
To dość tajemnicze miejsce znajduje się przy ujściu Mulistego Potoku (Strumienia) w Lesie Klasztornym. Ponieważ „potok” kojarzy się z wartkim nurtem, dlatego „strumień” bardziej oddaje stan rzeczywisty. Stąd roztacza się widok na Trzesiecko i przesłonięte drzewami centrum miasta.
Gdyby nie północne skrzydło zamku i dominująca nad całym krajobrazem smukła sylwetka wieży kościoła Mariackiego, rozciągnięta wzdłuż południowego brzegu zabudowa, byłaby zupełnie niewidoczna.
Leśna polana z roku na rok staje się coraz bardziej cienista. Spotkać tu można jedynie wędkarzy. Korzystający ze ścieżki rowerowej raczej w tym miejscu się nie zatrzymują. Do niedawana były tu jeszcze siedziska ze stołem, teraz są puste miejsca.
Dojechać można tu także leśną drogą biegnącą wzdłuż pogrążonego w nieprzebytym leśnym gąszczu Mulistego Strumienia. Wijąca się meandrami rzeczka łączy Trzesiecko z Wilczkowem. Dodam, że oba jeziora w całości znajdują się na terenie administracyjnym miasta. Rzeczne koryto najczęściej jest w znaczniej części suche i to niekoniecznie tylko w upalne i bezdeszczowe lata. Ktokolwiek wędrował wzdłuż nadzwyczaj stromego brzegu, mógł doświadczyć, jak może prezentować się puszcza. Ledwie widoczną ścieżkę przegradzają powalone w poprzek rzeczki pnie i konary. Ponieważ leżą tam od wielu lat stanowią przebogate źródło pożywienia dla wielu organizmów. Jednym słowem, mają istotny wpływ na bioróżnorodność. Trzeba całkiem nieźle się natrudzić, aby te spróchniałe zwałowiska pokonać i przedostać się z ul. Wilczkowskiej do ścieżki rowerowej ciągnącej się brzegiem Trzesiecka. Mimo wszystko trud się opłaci. Jest to najbardziej dziki (uwaga na dziki, które też tam występują) i zarazem malowniczy zakątek Lasu Klasztornego.
Mulisty Strumień kilka metrów przed ujściem do jeziora przecina drewniany mostek.
Z bliżej nieznanych powodów, ta dzisiaj mocno zacieniona polanka w pierwszej połowie XX wieku cieszyła się niezwykłą popularnością. Przynajmniej tak to wynika z niezliczonej ilości kart pocztowych, na których została uwieczniona. Ze zbiorów Muzeum Regionalnego udało mi się wyłowić kilkanaście takich właśnie kart pocztowych, a i to z pewnością nie są wszystkie.
Co takiego szczególnego znajdowało się tutaj? Otóż właśnie kilkanaście metrów od ujścia strumienia znajdował się niewielki drewniany pomost. Ze szczytu pomostu roztaczał się widok na miasto leżące po przeciwnej stronie jeziora. Co tu dużo mówić, była to dość nędzna, zaledwie kilkumetrowej długości kładka, najpewniej przystosowana do cumowania najwyżej większych łódek. Zwano ją Waldbrücke czyli po naszemu Leśny Mostek. Obiekt ów był na tyle ważny, że zamieszczono go nawet na wydanym w 1935 (także późniejszych wydaniach) planie miasta.
Najstarsze zdjęcie przestawiające miejsce z widokiem na miasto, wykonane w miejscu lub pobliżu później wybudowanego mostku, przedstawia pocztówka z ok. 1909 roku. Fotograf zrobił ujęcie z miejsca, gdzie droga wznosi się mocno pod górkę, a więc znacznie wyżej niż jeziorna tafla. Dzisiaj z racji zadrzewionego terenu wykonanie takiego ujęcie jest już niemożliwe. Na starym zdjęciu na pierwszym planie zwraca uwagę wklejka z pierwszym szczecineckim wodnym tramwajem z napędem motorowym, którym była „Księżna Jadwiga”.
Kolejna pocztówka z podobnie skadrowanym zdjęciem pochodzi z ok. 1916 roku.
Około 1923 roku wydrukowano w miejscowym zakładzie fotograficznym następną kartkę pocztową. Najpewniej to właśnie w tym czasie pojawił się Leśny Mostek przy samotnie rosnącym drzewie nad brzegiem. Drewniana „dalba” z przybitą skośnie deską świadczy, że pomost przystosowano do cumowania łódek.
Jak z biegiem lat zmieniało się otoczenie świadczą dwie kolejne pocztówki pochodzące z tego samego okresu.
Ponieważ w tym miejscu brzeg jest wypłycony, prawdopodobnie do pomostu nie mogły przybijać kursujące po Trzesiecku dwa wodne tramwaje - „Hindenburg” i „Neustettin”. W latach trzydziestych Szczecinek zaczęto określać jako „perłę Pomorza”.
Jak przystało na „perłę” największą atrakcją Szczecinka było czyste powietrze oraz woda. Nadwodną infrastrukturą będącą jeszcze w powijakach, raczej jeszcze nie można było się chwalić.
Nadjeziorna, leśna polana zachowała do dzisiaj swój niezwykle urokliwy, nieco tajemniczy charakter. Jeszcze kilka lat temu, na jej środku leżał znacznej wielkości granitowy głaz, pomiędzy rosnącymi na środku polany dwoma klonami.
Na wierzchu kamienia widniał wyryty kursywą napis: czyjeś imię i nazwisko - widomy znak, że wykonał to fachowiec. Niestety, odczytać można było jedynie imię - Otto. Być może miał upamiętniać nie tylko tajemniczego Otto (czyżby Bismarck?), ale również przy okazji jakieś wydarzenie związane z tym miejscem. Któregoś roku, bez wiedzy tutejszego nadleśnictwa (?), kilkutonowy, zagadkowy głaz znikł.
W tej chwili polana, której głównymi elementami są tablice informacyjne, stos rozkładających się pniaków oraz apteczka nr 7 (wszystkie apteczki mają swoje numery) stanowi co najwyżej krótki przystanek na trasie rowerowej prowadzącej wokół Trzesiecka. To jedno z wielu miejsc, gdzie można się zatrzymać i kontemplować widoki na miasto rozciągające się po drugiej stronie jeziora. Zatoczka często odwiedzana jest przez wędkarzy. Intersujące jest to, że po wojnie, mimo tak niezwykle atrakcyjnej ekspozycji śródmieścia Szczecinka, nie utrwalono tego na żadnej widokówce lub karcie pocztowej. Nie trzeba dodawać, że po dawnym pomoście nie ma śladu.
Jeszcze pod koniec lat trzydziestych, obficie fotografowane miejsce na kartach pocztowych przestało jakby istnieć. W tym czasie w przewodnikach turystycznych sugerowano, aby na Mysią Wyspę udawać się nie drogą lądową, a wodnymi tramwajami.
Przyczyną tego była budowa tuż za Mulistym Strumieniem, schronów bojowych wchodzących w skład tzw. Wału Pomorskiego. Odcinkowi wzdłuż południowo-zachodniemu brzegowi jez. Trzesiecko i dalej wzdłuż Mulistego Strumienia nadano kryptonim „Kloster”. Nazwę przyjęto właśnie od Lasu Klasztornego, a jego nazwa pochodzi od klasztoru augustianów na Marientronie. Nie licząc nadbrzeżnej transzei ciągnącej się aż do wysokości trzesieckiego bunkra, budowę pasa żelbetowych obiektów w tym miejscu zakończono w 1935 roku.
Z chwilą rozpoczęcia budowy pasa umocnień, okoliczny teren był stopniowo wygradzany zasiekami z drutów kolczastych. Obiekty leżące przy drogach zasłaniano także siatkami maskującymi i darnią. W tym czasie specjalne posterunki legitymowały wszystkie osoby chodzące w pobliżu umocnień. Oprócz zakazu zatrzymywania się, nie wolno było robić jakichkolwiek zdjęć.
To tłumaczy brak zdjęć tego miejsca, które w latach trzydziestych przestało istnieć.
Do dzisiaj, tylko po zachodniej stronie rzeczki, można naliczyć w sumie aż osiem mniejszych i większych schronów bojowych. Jeden z nich, położony na niewielkim wzniesieniu tuż przy brzegu, ulokowany został niemalże na wyciągnięcie ręki kilkanaście metrów od ujścia Mulistego Strumienia i tak jak każdy - został wysadzony już po wojnie. Ten miał dwa pomieszczenia, a za jego pancernymi płytami znajdowały się dwa CKM. Dzisiaj, na pagórku obrośniętym dużymi drzewami, zza krzewów i pokrzyw można dostrzec jedynie fragmenty ścian rozerwanych wybuchem
Jerzy Gasiul
Zdjęcia archiwalne pochodzą ze zbiorów Muzeum Regionalnego w Szczecinku.
Jako uzupełnienie - informacja od naszego stałego Czytelnika, Zdzisława Szyszło.
Dziś pogrzebałem trochę w swoim archiwum i mogę ze 100% pewnością powiedzieć, że kamień został ukradziony i wywieziony "gdzieś" wczesnym rankiem w niedzielę, 19 sierpnia 2012 roku. Wsparł mnie zbiór informacji EXIF przypisany systemowo do zdjęcia. Zdjęcie wykonałem w tym dniu o 11:20 i na zdjęciu widać świeżo wysypany piach niestarannie wyrównany, wysypany dla zamaskowania śladów kradzieży. Kamień zapewne dziś jest dekoracją na trawniku u jakiegoś "nowobogackiego", ale chyba tak ułożony, aby napis - imię i nazwisko Ollo Kupler był niewidoczny.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ciekawa historia.Dziękuję za artykuł.