250-300 km. Odległość ta całkowicie wyeliminowała z lotów do Polski nową trasą Halifaxy, a Liberatory wracały z niej na resztkach paliwa.
Od końca 1943 roku latano do Polski południową trasą spod Brindisi (przy końcu wschodniej części włoskiego „buta”), przez Adriatyk, Jugosławię i Węgry. Ekspertyza Anglików wykluczyła, aby pod Szczecinkiem rozbił się ich samolot. Nie wydaje się także, aby była to którakolwiek z polskich załóg RAF-u. W sporządzonym dokładnym wykazie zestrzelonych i zaginionych polskich załóg, nie odnotowano, żadnej w tej części Polski. Być może więc byli to Amerykanie. W przeciwieństwie do Anglików, Amerykanie często bombardowali w dzień, a jeden ze świadków tragedii wspomina, że miała ona miejsce właśnie tego dnia. Pierwszego nalotu na stocznie i port w Gdyni dokonał angielski RAF, ale z miernym rezultatem.
Dopiero Amerykanie 9 października 1943 roku w ciągu dnia około 13.00, niemal całkowicie zniszczyli urządzenia portowe w Gdyni. W ciągu dnia bombardowane było także lotnisko w Krzesinach pod Poznaniem (29 maja 1944 r.) i tego samego dnia lotnisko w Pile. Piła była celem zapasowym, ponieważ dymy pożarów uniemożliwiły precyzyjne zrzucenie bomb w Krzesinach, zdecydowano się zrobić to nad lotniskiem w Pile.
Sytuacja taka wcale nie była odosobniona. Często, chcąc ukryć prawdziwy cel bombardowań, lotnictwo sprzymierzonych, dla części załóg wyznaczało cele drugorzędne, aby utrudnić Niemcom obronę głównego obiektu bombardowań. Bywało też i tak, że wyznaczano dla załóg „zapasowe” cele bombardowań, gdyby z jakichś powodów nie można było zbombardować celu głównego - tak było w przypadku Piły. Dlatego nie można wykluczyć, że z wyprawy bombowej np. na Gdynię część samolotów bombardowała inne cele odległe o 100 czy więcej kilometrów od zadania głównego.
Wydaje mi się rzeczą bardzo prawdopodobną, że załoga z rozbitego samolotu pod Szczecinkiem była takim odpryskiem od głównej wyprawy. Nie wdając się w skomplikowaną analizę, powiem tylko, że tu stawiałbym na Gdynię. Jak wspomniałem amerykańska wyprawa bombowa na port w Gdyni miała miejsce 9 października 1943 roku. W tym samym dniu zaginął samolot B-17G, 8 Powietrznej Armii Amerykańskiej, której samoloty stacjonowały w Anglii. Relacja jednego ze świadków, jak już wspomniałem umieszcza tragedię w jesieni 1943 roku. Superforteca B-17 była powszechnie przez Amerykanów używana od 1942 roku. Argumentem przeciw tej koncepcji jest ilość członków załogi w tej maszynie, która wynosiła 10 osób (2 pilotów, 1 nawigator, 1 bombardier, 1 radiooperator, 5 strzelców pokładowych), tymczasem ofiar tragedii spod Wilczych Lasek jest 5. Nie przesądza to jeszcze o sprawie, ponieważ mimo wszystko z różnych powodów w czasie lotu członków załogi mogło być mniej. Także w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia, niektórzy z załogi mogli salwować się skokiem ze spadochronu na tyle wcześnie, że wylądowali dość daleko od miejsca katastrofy. Pojmani później przez Niemców, mogli być rozstrzelani (co wcale nie było takie rzadkie) i pochowani na miejscu egzekucji, w pewnym oddaleniu od swoich kolegów. Dziś spoczywają w mogiłach, o których nikt nie wie, lub nie kojarzy z tragedią pod Szczecinkiem. Przyznaję, że są to jednak dywagacje, bez należytego udokumentowania, dlatego tragiczna historia tego lotu ciągle czeka na wyjaśnienie.

Jerzy Dudź
Autor jest dyrektorem Muzeum 
Regionalnego w Szczecinku.
Działania polskich załóg do zadań specjalnych, źródło: A.P.Przemyski, Z pomocą żołnierzom Podziemia. Warszawa 1991, s.180

foto główne: Flickr
Na zdjęciach między innymi:
Zdjęcie szczątków samolotu przekazanych do Muzeum w Szczecinku.
Grób amerykańskich lotników na szczecineckim cmentarzu.

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do