Reklama

Wspomnienia radnych

22/05/2015 13:14

Jan Janczewski 

Radny (wiceburmistrz) 1990-1994, 1994-1998, 1998-2002

- Aż mi się nie chce wierzyć, że tak szybko mija czas, że to już 25 lat. Podczas pracy w urzędzie zmieniłem swój zawód (nasz rozmówca jest inżynierem drogownictwa i cały czas zajmuje się projektowaniem). Patrzę na te czasy z dystansu. Czy były ciekawe? Tak. Były bardzo ciekawe. Chcieliśmy zmienić naszą ówczesną rzeczywistość. Te zmiany różnie sobie wyobrażano. 

- Wchodząc w nową rzeczywistość, zostaliśmy obdarowani tym, co się stało. A stało się wiele, ponieważ powstał nowy organizm – samorząd terytorialny. Gmina musiała zająć się zaspokojeniem potrzeb zbiorowych mieszkańców. Problem w tym, że był on bardzo szeroki. Ani w zdecydowanej większości radni, ani burmistrzowie nie mieli żadnego w tym doświadczenia. Aby coś sobie zaplanować trzeba dobrze znać historię, mieć w niej oparcie i bacznie obserwować teraźniejszość. Myśmy tej historii nie mieli. Samorządy były, ale 50 lat temu przed wojną. Nowe dopiero się tworzyło. Co było najważniejsze? To, aby tym majątkiem, który przejęliśmy, odpowiednio zarządzać. Należało utworzyć nowe przedsiębiorstwa. Majątek przechodził z państwowych firm wojewódzkich i trzeba było tworzyć nowe przedsiębiorstwa. Teraz rzecz wydaje się prosta. Wbija się w Internecie odpowiednie hasło i mamy kupę informacji z tej dziedziny. Wtedy, kiedy chcieliśmy przykładowo komercjalizować i prywatyzować oraz tworzyć spółki, żadnych rozwiązań prawnych nie było jeszcze. Szukaliśmy, aż znaleźliśmy rozporządzenie Prezydenta RP z... roku 1934 – Kodeks handlowy. To nawet trudno porównać z dzisiejszymi czasami. Po czasie okazało się, że większość decyzji była jednak udana? - Patrząc z perspektywy lat, możemy takiej oceny dokonać. Samorządy działały w oparciu o ustawę o samorządzie terytorialnym - to był podstawowy dla nas dokument. W III RP jest jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy dokument, na którym można było pracować. Uważam, że zrobiliśmy bardzo dużo. Ten nowy ustrój postawiliśmy na nowe tory i powiedzieliśmy - idź tam. Oczywiście każdy kierunek można w późniejszym czasie delikatnie zmieniać i korygować. Na początku, aby można było nim zarządzać, trzeba dać przedsiębiorstwu organizm prawny i organizacyjny. 

- Biorąc pod uwagę, czym dysponowaliśmy z dzisiejszej perspektywy uważam, że był to sukces. Na dodatek mieliśmy bardzo mało pieniędzy. Nie można nawet porównać tego, co było w latach 90., z tym, co jest w tej chwili, kiedy do dyspozycji są tak duże pieniądze z UE. My, jeśli już otrzymaliśmy kredyt z Narodowego Funduszu, to trzeba go było oczywiście zwrócić. Jeśli nam umorzyli, to co najwyżej 20 procent zadłużenia. W tej chwili nie wchodzi się w żadną inwestycję, kiedy nie ma się określonej ilości pieniędzy. 

Jakie zadania najlepiej się udały? Podstawowe, to podstawy prawne wszystkich przedsiębiorstw - to było najważniejsze. Na samym początku przeprowadzaliśmy komercjalizacje przedsiębiorstw państwowych. Na tej podstawie można było tworzyć potem spółkę. Były jakby dwa organizmy. Jedne to spółki, a drugi – zakłady budżetowe. To było mało widowiskowe.

Mało tego, niektórym bardzo się to nie podobało. Dlaczego ten mógł przy prywatyzacji sklepów wziąć za darmo, a drugi już nie mógł? Przecież on też to chciał. Ileż to było kłótni, kiedy chcieliśmy usunąć handel uliczny i przenieść go na targowiska. Próbowaliśmy to ucywilizować, wprowadzając kioski typu „gasiulówki”. Ludzi uważali, że zostali skrzywdzeni. Ale w cywilizowanym świcie tak to wygląda i dlatego musiało boleć. To były rzeczy proste, ale jakże trudne. 

W urzędzie praca zaczynała się o godz. 7, a kończyła o 22. Do 15 obsługiwać trzeba było interesantów i bieżące sprawy. Po 15.00 można było zacząć budować to, co powinniśmy robić. Takim molem wieczornym był Tomek. Ten człowiek miał pierońskie zacięcie. Mało tego. Niby coś się wydawało oczywiste, ale on musiał na to spojrzeć z każdej strony. Chciałbym mieć takie zacięcie jak on. To był wyjątkowy tytan pracy. Nieraz kończyliśmy o 21 czy 22. Przychodzimy z rana do pracy, a on ma już coś nowego w tej jakby się zdawało już zamkniętej sprawie. 

Dla mnie to była wielka szkoła. Trzeba ją było dodatkowo podeprzeć studiami podyplomowymi najpierw z administracji, potem zarzadzaniem przedsiębiorstwem. Tematem mojej jednej z prac dyplomowych była komercjalizacja PGK. Mogłem ją konsultować jedynie z profesorami, tylko z nimi mogłem dzielić się wątpliwościami. To była dobra przygoda. Było pierońsko dużo pracy, ale były efekty. Dla widza z boku to wszystko było naturalne, ale to wymagało kupę pracy. (jg)

Jerzy Musiał 

radny w kadencji 1994-1998, 1998-2002, 2002-2006 (przewodniczący RM 1999-2002 i 2002-2006)

- Oczywiście, bardzo miło wspominam tamten czas. Do dziś kłaniają mi się ludzie na ulicy, niekiedy zupełnie mi nieznani i z uznaniem wypowiadają się o tamtej działalności. Pamiętam, jedną z najbardziej drażliwych spraw, która wymagała uporządkowania, była sprawa czystości jeziora Trzesiecko. Bardzo intensywnie walczyliśmy z tym, żeby szczecineckie jezioro nie było już tak bardzo zanieczyszczane przez okoliczne zakłady przemysłowe. Była też sprawa monitoringu środowiska. Mieliśmy już prawie dopiętą kwestię zamontowania na placu Wolności specjalnej tablicy, która pokazywałaby bieżący poziom zanieczyszczenia miasta. No, ale niestety, wszystko spaliło na panewce. 

- Czy praca w Radzie Miasta wyglądała tak, jak to sobie wcześniej wyobrażałem? Mniej więcej tak. O pracy Rady w obecnym składzie, nie chciałbym się jednak wypowiadać. Wcześniej też była opozycja. Ja nawet byłem przewodniczącym rady przez dwie kadencję, który reprezentował tzw. mniejszość. Burmistrzem był wtedy śp. Marian Tomasz Goliński. Ale wtedy wszyscy działaliśmy wspólnie. I wydaje mi się, że z pożytkiem dla Szczecinka.(sz)

Roman Matuszak

radny kadencji 1998-2002, 2006-2010, 2010-2014 (wiceburmistrz w latach 1991-2005)

- Bardzo dobrze wspominam czasy, kiedy burmistrzem był śp. Marian Tomasz Goliński. Pozytywnie oceniam również te kadencje, podczas których funkcję tę sprawuje Jerzy Hardie-Douglas. Doskonale pamiętam pionierskie czasy Rady Miasta. Na samym początku wszystko trzeba było uporządkować, przeorganizować, utworzyć miejskie spółki... Trzeba było przykładowo podzielić jedno duże przedsiębiorstwo na trzy odrębne – Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej, Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji oraz Zakład Gospodarki Mieszkaniowej. Trzeba było zrobić porządek z Komunikacją Miejską, miejską energetyką. Niekiedy nie było żadnych wskazówek. Wszystko należało opracować samemu. To było prawdziwe tworzenie podstaw. To nie było tak, że człowiek przychodził do pracy i wszystko już działało.

- Co najbardziej utkwiło mi w pamięci podczas pracy w Radzie Miasta? Z tych wszystkich lat za najważniejszą rzecz, a nawet swego rodzaju osiągnięcie, uważam wybudowanie i oddanie do użytku szczecineckiej pływalni. To było dla Szczecinka ogromne wyzwanie. Mnóstwo czasu borykano się z rozmaitymi problemami, które przeszkadzały w doprowadzeniu tej sprawy do końca. Pamiętam, na ten cel przez pewien okres zbierano nawet pieniądze... Ale dzięki uporowi i ogromnej determinacji udało się w końcu zakończyć budowę i pływalnia funkcjonuje do dzisiaj. A przecież wcale tak być nie musiało. Wiele miast, niekiedy większych od Szczecinka, taką inwestycją pochwalić się nie może. 

- Kiedy zaczynałem pracę w samorządzie, nie miałem zbyt dużego doświadczenia. Można nawet powiedzieć, że miałem o tym zupełnie blade pojęcie. Inaczej pracę w Radzie Miasta traktuje się wtedy, gdy jest się zawodowym samorządowcem, a jeszcze inaczej, kiedy wykonuje się tylko obowiązki radnego. Obecnie pracuję jako radny, ale nie jako samorządowiec. Mogę z czystym przekonaniem powiedzieć, że to są dwa zupełnie różne światy. (sz)

Grzegorz Misiakowski radny kadencji 190-1994, 1994-1998 (przewodniczący RM przez dwie kadencje) - Na początku mieliśmy głównie problemy organizacyjne, ponieważ ówczesne funkcjonowanie Rady Miasta, to była rewolucja w porównaniu z poprzednią – wtedy jeszcze Miejską Radą Narodową. Sytuacja finansowa była zła. Trwał proces, który nazywał się „komunalizacją mienia” – wspomina Grzegorz Misiakowski. - Radnym byłem przez dwie kadencje, które się od siebie znacznie różniły. W I kadencji Komitet Obywatelski i Solidarność miały zdecydowaną większość w Radzie. Oprócz nas było tylko kilku radnych niezależnych. Dlatego przynajmniej na początku pewne uchwały, czy pewne propozycje można było realizować. Potem wśród nas powstały już podziały. To było rzeczą naturalną. Z kolei podczas II kadencji mieliśmy już bardzo silną opozycję. Mieliśmy wtedy przewagę zaledwie jednego głosu. To już była zupełnie inna Rada Miasta – ona była upolityczniona i tam już głosowało się właśnie według reguł politycznych.  - Przyznam szczerze, że tę drugą kadencję jakoś bardziej pamiętam, niż tę pierwszą. Pierwsza przebiegała bez większych problemów, natomiast w drugiej kadencji już były bardzo różne przypadki. Przez pół roku nie mogliśmy wybrać burmistrza - wtedy Rada Miejska wybierała burmistrza, wyborów bezpośrednich jeszcze nie było. Opozycja wychodziła z sali przez pół roku, zrywając kworum... Uchwały mogliśmy normalne podejmować, oprócz właśnie wyboru burmistrza. Tu był problem. Teoretycznie groził nam nawet zarząd komisaryczny, ale to się później jakoś dało opanować. Ale zawsze ta przewaga była minimalna. No i wszyscy zawsze musieli być obecni z naszej grupy, bo cały czas decydował jeden głos. Mimo wszystko miło i ciepło wspominam ten okres. - Wówczas wśród radnych było dużo zapału i entuzjazmu. Naprawdę miało się wrażenie, że tu przychodzą ludzie nie ze względów politycznych, tylko po to, żeby coś zrobić. To było takie prawdziwe. Pierwsza kadencja przebiegała spokojnie, natomiast ta druga, to już była walka. Bywały momenty na granicy „normalności”. Kiedyś była taka sytuacja, że w nocy, przed jedną z sesji Rady Miasta, u śp. Tomka Golińskiego i u mnie próbowano wrzucić do mieszkania płonące butelki. Nawet ogólnopolskie gazety o tym pisały. U mnie na szczęście ta płonąca butelka odbiła się od framugi, ale huk i tak był ogromny. Jeśli dobrze pamiętam, to śp. Tomkowi Golińskiemu butelka wybiła szybę w oknie i wpadła do mieszkania. Proszę sobie wyobrazić panującą w tamtym czasie atmosferę... - Kiedy patrzę na pracę Rady myślę, że egzamin zdaliśmy. Były niedociągnięcia, ale wydaje mi się, że w porównaniu z innymi samorządami, my sobie poradziliśmy. (mg)

 

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do