
Artykuł ukazał się w 555 wydaniu tygodnika Temat 24 lutego 2011. Temat - co tydzień.
To kwestia pokory. Tego jak, co i kiedy się robi oraz wielkiej pokory do samego siebie. Nie jest tak, że przyjdziesz, wyklepiesz rolę i wystąpisz przed publicznością. Sztuka, to miesiące ciężkiej pracy, prób, nauki i udoskonalania roli. Nagrodą są jedynie kilkuminutowe brawa i zadowolenie z samego siebie.
W dobie płaskich ekranów i kolorowej telewizji teatr zszedł wręcz do podziemia. Przegrywa w rywalizacji z Internetem i sztuką, tworzona przy użyciu komputerów. Czy jednak wszystko stracone? Czy są jeszcze tacy, dla których żywa postać na scenie jest ważniejsza od ekranu kinowego?
W naszym mieście od siedmiu lat istnieje alternatywa dla wszystkich tych, dla których teatr jest wykładnikiem kultury. Działająca przy Samorządowej Agencji Promocji i Kultury "Hybryda" skupia wokół siebie nie tylko samych pasjonatów teatru, ale i młodych aktorów oraz przyjaciół sztuki wszelakiej. Postacią spinającą te wszystkie elementy jest Tomasz Roszko - młody i energiczny nauczyciel języka polskiego, pasjonat teatru i szef wspomnianej sekcji w jednym.
Alternatywa dla młodych
- Staram się pracować głównie z licealistami. Przede wszystkim dlatego, że są już dojrzali oraz odpowiedzialni, ale pracuję także ze studentami oraz gimnazjalistami, od których przecież wszystko się zaczęło mówi Tomasz Roszko.- Nigdy nie chciałem mieszać grup, ale to jest niewielkie miasto. Na szczęście jakoś nam się udaje utrzymywać zespół, który efektywnie może pracować nad projektami.
- Początek wspominam bardzo sympatycznie, bo to młodzi ludzie przyszli do mnie i poprosili o pomoc. Chcieli wówczas sfilmować "Antygonę". Mówiąc wprost - była to młodzież, która nie rokowała najlepiej. Młodzi - gniewni. Wydarzenia te miały miejsce już siedem lat temu. Już wtedy zaświtała mi myśl, że jeśli są chętni na film, to może uda się ich zarazić teatrem i udało się. Co prawda, nie wyszedł nam film, ale udało się przygotować doskonały, ponad godzinny spektakl, po którym nagrodzeni zostaliśmy ogromnymi brawami.
Trudny repertuar
- Później zaczęły się kolejne projekty: "Tango", "Rozmowy z katem" i zrobiło się o nas głośno. Pojawiali się kolejni młodzi ludzie, którym podobała się nie tylko idea teatru, ale także atmosfera, która tu panuje. Nie jestem dla nich tylko nauczycielem. Jestem także doradcą, a często i kumplem. Przychodzące dzieciaki też zaczęły nagle znaczyć dla siebie wiele. Nawiązały się przyjaźnie, dzieciaki zaczęły nawet pomagać w lekcjach tym, którzy mieli z czymś problemy. Wszystko, by znów wrócić do wspólnej pracy nad rolą.
- Nam przeszkadza ciągle opinia teatru szkolnego, jesteśmy mylnie tak odbierani. To bardzo złe podejście i mają je jedynie ci, którzy nigdy nie widzieli tego, co przygotowujemy. Natomiast każdy, kto przyjdzie i zobaczy nas na scenie powie sam sobie - to nie jest szkolna rzecz. To nie teatrzyk, przygotowany w kilka minut, ze śmiesznym strojem albo kiepską peruką i skromną scenografią. My zaczynamy we wrześniu i pracujemy ciężko do marca, czasem kwietnia. Wszystko po to, by przygotować spektakl na poziomie takim, żeby zaskoczyć widza. Okres ten poświęcamy pracom nad rolami, kostiumami, scenografią i drobnymi rekwizytami.
Trudny czas teatru
- Czy boję się, że teatr traci znaczenie? Obawa jest zawsze, bo coraz mniej ludzi na świecie interesuje ta dziedzina sztuki. Tak jest nie tylko w Szczecinku. Jest to raczej wielki trend na omijania teatrów. My jednak mamy chętnych, żeby nas oglądać, co bardzo mnie cieszy. Myślę, że to trochę zasługa dość trudnego repertuaru jaki przygotowujemy. Nie są to banały. Niestety faktem jest, że teatr zaczyna być sztuką niszową.
- Może naszym problemem jest to, że nie robimy tego pod przeglądy i konkursy. Zawsze uważałem, że teatr, to nie zawody sportowe. Rywalizacja i drobne sztuczki gubią ideę tego, co staramy się robić. Festiwale - tak, ale pod warunkiem, że po zakończeniu przeglądu poddamy analizie wszystkie dobre strony oraz omówimy błędy. Inaczej nie ma to sensu. Podnoszenie tabliczek z ocenami powoduje jedynie to, że po zakończeniu niemal każdego przeglądu młodzież rozjeżdża się do domu i jedyne, co czuje, to żal. Wściekają się, bo nie wygrali, a nie wiedzą co zrobili źle.
Powiew świeżości
- Po wielu "ciężkich" pozycjach postanowiliśmy w tym roku wypróbować czegoś nowego. Można powiedzieć, że trochę eksperymentujemy z ruchem. Nasza nowa sztuka, to dość odważny projekt, ponieważ wyrażanie na scenie własnych uczuć, rolowego temperamentu bez słów - jest trudne dla zawodowców, a co dopiero dla amatorów, jakimi bez wątpienia jesteśmy. Projekt, nad którym pracujemy oparty jest na pantomimie. Spektakl zawierał będzie trochę tańca i wiele emocji. Będzie to próba przedstawienia miłosnych związków człowieka w trzech fazach życia: Młodzieńczej, dojrzałej i tragicznej. Mamy nadzieję, że się spodoba widzom. Wszystko to będzie mieszanką scen pantomimy z ekspresjonistycznymi "żywymi obrazami". Premierę przygotowujemy na kwiecień.
Moda na teatr uliczny?
- Na razie nie myślimy o tym, żeby iść całkowicie w stronę teatrów ulicznych, choć jest to faktycznie forma zyskująca popularność. Szczecinek też z coraz większą chęcią odbiera tego typu spektakle. Teatr uliczny nie może być skomplikowany, musi być odbierany bez zagłębiania się w tekst. Nasza nowa sztuka może być bez problemu wystawiana na ulicy i prawdopodobnie w lato wystawimy naszą sztukę na ulicy.
Dla wszystkich?
- Wielu młodych ludzi, którzy tworzą dziś "Hybrydę" wierzyła, że można dojść do takiego poziomu. Oglądali spektakl, przygotowany przez nas wcześniej i nie wierzyli, że sami mogą się stać bohaterami kolejnego. Dziś zagłębiają się coraz bardziej w swoje role, a co za tym idzie poznają tajniki dobrego aktorstwa.
- Liczy się tylko satysfakcja z samych siebie. Nie robimy tego dla pieniędzy, ani splendoru. Z resztą praca tutaj przekłada się na życie osobiste i zawodowe w przyszłości. Młodzież staje się pewniejsza, odważniejsza. Wchodzą w świat z przekonaniem, że pracą można zbudować wiele. Można więc powiedzieć - kształtujemy charaktery tych, którzy z nami pracują.
Trudno powiedzieć, jaka będzie przyszłość teatru. Prawdopodobnie sztuka ta nie zaginie, ale wszechobecny Internet i inne popularne dziś rozrywki prawdopodobnie zepchną ją na dalsze tory. Mamy nadzieję, że takich pasjonatów, jak ci szczecineccy nigdy nie zabraknie, a nasze dzieci poznają smak dobrze przygotowanej sztuki. (mt)
Artykuł ukazał się w 555 wydaniu tygodnika Temat 24 lutego 2011. Temat - co tydzień.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie