Reklama

Wojciech Jurczak: Myki statystyki i inne

05/12/2014 14:49

feloeton ukazał się 27.11 w tygodniku Temat

Niedawno tygodnik „Newsweek” opublikował ranking powiatów. Autor publikacji, przy okazji zbliżającego się końca roku i wyborów samorządowych, spróbował przedstawić warunki życia na prowincji. Oparł się na oficjalnych danych GUS. Powiat szczecinecki zajął w  rankingu 344 miejsce na 380 pozycji. Fakt ten skrzętnie na łamach „Tematu” odnotowano. Cytowaliśmy istotne wyniki rankingu, jak stopa bezrobocia - grubo ponad średnią krajową, bo 27,4 proc., fakt pobierania zasiłków socjalnych przez 13,7 populacji i nie najniższą wprawdzie średnią pensję – 3355,74 zł , jednak poniżej krajowej. Liderem okazał się Sopot, nam doń daleko. 

Czy ta statystyka przeraża i daje do myślenia tym, którzy mówią i piszą o wyższości życia na powiatowej prowincji nad bytowaniem w wielkich aglomeracjach, także wyżej podpisanemu? Do przemyśleń skłania na pewno, powodów do paniki nie widzę. Przy czym nie neguję wyników rankingu. Jednak trzeba zauważyć, że wszystko ma swoją cenę. Także to, że powietrze (w powiecie, nie w mieście) mamy świeże, że nie tkwimy w korkach komunikacyjnych, a co najważniejsze, choć przywołany ranking o tym nie mówi, wydajemy mniej na codzienne potrzeby, czyli – jak się powiada – na życie. Statystyka z jednej strony jest nieoceniona i potrzebna, z drugiej myląca. Myląca dlatego, że jest sucha i bezwzględna. Nie uwzględnia, bo nie może, aspektów społecznych zjawisk, służy do ich interpretacji, pomaga analizom, pozwala na wnioski. Czy zawsze trafne? Różnie bywa, gdyż sporo zależy od interpretacji danych. Mój profesor, doktor nauk ścisłych tak mówił o średnich statystycznych: krowa ma cztery nogi, bocian dwie, razem mają sześć. Średnia liczba kończyn to trzy nogi na jedno zwierzę. 

Mam też inną najświeższą statystykę – wyniki badania CBOS (Centrum Badania Opinii Społecznej): 60 procent Polaków nie ma żadnych oszczędności, 45 procent gospodarstw domowych obciążonych jest długami, 10 procent ma zaległości w opłatach za czynsz, zużytą energię elektryczną i telefon. Właśnie, właśnie – nie ma zmiłuj, nie ma, że na wsi i na tak zwanej powiatowej prowincji jest lepiej lub gorzej. Włączamy telewizor i dowiadujemy się, że w Polsce nigdy nie żyło się tak dobrze, jak teraz. Tylko komu? Tego nie mówią. 

Jeżeli ktoś powinien być przerażony z jednej strony i refleksyjny z drugiej, to nasi gospodarze od dołu do góry, czyli tylko co wybrani radni, prezydenci miast, wójtowie. A na koniec pani premier. Dama ta z takim wysiłkiem i samozaparciem usiłująca poruszać się męskim krokiem na wysokich obcasach, być może zajmie się z takim samym oddaniem wynikami przywołanych tu statystyk. Przecież takie i inne, nawet bardziej szczegółowe materiały współpracownicy kładą jej na biurko. Zajmie się w sensie interpretacji danych i przemyśleń. One mogłyby przełożyć się na wiele jej decyzji. 

Mało tego, pani premier zaczynała zawodową karierę lekarki w mieście powiatowym średniej wielkości na Kielecczyźnie. Mam nadzieję, że mogłaby sobie przypomnieć co i jak pobolewa nas, ludzi z małych miast i powiatów. Może tak się stanie? 

Nie mając specjalnie ochoty, bo temat bałaganu wyczerpany, wypada wrócić do wyborów samorządowych. Nie statystyka jednak jest przedmiotem mego szczególnego zainteresowania, tylko mentalność wyborców. Unikam nazwisk w felietonach na łamach „Tematu” nie chcąc nikogo urazić. W moim wieku i z moim bagażem doświadczeń – powiedzmy, zawodowych - brak ochoty na sądowe potyczki. Powiedzmy zatem, że pan X przegrał wyborczą bitwę o reelekcję na urzędowym fotelu. Mniejsza o nieciekawe szczegóły przegranej – warto wiedzieć - niezależne od X. Przegrany, zgodnie z prawem i własnym przekonaniem zgłosił się do pracy w  zakładzie, w którym pracował przed powołaniem na urząd. Korzystał bowiem z urlopu bezpłatnego. I nagle okazuje się, że nie wszystko jest cacy. Dowiadujemy się, iż powrót X zaszkodzi pani Y osobie, młodej, uroczej, wspaniałej i wykształconej, której miejsce ma zająć przegrany. Rujnuje to jej życie. 

Wydźwięk tej interpretacji oczywisty na niekorzyść tego X. Jednak okazuje się, że pani miała terminowa umowę pracy, wiedziała o tym, a teraz termin mija. Zapewne problem jest do rozwiązania pomyślnie dla obojga. Ale nie w taki sposób, że można sobie dowolnie zinterpretować prawo pracy. Nie jestem niczyim adwokatem, jedynie uważam, że razi postępowanie bliźnich. Jak ktoś przegrał - to dołożyć mu kopniaka. Choć niedawno strzelało się przed tym gościem obcasami i kładło uszy po sobie. Czyżby w nowej postaci wracały stare obyczaje? 

Tu historia prawdziwa, aczkolwiek wyglądająca na anegdotę. Otóż w 1949 roku do warszawskiego pośredniaka zgłosił się mężczyzna poszukujący zatrudnienia. – Co pan robił dotąd, gdzie pracował? – rutynowo zapytał urzędnik. – Byłem premierem - odparł przybysz. Urzędnik kazał petentowi czekać, a sam, kręcąc kółka na czole, pobiegł do kierownika. 

 

Po chwili wyjaśniono, że petentem jest Edward Osóbka Morawski, były prezes Rady Ministrów wywalony z posady po wchłonięciu Polskiej Partii Socjalistycznej do PZPR. Szybko znaleziono mu synekurę dyrektora centrali uzdrowisk, gdzie dotrwał do emerytury, niczym się nie przemęczając .

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    zbycho52 - niezalogowany 2014-12-06 20:33:28

    Rodzi siie pytanie,dlaczego Pan X,po zlikwidowaniu szkoly w miejscowosci Y znalazl zatrudnienie w innej miejscowosci w szkole,chociaz w tym czasie byl na stolku w samorzadzie.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do