
Przychodzi baba do lekarza, a lekarz jej mówi: nie mogę ciebie leczyć, chociaż na pewno chora jesteś. Limity się skończyły, pacjentów mam za dużo, kontrakt z NFZ się wyczerpał. Przyjdź za rok, mogę cię zaraz zapisać.
Ale tak naprawdę w Szczecinku było trochę inaczej. Lekarz pierwszego kontaktu lub jak kto woli rodzinny, skierował mieszkankę naszego pięknego grodu do lekarza specjalisty -endokrynologa. Badanie krwi wskazywało na niebezpieczne zmiany gruczołu tarczycy. Może, tfu, nowotwór? Jakie to zmiany - powinien ustalić medyk specjalista, a potem chory gruczoł leczyć. Proste jak konstrukcja wiaderka. Skierowana na diagnozę i dalsze leczenie zgłosiła się do przychodni POZ przy ul. 28 Lutego. Wybrała specjalistę „od tarczycy” przyjmującego w ramach NFZ, czyli na zasadzie płaconej co miesiąc solennie i przymusowo stawki powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego. Nasza chora z podejrzaną tarczycą wybrała dr. Czesława Hoca, specjalistę wysokiej klasy. Taka panuje opinia powszechna. Tu przypomnę - dr Hoc jest parlamentarzystą, wybranym przez mieszkańców Pomorza Zachodniego. Bardzo aktywnym i krytycznym posłem jest. Leczyć nie przestał i chociaż mieszka w Kołobrzegu dojeżdża do pacjentów w Szczecinku. Raz w miesiącu, zapisy trwają jak rok długi.
Nasza chora stawiła się w rejestracji i tam usłyszała: - Możemy pani zaproponować termin wizyty we wrześniu 2013 roku. Powiedziane uczciwie, rzetelnie. A ponieważ nasza chora ogląda telewizję, czasem i gazetę kupi, wcale nie upadła zemdlona z wrażenia podłogę. Tak nas i ostatnimi laty wyedukowano, że porażające paranoiczne werdykty przyjmujemy - zwłaszcza starszych to dotyczy - ze zrozumieniem, ba z pokorą.
Zaradni myślą jak sobie poradzić, żeby przed czasem nie przenieść się na lepszy - podobno - ze światów. Niezaradni się poddają i zakład pogrzebowy ma klienta. Nasza chora pani, by nie powiedzieć baba, należy do tych pierwszych, kocha życie, chciałaby jeszcze i jeszcze. Znalazła wyjście. Otóż mamy w Szczecinku piękną, czystą poradnię endokrynologiczną. W Niepublicznym ZOZ przy ul. Kilińskiego. Przyjmuje tam młody pan doktor - specjalista endokrynolog. Na miejscu robią konieczne badanie USG tarczycy. Wszystko na wejściu można zamknąć kwotą 200 złotych. Na wizytę u specjalisty od chwili zapisu w recepcji czeka się kilka dni, wynik USG mamy natychmiast. Że nie każdego stać? Owszem, ale jak trzeba ratować zdrowie, a może i życie trzeba sobie odjąć od buzi. Było tak zawsze.
Za tamtych „onych”, do których niektórzy z nostalgią wzdychają, też były prywatne gabinety w spółdzielniach lekarskich. Co prawda wówczas służbę zdrowia finansowano z budżetu, nie zbierano składki „na ubezpieczenie”, praktycznie nie gwarantując dostępu do lekarza. Kolejki były, ale nie tak długie jak dziś. Po co jednak wspomnienia, skoro tyle lat minęło w zupełnie innym systemie społecznym. Przy organizacji najpierw kasy chorych, potem NFZ korzystano z zachodnich wzorów. Podobno kiepskich, ale np. w Wielkiej Brytanii się sprawdzających. U nas nie. To jednak inna bajka, np. o naszej mentalności. Jednak najbardziej denerwują manipulacje rzeczników instytucji zdrowotnych. Żyjących z naszych pieniędzy (składka) należy przypomnieć niepokornie.
I tak w przychodni w Szczecinku rejestratorka mówi uczciwie: za rok! Sam sobie możesz człowieku dodać, że nie wiesz, czy wizyty doczekasz. Już jednak pani rzeczniczka NFZ w Szczecinie Małgorzata Koszur potwierdzając, że oczekiwanie na wizytę u wprawdzie nie jest krótkie, ale „na przykład wynosi średnio 228 dni”. (cytat z pamięci, usłyszane w audycji TVP Szczecin).Oczekiwanie liczone w dniach brzmi niebywale lepiej. Identycznie mówią i piszą media na różne sposoby wspierające cały zdrowotny bałagan.
Kiedyś, kiedyś, w czasach szczęśliwie minionego ustroju nagminnie spóźniały się pociągi. Pewnej zimy temperatura spadła poniżej 10 st. C , napadało śniegu, wiatr wiał. Kompletna klęska, zaskoczenie. Ogłoszono, że zapanowała zima stulecia. Jakbyśmy żyli w Afryce lub na Półwyspie Apenińskim. Na dworcach kolejowych głośniki zapowiadały nawet kilkunastogodzinne spóźnienia pociągów. I nagle jak za dotknięciem magika z megafonów popłynęły wieści, że pociąg taki a taki przybędzie z opóźnieniem 1200 minut. I tak na kolei jest do dziś. Czy prawda, że spóźnienie wynosi tyle, a tyle minut? Prawda! A jak publiczność chce, niech sobie na godziny przelicza. Tak samo na wizytę u specjalisty, to się proszę państwa czeka 628 dni, a nie do roku 2014. Jak pięknie słowa te brzmią... I jeszcze jest do odnotowania sukces: na wizytę u lekarza specjalisty w Zachodniopomorskim czeka się o 308 dni krócej niż w Mazowieckim.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Po co te NFOZ-ety które zjadają miliony.Przecież tą role mógłby pełnić z powodzeniem jakis wydział przy Urzędzie Wojewódzkim które i tak istnieją i nie wiadomo co robią nie wspomne juz o Urzędach Marszałkowskich które powołano tylko dla zwiększenia ilosci dobrych stołków zapominająć że tą armie urzędników trzeba utrzymać.