Reklama

Wojciech Jurczak: Ludzie w pociągu

26/11/2012 16:46

O szóstej rano jest ciemno i ponuro, rozwidni się po siódmej. Taka pora roku. Dworzec PKP w Szczecinku do miejsc przytulnych nie należy. Poza kasami biletowymi i paskudnym klozetem, pamiętającym Bismarcka, rankiem wszystko  zamknięte. Ostatnio zlikwidowano kiosk z gazetami, napojami itd. Powód – brak klientów, nieopłacalny interes dla pani kioskarki.  Dworzec, niewątpliwie rarytas kolejowego budownictwa sprzed  lat,  wreszcie ma być remontowany. Za wiele milionów złotych. Pięknie, lecz gdyby go nie zdewastowano –pewnie milionów trzeba byłoby  mniej.  Ale  odkrycie, no nie…
Kilkanaście minut
przed szóstą dwadzieścia dwie,  kiedy planowo ma wyruszyć szynobus do Szczecina, parking  przed dworcem jest pełen aut. Pierwsze stanęły już około pół do piątej, przed wyruszeniem pierwszego składu na trasę do Szczecina. Codziennie dojeżdżający do rozmaitych zajęć poza Szczecinkiem, także mieszkańcy okolic miasta oraz „okazjonalni” pasażerowie zostawiają tu  samochody przesiadając się do pociągu. Taniej, a w przypadku podróży do Szczecina dużo wygodniej. Odpada szukanie miejsca na zatłoczonych  parkingach i  koszt parkowania. A ten w  ostatnich latach wzrósł tam kilkunastokrotnie.  Pierwszym wczesnorannym pociągiem odjeżdża ze Szczecinka do pracy na trasie szczecińskiej nieliczna  ekipa kolejarzy i duża większa grupa robotników budowlanych.   Ten szósta dwadzieścia dwie ma inną publiczność, można by określić –  mieszaną, jeśli chodzi  o codziennie  wykonywaną  pracę „na dojazd”.
Na peronie  wygwizdów,
wieje dokuczliwie, wiatr  śmierdzi palonymi  trocinami wiadomo skąd.  Akurat podmuch zmienił kierunek. Byle jak. Niby  ciepły listopad, ale przecież  szósta rano. Szynobus do Szczecina  przyjedzie z Runowa spóźniony, co się zdarza, ale  kilkuminutowe opóźnienie  zazwyczaj nadrabia na trasie. Doktor X -  błagał by nawet imienia nie podawać, „bo słodka czyjaś zemsta  nigdy nie będzie miała końca”, mówi - podnosi kołnierz kurtki i dla rozgrzewki przestępuje z nogi na nogę. Obaj  obserwujemy z peronu dziwne  zjawisko: pasażerom przez tory przechodzić nie  wolno, grozi mandat kilka stów, należy iść po schodach i tunelem pod torowiskiem. Nie najwygodniej, lecz bezpiecznie. Ale jak wszędzie i tu są równi i  równiejsi, bo co  raz przez  zakazane tory maszerują ludki , pozdrawiając stojący obok dwuosobowy patrol w czarnych, nie do rozpoznania po ciemku, strojach służbowych.  No, ale przejście też jest służbowe, a służb służbowych mamy do upojenia.  Podjeżdża widny szynobus, wysypują się zeń głównie kolejarze, pozdrawiani serdecznie  przez kolegów kolejarzy, zajmujących wygodne  fotele w wagonie. Potem będą wysiadali na kolejnych przystankach, pewnie po to by dzielnie  pełnić kolejarską służbę.  Pasażerów niewielu. Wita nas  miłe ciepełko, wielosetkonny silnik Diesla lokomotywy pomrukuje.  Przeraźliwy gwizdek pani konduktor i
ruszamy w drogę.
– Mieszkam dwadzieścia kilometrów od Szczecinka, jeżdżę trzy razy w tygodniu do Szczecina, tam przyjmuję pacjentów w dużej przychodni. Od dziesiątej rano do czternastej. O 14.30 mam najdogodniejszy  pociąg powrotny  – opowiada doktor X. – Dlaczego nie leczę  w Szczecinku? To dłuższa historia, wolę pana i nikogo zresztą nie  wprowadzać w szczegóły. W Szczecinku nagle okazało się, że nie ma dla mnie pracy. Zero szans na jakikolwiek kontrakt.  Do lekarza mojej specjalności proponują zapisy na 2014 rok, na jesień.  W ramach NFZ, oczywiście,  na wizytę prywatnie  też trzeba poczekać, to poszukiwana u nas specjalność. Wyleciałem z dnia na dzień z przychodni, która mnie zatrudniała. To podobno  zemsta za to, że nieopatrznie kiedyś podpisałem jakiś list, czy listę. Protestacyjną okazało się później. Moja wina, sam sobie to zawdzięczam, bo dokładnie nie przeczytałem, co tam stało napisane. Przeciw komu lub czemu. Zawsze jest przeciw, nie pojmowałem tego  mam jak mam - doktor jest  pokornie pogodzony z losem. – Gdyby to, co tę osobę dotknęło mnie, być może też upajałbym się słodyczą odwetu. Samo życie- rzecze doktor.   - Zemsta? Ale czyja, na Boga – pytam natrętnie. - Pan nie wie? To niczego pan nie pojmie -  powiada medyk dojeżdżający. – Nie – mówię zgodnie z prawdą. Ale doktor zmienia temat, chwali firmę kolejową Przewozy Regionalne. Obaj chwalimy. We wnętrzu  czysto, w toalecie – tu można śmiało użyć takiego określenia – wszystko działa jak należy, bieżąca woda, mydło,  papierowe ręczniki. Nawet lustra nikt z sobą nie zabrał ani stalowej muszli WC. Nadziwić się nie możemy.  Co stacja z głośnika zapowiedź jaka kolejna będzie, a  na elektronicznym wyświetlaczu na przemian data, godzina, szybkość pociągu. Świetlna reklama, poleca aż do nudności  „produkty regionalne”, w tym kiszkę białą i ogórki kiszone nie pamiętam skąd. Europa! W szynobusie jest skromna tabliczka, że zainstalowano  ów pojazd  w ramach  unijnego projektu pomocy. Mijamy
małe stacje,
jakby przez Boga i ludzi zapomniane. Na kolejowych budynkach, niektóre tzw. otwory drzwiowe i okienne( otwory, bo brak futryn, ktoś je sobie wziął?) zabite dechami. Czy to symbol czasu? A podróżni wsiadają, nie wysiada nikt. Jedzie teraz, bo kolejarze powysiadali, prawie sama młodzież, plecaki z którymi  młodzi  faceci  przypominają dzwonników-garbusów z katedry Notre Dame,  laptopy, telefony komórkowe podłączone pod rozmaite „muzodajnie” i inne takie. Adam  z kolegą dojeżdżają  prawie codziennie z Łubowa do Szczecina. Studiują w Uniwersytecie Techniczno Rolniczym, czyli w połączonych: politechnice i akademii rolniczej.   Wyjaśniają, że  przez ostatnie dwa lata studiów wolą dojeżdżać. Mieli locum w akademiku, ale odkąd nie muszą być na dodatkowych zajęciach w soboty – wolą dojazd. –Mniej kłopotliwe, a jak trzeba, to jakiś nocleg znajdę bez problemu – mówi Adam –  koszty mniejsze. - I na imprezowanie nie zostaje wiele czasu –  ze śmiechem zauważa kolega – pół życia w pociągu. Gdyby nie było dogodnego połączenia, takich wagonów, to byśmy szukali stancji. Na  ulgowy akademik, z  uwagi na dochody  rodziców, choć nie najwyższe, nie mamy szans. A zresztą trzeba by  płacić wcale nie mniej niż za wspólnie wynajęte mieszkanie.
Od Stargardu 
pociąg jest pełen. Podróżuje  młódź. Młode panie Katarzyna i Ewa dojeżdżają codziennie  z okolic Drawska. Najpierw ze swojej wioski   jadą samochodem  (18-letnie Audi 80)  do przystanku w Jankowie Drawskim, tam wsiadają do szynobusu ze Szczecinka. Do Szczecina Zdrojów  docierają przed godziną dziewiątą, zaraz  potem zasiadają  „na kasach” – tak to określają – w hurtowym markecie  „Selgros” . - Na miejscu i w okolicy Drawska  nie mogłyśmy nawet marzyć o pracy, obie ukończyłyśmy ogólniak, a do dojazdów przywykłyśmy. Wracamy do domu około dwudziestej drugiej. Nie, nie szukamy mieszkania w Zdrojach, to by się nie opłacało, zarabiamy po około 1400 złotych „na rękę”. – Może kiedyś, jak mąż znajdzie dobrą pracę, przeprowadzimy się do Szczecina – marzy pani Ewa.  – A teraz mąż jest na zasiłku, stracił pracę u wojskowych na poligonie opodal Drawska – tłumaczy.
Ludzie jadą do pracy, podróżuj „za pracą”. Tak było od zawsze.  Tyle, że niegdyś – czy ktoś pamięta? – tego rodzaju podróże były zdecydowanie krótsze. A teraz  świat jakby  mniejszy, podróżuje się szybciej i – w konkretnym przypadku Szczecinka oraz  całej  trasy do stolicy regionu –  wygodniej. Wszystko poszło naprzód.  Podobnie, jak kiedyś,  pośród dojeżdżających jest wciąż mnóstwo  kolejarzy. Ale  ekipy kolejarskie  nie grają już w karty, w durnia, oczko i zechcyka,  na papierosy lub drobniaki, lub bez żadnych fantów. Nie ma papierosowego smrodu unoszącego się nad takim kolejowym  „hazardem”. 
Głowy myślą!
Na ogół wszystko jest ładne i cacy w wydaniu PKP Przewozy Regionalne, lecz w tej beczce miodu bywa   gorycz. Otóż reporterowi, kursującemu na trasie przez dwa miesiące, zdarzyło się wracać ze Szczecina do Szczecinka  (przed listopadowym długim  weekendem)  w… kiblu. Wprawdzie czystym, eleganckim i pachnącym, ale zawszeć. Jechało nas w tym przybytku sześcioro, zajmowaliśmy miejsca  siedzące: na muszli wiadomego przeznaczenia, na umywalce, podłodze i grzejnikach. Szynobus był napchany do granic wytrzymałości i gdyby przyszło   częściej eksploatować go  w ten sposób – szybko zamieniłby się w kolejny kolejowy złom jakiego pełno trasach.  Wspólny wojaż  w toalecie umilał nam  dziesięcioletni bodaj  chłopczyk, który na pytanie młodych panów studentów „Czy tu ktoś ma karty?” wygrzebał z torby mamusi dwie talie. Rozpoczęła się gra w pokera, mały  cały w szczęściu i skupieniu wygrywał, rodzice promienieli dumą. Cudowne dziecko! Ale, wracając do sedna  podróży na sedesie, że też nikt w Przewozach Regionalnych nie potrafił przewidzieć, że przed dniami wolnymi od pracy jechać będzie dużo więcej  pasażerów niż zwykle, choćby wracający w rodzinne pielesze studenci  uczelni. A wszystkiemu winna okazała się… Nie uwierzycie, ale pani konduktorka z mozołem sprawdzająca bilety w niesamowitej ciżbie, depcząc po stopach, kolanach, plecakach, plecach  i walizach, rzekła poirytowana: -Cała ta  młodzież się uparła, żeby akurat dzisiaj jechać! Potem też są pociągi! - Tak, ale od samego rana były zatłoczone wcale nie mniej –   odpaliliśmy natychmiast  - czemu  nie pomyślano,  by powiększyć składy, albo skierować na trasy pociągi  dodatkowe?  Pani konduktor ( konduktora?) spojrzała  na nas jak na beznadziejnych głąbów pszenno-buraczanych: - Nie rozumiecie,  że to niemożliwe! Nie rozumieliśmy.  Za to ostatnio, jakiś czas po owej ekskursji pociągiem Regio ze Szczecina, usłyszeliśmy z telewizora wypowiedź kolejowego związkowca, który wraz  z tysiącami  kolegów  obradował w  sali kongresowej pałacu kultury w stolicy naszej, Warszawie (a ileż to do wielkiej małpy kosztował wynajem !?) że…  tu cytat z pamięci  - „przewozy regionalne są na krawędzi bankructwa i trzeba je będzie pomału ograniczać,  nawet likwidować.” Ciekawe, co o tym sądzą marszałkowie województw, także zachodniopomorskiego, którzy owe przewozy regionalne utrzymują? Za nasze pieniądze. Z drugiej strony rozumiemy; sprzątanie szynobusów, utrzymanie w czystości toalet, pachnące mydło, papier wiadomo do czego – to wszystko pochłania kolejowy majątek. Już nie marszałek województwa, ale nawet najwyższy marszałek polny  z medalami,  czegoś takiego nie wytrzyma. Znak czasu.

Wojciech Jurczak

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do