
Na jeden wieczór w roku teren rekreacyjny u stóp wieży Bismarcka zmienia się w wyjątkowo głośne miejsce. Jednak w tym wypadku – im głośniej, tym lepiej. To za sprawą cyklicznego, największego w naszym regionie festiwalu metalowego. Mowa oczywiście o MATERIAFEST, wydarzeniu zainicjowanemu przez znaną wszystkim doskonale Materię. Impreza ta, połączona z szeregiem koncertów, od samego początku stanowi wyjątkową formę podziękowania, jaką muzycy kierują w stronę wspierających ich od wielu lat fanów. W sobotni (29 sierpnia) wieczór odbyła się czwarta, póki co największa w historii, edycja festiwalu.
- Ten festiwal to nasz wielki ukłon dla wszystkich fanów, miasta oraz dla SAPiK-u. Bez nich nic byśmy nie zrobili – mówi Michał Piesiak, jeden z filarów Materii. - Staramy się ściągać coraz to większe kapele i rzeczywiście z roku na rok jest coraz lepiej, nie da się tego ukryć i bardzo nas to cieszy. Spodziewaliśmy się, że będzie spory feedback, ponieważ w tym roku przyjechały do na jednak duże zespoły i jak widać, udało się po raz kolejny.
Pierwsza edycja festiwalu miała formę lokalnego koncertu, jednak z każdą kolejna jej odsłoną, wydarzenie to rozrastało się. W tym roku na skład występujących zespołów jest już międzynarodowy. Grupa jest także jedna z nielicznych, która może pochwalić się własnym festiwalem.
- To dzięki temu, że mamy tak duże wsparcie – kontynuuje nasz rozmówca. - Tak nazwaliśmy to wydarzenie za pierwszym razem, jako MATERIAFEST. Tak zostało i to już chyba raczej się nie zmieni. Staramy się też budować markę tego festiwalu. Ogromnie się cieszę, że ludziom się to podoba, że przyjeżdżają do Szczecinka z różnych stron i że jednak jest ten odbiór, i że jest on widoczny.
Nie da się zaprzeczyć, że na to wydarzenie już od kilku miesięcy z niecierpliwością czekali wszyscy miłośnicy mocnych brzmień. O tym, że ci ściągnęli do nas niemal z całego kraju najlepiej świadczy fakt, że w ten weekend hotele, pensjonaty i schroniska przeżywały prawdziwe oblężenie. Dla tych, którym nie udało się zarezerwować noclegu, na terenie parku miejskiego - kilkaset metrów od sceny - powstało prowizoryczne pole namiotowe. Teren na tę jedną noc został użyczony uczestnikom festiwalu przez miasto.
Jednak najważniejsze tego dnia było to, co działo się na szczecineckiej scenie. Choć trzeba przyznać, że niemal od samego początku równie gorąco było także przy barierkach, które wręcz uginały się od naporu uczestników imprezy. Zdecydowanie nie szczędzili oni sobie gardeł, śpiewając wraz z artystami, ani energii – dając się porwać falującemu tłumowi.
Tym razem na metalowej scenie zagrały zespoły z Polski, Wlk. Brytanii i Francji. Ta międzynarodowa obsada zagwarantowała publiczności potężną dawkę ostrych brzmień na najwyższym poziomie. Jako pierwsi, tuż po godz. 16, gitary rozgrzali toruńscy muzycy z „Butelki”, dając słuchaczom przedsmak tego, co czekało ich przez kilka godzin. Przeszywające dźwięki płynące z olbrzymich głośników i niesione wodami Trzesiecka bez wątpienia przypomniały wszystkim mieszkańcom o sobotnim wydarzeniu. Ci powoli zaczęli gromadzić się na terenie imprezy. Kolejnych przybywających na festiwal witał ze sceny zespół Disperse. Kolejny raz okazało się, że serwowana przez nich wyjątkowa mieszanka rocka i metalu progresywnego potrafi porwać nawet tych najbardziej opornych.
Jednak momentem, który zgromadził pod sceną prawdziwe tłumy, było pojawienie się szczecineckiej Materii. Artyści od pierwszych chwil wzbudzili prawdziwe ożywienie wśród publiczności, która nie szczędziła im głośnego aplauzu zanim jeszcze padły pierwsze dźwięki. Później było już, można powiedzieć, że tradycyjnie – muzycy na kilkadziesiąt minut wręcz zahipnotyzowali fanów, którzy z nieskrywaną wręcz euforią spijali płynące z głośników akordy i słowa kolejnych, w większości doskonale już znanych kawałków. Jednak na uczestników imprezy czekała jeszcze jedna niespodzianka. Mieli oni pierwsza okazję usłyszeć na żywo utwory z najnowszego krążka zespołu „We Are Materia”. Druga, jeszcze ciepła płyta Materii miała swoją premierę właśnie w dzień festiwalu. Na terenie imprezy otwarte zostało stoisko, gdzie każdy mógł kupić album, a po koncercie – zdobyć także autografy członków zespołu.
- Na płycie słuchacze znajdą dziesięć całkiem nowych kawałków. Mam nadzieję, że będą im się podobały. Prace na płytą trwały strasznie długo – przyznaje Michał Piesiak. - Trochę się ociągaliśmy, ale też chcieliśmy, żeby wszystko było dopracowane i dopieszczone. Nie chcieliśmy się z tym spieszyć na siłę, żeby nie było to robione po macoszemu. Woleliśmy kilka razy przekładać datę premiery, aby mieć pewność, że jesteśmy w stu procentach zadowoleni z efektów pracy. Data premiery celowo zbiegła się z datą festiwalu ponieważ uznaliśmy, że będzie to bardzo dobre rozwiązanie i ukoronowanie naszej pracy. Realizacja tego albumu to była trochę inna jazda, niż w przypadku pierwszego. Pierwszą płytę nagrywaliśmy w studio, z kolei drugą nagrywaliśmy w domu. Dlatego musieliśmy podejść do tego w nieco inny sposób. Nie było to łatwe, ale jakoś wszystko ruszyło i już poszło do przodu.
Jak zdradził nam nasz rozmówca, po pracowitych ostatnich miesiącach członkowie zespołu zaserwują sobie kilka dni odpoczynku. Jednak jeszcze we wrześniu wrócą na scenę, aby skupić się na promocji nowego krążka. Grafik muzyków wypełniony jest aż do lutego przyszłego roku. Przez najbliższe pół roku grupa będzie dawała po trzy koncerty tygodniowo w wielu miastach w kraju, jak również za granicą.
Jak zapowiadają pomysłodawcy – grupa Materia – kolejny raz pod wieżą Bismarcka widzimy się już za rok. (mg)
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Napiszę tylko tyle.Warto było poczekać na ostatni SHOW...
Fajnie, fajnie chłopaki z materii. Aż sam bym przyszedł gdybyście kolegów na policji jakiś czas temu nie posprzedawali, jak was z dżezem złapali o czym ten portal też pisał.