
Pomoc jak największej liczbie osób - to główny cel harcerzy ze Szczecinka, którzy kilka dni temu udzielali wsparcia ukraińskim uchodźcom na granicy. Młodzi ludzie ze szczecineckiej 1 SDH Delta im. 1 SBS dołączyli do zorganizowanej przez ZHP akcji Zastęp Granica. Kontyngentem humanitarnym ZHP dowodził Piotr Mikołajczuk, drużynowy „Delty”. W rozmowie z Tematem opowiedział, z jakim doświadczeniem szczecineccy harcerze wrócili z granicy i z jakimi wyzwaniami musieli się mierzyć.
Przypomnijmy. Na polsko-ukraińskiej granicy z inicjatywy ZHP powstał specjalny - Zastęp Granica, który ma być realnym wsparciem dla służb pracujących przy udzielaniu pomocy uciekającym przed wojną obywatelom Ukrainy. Do udziału w kilkudniowych rotacjach mogą się zgłaszać harcerze z całego kraju, którzy ukończyli 16 rok życia. Ich celem jest wykonywanie zadań powierzonych przez hufce. To m.in. segregacja darów, wydawanie uchodźcom posiłków i napojów czy kierowanie do centrów informacyjnych.
Harcerze ze szczecineckiej Delty, dowodzonej przez Piotra Mikołajczuka, wzięli udział w pierwszej rotacji. Działali w dwóch newralgicznych punktach: w Przemyślu i Medyce.
Ze Szczecinka wyjechało 9 osób. Byli to starsi harcerze, którzy już praktycznie ukończyli 16 rok życia (wyjątkowo był jeden 15-latek), niektórzy są studentami, inni musieli wziąć urlop w pracy. Jechaliśmy w nicość, nie wiedzieliśmy, co nas czeka, co tam zobaczymy
- opowiada Tematowi Piotr Mikołajczuk, drużynowy 1 SDH Delta im. 1 SBS i zarazem dowódca pierwszej zmiany Zastępu Granica.
W pierwszych dniach nie było tragicznie. Ale to, co się działo pod koniec naszej rotacji, już wyglądało inaczej. Na granicy zaczęli pojawiać się ludzie, którzy przeżyli bombardowania i ostrzeliwanie ze strony rosyjskich żołnierzy. Uciekali ze swoich miast w popłochu, wycieńczeni. Niektórzy nie mieli przy sobie nic. Inni nawet nie mieli ciepłych ubrań, kurtek. A przecież łatwo wyobrazić sobie, jakie temperatury panują teraz na wschodzie… Z tego ogromnego wysiłku, część z nich słabła już pod samą granicą. Nie mieli siły jej przekroczyć. Jeden z funkcjonariuszy Straży Granicznej poprosił mnie, żebym pomógł przejść starszej kobiecie. "Babuszka" szła z Mariupola. Nie miała już siły, ale kierując się dumą czy honorem, powiedziała, że na wózku inwalidzkim nie chce usiąść. Więc wziąłem ją pod rękę i już powoli przeszliśmy.
Na granicy jest rzeczywiście mnóstwo dzieci. To, co widzimy w telewizji, to prawda, granicę przekraczają praktycznie tylko matki z dziećmi. Gdzieś sporadycznie zdarzają się jacyś mężczyźni. Każdemu staraliśmy się pomóc, wręczyć coś ciepłego do jedzenia, skierować w odpowiednie miejsce
- relacjonuje Piotr Mikołajczuk.
Nasz rozmówca wskazuje, że na miejscu działają wszystkie możliwe służby. Jest bezpiecznie i dzięki pracy policji, straży granicznej, strażaków czy ratowników akcja pomocy uchodźcom przebiega w miarę sprawnie. Ale pomoc wolontariuszy czy harcerzy jest również niezbędna. Bez tych być może pozornie “pobocznych” aktywności - bez których m.in. ciężko byłoby zorganizować kuchnię czy rozdzielić dary - koordynacja wszystkich działań byłaby znacznie bardziej utrudniona. Stąd potrzeba jeszcze lepszej komunikacji i skoordynowania między sztabami kryzysowymi, służbami i wolontariuszami.
Nasi harcerze w tych strasznie trudnych warunkach sprawdzili się perfekcyjnie. I wszyscy bardzo doceniali naszą pracę. Kiedy mówiliśmy, skąd jesteśmy, że przejechaliśmy blisko 900 km, żeby pomagać, wszyscy byli w szoku lub wyrażali swoje uznanie. Wykonywaliśmy zadania, których nie podejmowało się wojsko czy straż graniczna. Gdyby nie było wolontariuszy czy harcerzy, być może nie byłoby rąk, którymi można by było tę naszą pracę wykonać
- zwraca uwagę Piotr Mikołajczuk.
Jestem wychowawcą, poszukującym pracy instruktorem ZHP, mogłem się w tę pomoc zaangażować na całego. Mam bogate doświadczenie zdobyte w służbach mundurowych, podczas wyjazdów zagranicznych. I będąc na granicy, zdałem sobie sprawę, że wykorzystanie tych wszystkich umiejętności było czymś zupełnie naturalnym, że jestem we właściwym miejscu. Kiedy otrzymałem propozycję, by wziąć udział w pierwszej rotacji Zastępu Granica, podałem odpowiedź w kilka sekund. Wiedziałem tylko, że na miejsce powinni pojechać ze mną ludzie, o których wiem, że mogę na nich polegać
- opisuje drużynowy "Delty".
Nie pojechaliśmy tam po to, żeby zbierać pochwały, ale nasza ocena naprawdę była wzorowa. Wszyscy harcerze z “Delty”, którzy brali udział w tej rotacji, poczuli, że ich praca jest ważna i że zostali docenieni. Pamiętam, że ostatniego dnia pobytu ciężko było odciągnąć chłopaków od działań. Pakowanie zupełnie nie szło, bo trzeba było zrobić to albo tamto. Kiedy przyjechaliśmy rano do Szczecinka, nadal trudno było wszystkim uwierzyć, że to już koniec, że trzeba wrócić do szkoły, na studia, do pracy. Krótko po tym odebrałem telefon od rodziców jednego z naszych 17-latków, którzy opowiadali, że ich syn nie mógł wysiedzieć w szkole. Cały czas przeliczał, ilu osobom mógłby w tym czasie pomóc tam - na granicy. W czasie naszego pobytu przez granicę przewinęło się blisko 65 tys. ludzi. 95 proc. z nich przeszło przez nasze punkty kontrolne
- relacjonuje nasz rozmówca.
Co dalej? Oczywiście wracam, tylko muszę poczekać, aż wyschną mi rzeczy. Zostałem zaproszony do współpracy przez Sztab Kryzysowy Chorągwi Podkarpackiej. Od wtorku będę dowodził też piątej zmianie Zastępu Granica. Trzeba będzie te zadania jakoś pogodzić. Z tego, co wiem, trzech harcerzy z Delty zgłosiło się ponownie. Jeśli zostaną zaakceptowani, nie będę sam
- wskazuje.
Chciałbym podziękować wszystkim, bez których ten wyjazd nie byłby możliwy. Naszym słabym punktem jest transport i brak busa, którym mogliśmy dojechać na granicę czy przewozić dary pomiędzy Przemyślem i Medyką (nasza praca też na tym polegała - żaden nasz przejazd nie odbywał się “na pusto”). Bardzo nam pomogły samorządy miasta i powiatu, SzLOT, SAPiK, Edyta Wieleba-Matyśniak, Sławomir Elegańczyk, Marcin Tadzik, a także wiele innych osób, od których otrzymaliśmy praktycznie od razu miłe, bardzo potrzebne i pozytywne wsparcie. Także wsparcie psychologiczne, ponieważ jak wiadomo, dla młodych harcerzy doświadczenia z granicy mogą okazać się trudne
- podkreśla Piotr Mikołajczuk.
Co jest jeszcze potrzebne? Co może się przydać?
Tam, na miejscu to są konkretne rzeczy, których np. w Przemyślu już brakuje. To mała butelkowana woda, musy owocowe, podzielne batony, małe słoiczki z jedzeniem, pasty do zębów, podstawowe środki higieniczne i koniecznie reklamówki jednorazowe. Kiedy ktoś przekracza granicę, ma ze sobą bagaż, często niesie dziecko, otrzymuje od nas coś do zjedzenia, jakieś pieluchy i często z tego rezygnuje, bo nie ma gdzie tego włożyć. Przydałyby się też leki przeciwbólowe i syropy na kaszel, zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Wszyscy są tam zziębnięci i docierają do nas chorzy… Jeśli ktoś będzie jechał na granicę może to wszystko dostarczyć do siedziby Hufca Ziemi Przemyskiej. Tam znajduje się magazyn, z którego harcerze i wolontariusze rozdzielają dary.
(sz)
Foto: Facebook.com/1 SDH Delta im. 1 SBS
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Wspaniali ludzie. Polacy pokazali, że potrafią udzielić schronienia potrzebującym, zaopiekować się nimi, jestem dumna z rodaków.