
Tygodnik Temat nr 575 (14 lipca 2011)
Dziurawa folia zamiast szyb w oknach. Ściany w liszajach odpadającego tynku, spod którego wyłania się oryginalna gotycka cegła. W piwnicy zamurowane okna i drzwi, wnętrze wypatroszone ze wszystkich ścianek działowych i zawalone stosami gruzu. Tak było przez ostanie piętnaście lat.
W tym roku (2011) nareszcie zmieni się to na lepsze. Jest nadzieja, że niechlubny, ostatni okres, na tle dotychczasowej historii zamku będzie tylko niewielkim epizodem.
Południowe skrzydło Zamku Książąt Pomorskich za psie pieniądze w 1994 roku trafiło w prywatne ręce. W 2007 roku wiekowe mury zostały odkupione przez miasto. Prace renowacyjne ruszyły na początku 2011 roku. W odnowionym skrzydle ma powstać centrum konferencyjne, z kawiarenką w piwnicach i pokojami na poddaszu.
Prapoczątki szczecineckiego zamku sięgają IX - XI wieku. W tym miejscu wznosił się na jeziornej wysepce, oddalonej od najbliższego brzegu o 80 - 100 metrów, drewniano-ziemny gród. Dzisiejszy wygląd Trzesiecka, a także leżącego po drugiej stronie miasta o wiele większego Wielimia, to tylko namiastka tych szeroko rozlanych jezior sprzed wieków. Wszystkie nadbrzeżne tereny - dzisiaj porośnięte dorodnym lasem, zielenią parkową, łąkami, a nawet nadbrzeżne ulice wraz z zabudową jeszcze sto lat temu znajdowały się pod wodą. Oblicza się, że w średniowieczu poziom wód był na tyle wysoki, że przesmyk między obu jeziorami, który z południa na północ przecina rzeczka Niezdobna, miał zaledwie 300-400 metrów szerokości.
W XIV wieku ziemia szczecinecka wchodziła w skład księstwa wołogoskiego, stanowiąc wschodnią rubież rozległych posiadłości, które na zachód obejmowały takie miasta jak Wołogoszcz (Wolgast), Bardo (Barth), Strzałów (Stralsund), Gryfia (Greifswald), a po dzisiejszej polskiej stronie m. in. Kamień, Szczecin i Stargard. Bezpośrednie sąsiedztwo z polską granicą oddaloną zaledwie o 9 km, którą wyznaczała leniwie płynąca Gwda od wschodu i Płytnica od południa, skłoniło księcia Warcisława IV do wybudowania w miejscu wyspiarskiego grodziszcza - zamku i miasta.
Tak na dobrą sprawę dokładnie nie wiadomo, kiedy Nigen Stietin (Nowy Szczecin) otrzymał prawa miejskie. Część historyków uważa, że Warcisław IV dopiero w 1313 roku zbudował zamek, aby w ten sposób zabezpieczyć wschodnie rubieże swojego księstwa, zarówno przed Polską, jak i przed potężnym Zakonem Krzyżackim. Inni twierdzą, że zamek musiał istnieć już w 1295 roku. A że jeziorna warownia swój rodowód ma znacznie starszy niż miasto, świadczą wyniki prac badawczych prowadzonych w 1905 roku przez szczecineckiego archeologa majora Kasiskiego, który natrafił w tym miejscu na ślady wczesnośredniowiecznej ceramiki. Ostatecznie za datę lokacji miasta (dodam, że na prawie lubeckim) przyjęto rok 1310, a rok 1313 uznano za datę odnowienia przywileju. Jego potwierdzenie przez braci szczecińsko-pomorskich Bogusława VIII i Barnima V nastąpiło 1402 roku.
Nim na wąskim przesmyku pomiędzy jeziorami powstały zręby przyszłego miasta, w najbliższej okolicy istniało już kilka grodów zamieszkałych przez miejscowych, zwanych przez niemieckich kronikarzy - Wendami. Oprócz centralnego grodu położonego na jeziornej wyspie, tuż przy wypływie Niezdobnej, na zachodnim skraju Trzesiecka istniało grodzisko zwane przez Niemców Polskim Wałem (niemiecka nazwa - Plackenschanze), a na południu w miejscu dzisiejszej wieży Bismarcka - gród zwany Burgwall. Nawet miasto nie powstało na bezludnym miejscu, jako że przy ujściu Niezdobnej do Wielimia, od niepamiętnych czasów, istniała już osada rybacka Kiecz.
Otoczona drewnianą palisadą zamkowa wyspa była miejscem schronienia dla okolicznych rybaków na wypadek zagrożenia. Najstarsze opisy dotyczące szczecineckiego zamku pochodzą dopiero z XVI i XVII wieku. Według nich warownia składała się z kilku budynków skupionych wokół czworokątnego, niewielkiego dziedzińca. Pomiędzy poszczególnymi budynkami biegł mur ceglany. Od północy, czyli od strony miasta, było skrzydło bramne, a od południa - skrzydło rycerskie. Od strony wschodniej (jeszcze przed przebudową za Filipa II) do murów przylegał browar z jednym kotłem o pojemności 3/4 120 litrowej beczki. Początkowo zamek połączony był z brzegiem, na wysokości dzisiejszej ul. Zamkowej (stąd jej nazwa), jedynie drewnianym mostem. Z czasem, od strony wschodniej, usypano półkoliście biegnącą ziemną groblę. Grobla przetrwała do dzisiaj... w postaci ul. Limanowskiego.
W XIV stuleciu od strony południowej, a więc w najbardziej bezpiecznym miejscu, wybudowano murowane jednokondygnacyjne skrzydło mieszkalne. Od strony wschodniej przylegała doń cylindryczna wieża, zwana donżonem. Na jej ślady natrafiono podczas prac archeologicznych w 1905 roku. Przypuszcza się, że wieża miała średnicę ok. ośmiu metrów, wyżej ściana przechodziła w kwadrat. Donżon, zwany też z polska stołpem, zgodnie ze średniowieczną sztuką wojenną służył przede wszystkim do obserwacji terenu i był ostatnim punktem oporu obrońców, kiedy wróg dostał się na mury. Podziemia wykorzystywano zazwyczaj jako więzienie. W przypadku szczecineckiego zamku, z racji podmokłego terenu, o podziemnej kondygnacji raczej mowy być nie mogło. Do więzienia wchodziło się więc z poziomu dziedzińca. Wewnątrz była malutka cela dla skazańców oraz miejsce do przesłuchań, wyposażone w dwie kuny, łańcuch, powrozy, żelazny pręt i drewniany kołek.
Na ilustracji: Widok na północne (jeszcze gotyckie) skrzydło szczecineckiego zamku od strony Niezdobnej. Rysunek powstał na podstawie ryciny z mapy Lubinusa wydanej w 1618 r. w Amsterdamie.
(jg)
Czytaj pozostałe odcinki - dostępne bez opłaty
Odcinek 2
Odcinek 3
Odcinek 4
Odcinek 5
Odcinek 6
Odcinek 7
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
dziś ta partia to chyba PIS, dobrze że dziś zamek wrócił do miasta - tylko że za stare błędy my dziś płacimy
żeby taki wielki obiekt się utrzymał to pokój musiałby kosztować pewnie z 1000 zł za noc. Jak znam życie, to miasto zrobi 60 zł za noc i co rok będzie dokładać do interesu paręset tysiaków. Tylko że taki numer to pomoc publiczna dla obiektu komercyjnego. Najczęście kończy się tym, że unia prosi o zwrot kasy, bo dotowanie narusza zasady konkurencji - patrz dotowanie stoczni (niby dlaczego inni muszą płacić podatki, utrzymywać za swoje pracowników, a miejski hotel ma wszystko w....e). I znów trzeba będzie oddawać, spooooro, oj sporo.
I kto to sprzedał. Proszę nazwiska. Jestem młodym wyborcą i chcę na przyszłość wiedzieć kto gra na szkodę obywateli aby na niego nie głosować.
krono zapłaciło za ten remoncik zamiast drzewek przy Mickiewicza? odp. Nie przecież elektrofiltry są tańsze, ludzie otumanieni a władza cóż-nie można kupić czegoś co się już kupiło!
Nic innego tylko hotel.Ciekawe co na to inni hotelarze?