
felieton ukazał się 22 stycznia w tygodniku Temat
Niedzielny, słoneczny dzień to doskonała okazja do spacerów, a nawet -mimo zimowej pory - przejażdżki na rowerze. Całkiem sporą popularnością cieszy się "druga strona" Trzesiecka. Tam pośród dalekich odgłosów z miasta, można zażyć całkiem świeżego powietrza nie wspominając o takich walorach estetycznych jak niezmierzone piękno Lasu Klasztornego. Piszę to wszystko w kontekście sesyjnej interpelacji jednego z radnych w sprawie uporządkowania tzw. ścieżki rowerowej. Wprawdzie do sezonu ogórkowego jeszcze bardzo daleko, ale już teraz warto o tym myśleć. Nazwa ścieżka czy - jak to używa się oficjalnie - szlak pieszo-rowerowy jest po prostu eufemizmem. Nie licząc trasy od strony miasta, reszta jest co najwyżej krętym, często błotnistym i z licznymi wykrotami leśnym szlakiem. Spośród innych dróżek i traktów znanych tylko leśnikom i drwalom, wyróżnia ją jedynie to, że co jakiś czas natrafiamy na oznaczenia. To dowód, że nie błądzimy. Jakaś miłosierna dusza, już kilka miesięcy temu żółtym sprayem oznaczyła wszystkie wystające z ziemi korzenie, na których można się nie tylko potknąć, ale także w trybie awaryjnym trafić na pogotowie, co się już niestety także zdarzało. Niejednemu marzy się ścieżka rowerowa, ale taka z prawdziwego zdarzenia. Nikt bowiem o zdrowych zmysłach nie nazwie nawet najszerszej polnej drogi "ekologiczną" autostradą. W tym przypadku najwyraźniej mamy do czynienia właśnie z tego rodzaju zjawiskiem.
Skoro już zacząłem od sesji wypada wspomnieć, że po raz pierwszy można było oglądać bezpośrednią transmisję na portalu internetowym tutejszej PO "Miasto z wizją". Choć zamieszczający w portalu swoje teksty chwalą się innym punktem widzenia, to akurat punkt widzenia nie ma tu nic do rzeczy. Owszem kamera jest umieszczona wysoko, ale za to widać wszystko i wszystkich. Obraz mogą oglądać nawet ci bez partyjnych legitymacji i (jak to bywa w przypadku kablówek) bez płacenia abonamentu. Śledzenie obrad dla tych o słabej odporności psychicznej może być poczytane jako samoudręczenie, by nie powiedzieć masochizm, ale nie ma co narzekać, jak głosowaliśmy tak teraz mamy.
Nie po raz pierwszy na sesji pierwszoplanowe było to, czego nie przewidziano w porządku obrad. Nowością w tej kadencji jest więcej niż poprzednio różnego rodzaju interpelacji i zapytań i to nie tylko po stronie opozycjonistów. Tradycyjnie najwięcej czasu zajmują sprawy marginalne, a nawet takie, które w ogóle nie powinny być podejmowane – przynajmniej na sali obrad. Taką kwestią z uporem odgrzewaną, niczym stary kotlet, jest zmiana linii brzegowej Trzesiecka przy ul. Trzesieckiej. Odgrzewana, bo wszystko zaczęło się równo przed rokiem. W tej sprawie były konferencje, listy, pisma, pytania i monity. Wszystko odbyło się zgodnie z obowiązującym prawem. Efekt jest taki, że kilku właścicieli powiększyło swoje działki kosztem bagnistego terenu o kilkanaście metrów kw. Pośród nich znalazł się także burmistrz. Interesujące jest to, że pretensje są kierowane wyłącznie tylko do niego, a dowodami na uszczuplanie powierzchni jeziora są wyrysy geodezyjne.
Starsi i bardzo starzy, do których i ja należę, pamiętają, jak w tym miejscu za gierkowskich czasów znajdowała się spółdzielnia ogrodniczo-pszczelarska. Jej sztandarowym produktem właśnie w tym miejscu wytwarzanym, były kiszone w beczkach ogórki. Ponieważ beczki zatapiano w jeziorze, zawartość niejednej zasiliła jeziorne wody. Nie wiem czy było to ekologiczne przedsięwzięcie. W każdym razie teraz, po kilkunastu już latach po kwaszarni nie zostało śladu, no może oprócz kilkunastu zagłębionych w mule beczek. Ale jakby co, to są na to również stosowne wyrysy geodezyjne.
Tak sobie nieprawomyślnie myślę, że ktoś wreszcie powinien zaskarżyć nieprawdopodobny skandal, jaki miał miejsce sto lat z okładem temu. W jaki sposób do tej pory tego nie zauważono, tego nie sposób zrozumieć. I to nie chodzi o parę beczek ogórków, czy kilka metrów brzegu, a kilkaset hektarów gruntu. Otóż wtedy obniżono poziom jeziora. Efektem tego było powstanie kilkuset(!) nowych działek budowlanych w okolicach ul. Ordona, Mickiewicza, a także Kaszubskiej. A o parku nie wspomnę. Kto na tym zyskał, można sprawdzić w odpowiednim urzędzie. Sprawa nie jest błaha i nadal czeka na podjęcie stosownych kroków. Dowody w postaci mapy sporządzonej przez sztabowców najjaśniejszego Cesarza Francuzów (1809 r.) leżą i czekają na interpelację niczym ogórki na dnie Trzesiecka.
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Panie Jurku nie wiem też czy to było ekologiczne ale ogórki z tych beczek były wyborne o smaku którego teraz młodzi nie znają.
Ścieżka po drugiej stronie Trzesieckiego ma swój urok.Nie jest tak źle jeżdżąc po naturalnym podłożu w lesie.Rzeczywiście można usunąć niebezpieczne przeszkody,które są zagrożeniem przede wszystkim dla starszych osób.Absolutnie nie widzę tam miejsca dla drogi z polbruku.Nie znam prawnych uwarunkowań tego terenu.Jeżeli należy do gminy wiejskiej to trudno aby miasto zainwestowało w ścieżkę.Ogórkami zajmowała się Rejonowa Spółdzielnia Ogrodniczo Pszczelarska,po,której nie ma śladu w Szczecinku,a w której to w wakacje młodzież pracując mogła zarobić parę groszy.Ja zarobiłem tam na pierwsze markowe levisy z Pewexu.Pozdrawiam.