
felieton ukazał się 9 lipca w tygodniku Temat
Jako że kobietą jestem, to podobno i poplotkować lubię. A jako że naród nasz coraz bardziej ze wszystkiego niezadowolony, to i podobno pomarudzić musi. A że podobno nieszczęścia chodzą parami, to – jak po każdym ważniejszym wydarzeniu – trzeba i poplotkować, i ponarzekać. W miniony weekend okazji do jednego i drugiego było sporo, bo kalendarz był tak nabity imprezami, że jakby dobrze to rozłożyć, to kilka tygodni moglibyśmy balować. No, ale... wyszło jak wyszło, a podobno wyszło nie najlepiej. Tak mi przynajmniej plotkarze i maruderzy od dwóch dni donoszą. Bo na disco (polo rzecz jasna) poszli. Tyle, że tam już „nie poszło”.
Narzekania zaczęły się znacznie wcześniej, niż show. Bo show się zaczęło kilka godzin później, niż zapowiadano. Ale jak już światełko w dużych kamerach rozbłysło i poszło w Polskę, że u nas się bawią, to i w końcu bawić się było do czego. W głośnikach i zahuczało, i zadudniło, i można było harcować. Akurat „druga zmiana” żądnych przygód fanów gatunku przyszła. I wypoczęci byli, to i skakać mogli, i śpiewać, i krzyczeć, i wstydu nie przynosić. Bo ci, co stawili się wcześniej, po kilku godzinach w upale, odpadli. Znaczy, że im tak wcale nie zależało. Tak przynajmniej twierdzą ci, co wytrwali.
A jak już przy czekaniu jesteśmy, to do redakcji listy piszą, że ważną cnotę imprezowicze mogli w sobie pielęgnować. Wszak sztuka cierpliwości do łatwych nie należy, a nauczyć się warto. No i w komitetach kolejkowych przyjaźnie można mniejsze i większe zawiązać. Tym bardziej, jak się stoi długo (mówią ludzie, że i z godzinę stali) np. za żetonami, co je na piwo, wodę czy inne frytki można było w następnej kolejce przehandlować w gastronomicznym punkcie. I lekcję historii można było przy okazji odbębnić, tyle że w lepszym wydaniu. Bo kiedyś to się z kartką za papierem stało. Nikt nawet o piwie czy zapiekance wtedy nie myślał, więc w sumie nowocześnie teraz było. Tak mówią. Ja nie stałam. Jak i tłum falujący pod sceną, bo przecież na piwo to do baru, na jedzenie to do restauracji, a na koncert to poszaleć. Ci, co na trzeźwo nieco nazbyt się krępują, znając siebie i pomni na wstydliwość własną, zanim przyszli, to się napili. I najedli. I mogli się bawić w spokoju, a nie najpierw pazernie w kolejce stać, a później narzekać. Ale z drugiej strony, przecież dzielni kolejkowicze chcieli festiwal wesprzeć i pieniądze – co by było na kolejny – w budkach z żetonami zostawić. I to oni prawdziwymi fanami disco polo są – tak się przynajmniej zarzekają.
Mi samej przez głowę niecna myśl przeleciała, co by na końcu ogonka stanąć, kiedy mi ochrona pod groźbą wygnania za ogrodzenie zabroniła z małą butelką wody wejść.
W Rosji mówią podobno, że 40 km to nie odległość, - 40 stopni to nie mróz, a 40 proc. to nie wódka. A wiadomo, że na mrozie i na wódce się znają. Więc żem sąsiadom ze wschodu zaufała, nieco po swojemu przekombinowała i stwierdziła, że 40 stopni to nie upał i pić nie muszę.
Myśl ta uderzyła mnie zaraz po tym, kiedy moja pełna butelka z wodą uderzyła o resztę podobnych w kontenerze na śmieci przy wejściu, a w oczy uderzyła kolejka po żetony. No niestety - w pracy byłam, zalecili pracować, o staniu w kolejce i integrowaniu się nic nie napomknęli, to ryzykować nie chciałam, bo pracę swoją lubię.
No i na scenie ważniejsze rzeczy się działy, niż przy budce z napojami. I znajomy, co tak obok mnie stał i podobnie rozważał, czy by na butelkę wody nie zapolować, w końcu stwierdził, że czasu i energii szkoda, które pod sceną można lepiej spożytkować. A że na miejscu ekipa ratunkowa jest, to nawet jak zemdleje – medycy poratują i bez kolejki pić coś dadzą. I o takiego imprezowego ducha przecież chodzi!
Ja rozumiem, że impreza komercyjna, najtańsza nie była, to i co będą ludzie z własnym zaopatrzeniem wchodzić, jak na miejscu mogą kupić. Rozumiem, choć z autopsji nie znam, bo zawsze coś tam bezalkoholowego na imprezę przemycić można było. Czytelnicy donoszą, że podobnym zrozumieniem nie wykazali się jednak rodzice, co z małymi dziećmi na imprezę przyszli. Bo im też kazano soczki i herbatki dla maluchów powyrzucać i powylewać. I kolejkę blokowali, bo dziecku picia z rąk wyrywać nie chcieli. I się przed wejściem głosy ludzi podniosły, że kto to widział, żeby z brzdącami na koncerty chodzić? Pewnie widzieli nie raz ci, którzy dmuchane zamki i inne atrakcje dla dzieci na terenie festiwalu porozstawiali.
I tak od kilku dni słyszę, że spora obsuwa czasowa była, że kolejki do budek dłuższe niż w NFZ-cie, że upał okrutny, że wody zabierali... No przyzwyczaiło się do dobrego towarzystwo! Teraz wiedzą przynajmniej, że za rok trzeba w domu zostać. A reszta się bawiła. I nie narzekała (no chyba, że stali w kolejce albo pić się chciało). I za rok też mówią, że przyjadą. Nie pojawią ci, co mówią, że nie było tego czy tamtego. Ale disco przecież było! A mogło nie być? Mogło...
Marzena GóraJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie