
tygodnik Temat nr 597 / 15 grudnia 2011
Łostatnio, a było to 6 grudnia, na deptaku zaczepił mnie Łosobnik wychudzony, patyną czasu pokryty w stroju niedbałym, ciut zużytym i łamiącym się głosem, żeby nie użyć łokreślenia bełkotliwym, o parę groszy wsparcia mnie prosił, bo jak twierdził od rana nic jeszcze nie spożył. Przechodząca obok nas pani w stroju prawie wytwornym, radziła mi co bym naciągnąć się nie dał, bo on to i tak na wódę przeznaczy.
Wychudzony Łosobnik się szarpnął i głosem pełnym oburzenia stwierdził, że łon wódy nie pije. Wiarę mu dałem, bo woń jaką roztaczał, absolutnie gorzałom nie zalatywała. Mój czuły węch wskazywał, że Łosobnik jest smakoszem znacznie lżejszych trunków. Postanowiłem perfidnie wykorzystać sytuację (było nie było byłem potencjalnym jego dobrodziejem) i po pierwsze primo, sprawdzić prawdomówność Łosobnika, a po drugie primo, odgadnąć jakim to też trunkiem on swój organizm potraktował. No i zaproponowałem, że kupię mu bochenek chleba albo parę bułek. Łosobnik odmówił i szczerze mnie poinformował, że suchy prowiant już w dniu dzisiejszem spożył i się ciut przytkał i że pieniądz jest mu potrzebny na jakiś płyn, co by se mógł popić i się odetkać, a że na dworze ziąb, to dobry byłby napój o właściwościach rozgrzewających, z procentami znaczy się.
Zadałem mu pytanie: To co pijemy? Malinkę, komandosa czy likier na kościach. Łokazało się, że dykty Łosobnik nie łyka, bo gustuje w mustagu (czyli winie marki wino). Dowiedziałem się również, że Łosobnik dba o kulturę picia bo flaszkie zawsze w papier łowija, a spożywa w ustronem miejscu, co by zgorszenia wśród małolatów nie siać, a organom od porządku roboty nie przysparzać. Szczerość i prawdomówność Łosobnika doceniłem i chodź wiem, że moje postępowanie może wydać się niejednemu czytelnikowi naganne (za co z góry przepraszam- tych wrażliwszych zwłaszcza), to drobny pieniądz mu na płyn rozgrzewający wręczyłem, bo ziąb był rzeczywisty, a pieniążek był mój.
Łoczywiście wiem, że spożywanie podłych trunków (win marki wino) łogromnie szkodzi na organizm ludzki, to też dziw mnie bierze, że ktoś na produkcję i sprzedaż tej trucizny pozwala.
Ale w mylnym błędzie jest każdy co myśli, że zaraz gromy i to jasne na rynek, zwłaszcza wolny rzucać zacznę. Bo to właśnie wolny rynek uwolni nas od tych trunków, a jak nie będzie tych trunków, to nie będzie też Łosobników, co je spożywają. Bo czy wiecie, że dziesięć lat z haczykiem temu, potrafiliśma wychlać rocznie 330 mln litrów win patykiem pisanych! A dzisiaj? - same dobre wieści! Spożycie bełtów na pysk leci, już tylko 125 mln litrów zostało spożyte. Dlaczego? Bo wolny rynek zadziałał, no i wzrosła również kultura picia! Bo teraz pija się u nas wina i owszem, ale te z górnej półki, znaczy się lepsze. A jak lepsze to i mniej szkodzące pewnikiem. Bo przecie jak by było inaczej to "Puls Biznesu", który o tym donosi, nie trąbiłby o tym, że według ich obliczeń to za dziesięć lat wina - jabole, same z rynku znikną. No a jak nie będzie tych trunków to i zniknie problem ich wielbicieli. I będzie pięknie i łoptymistycznie.
Chociaż niekoniecznie. Bo gdym łopowiedział o tym Łosobnikowi, to łon się uśmiał po pachy.
Bo on życie zna i jego zdaniem może i te trunki podłe są, ale dwie zalety mają - tanie są i moc mają swojom i ich producenty o tym doskonale wiedzą. No to zawartość i ceny zostawią, flaszki ładniejsze zrobią a na naklejkach nazwę umieszczą Chateau de Jabol i elegancko będzie, światowo i kultura picia będzie też. A co ważne tanio będzie, no i dobrze, bo pić zawsze będzie się chciało.
No tyle, że wtedy nie będzie ani optymistycznie, ani pięknie, choć rynkowo to będzie.
Zenek
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie