
felieton ukazał się 15 stycznia w tygodniku Temat
Za oknem wichura. Nie huragan, tajfun i mało co tsunami, jak chcą w telewizyjnych newsach, lecz po prostu silny wiatr. W naszym klimacie wiało, wieje i wiało będzie. Ale światło wkrótce zgasło. Tym samym przez kilka godzin nieczynne były wszelkie urządzenia uzależnione od energii elektrycznej. W naszym stuleciu wspaniałych wynalazków niemal wszystko jest na prąd elektryczny. Ludzie w miastach, np. Szczecinku, w krytycznych sytuacjach bez prądu mają nieco lepiej niż ludność wiejska. Na wsi zamierają wodociągi, komu z dawnych lat została studnia ten pan. Przestają działać telefony, także sieci komórkowych, ponieważ stacje przekaźnikowe są pozbawione dopływu elektryczności.
Wieczorem, w sobotę automat telefoniczny pogotowia energetycznego 991 informował, że w rejonie występują awarie masowe, od sieci odciętych jest 27 tysięcy odbiorców indywidualnych, zniszczonych 1200 transformatorów, po czym następowała wyliczanka powiatów od Koszalina, Kołobrzegu, przez Drawsko, Człuchów, Szczecinek, Chojnice i tak dalej do Lęborka. Nie podawano, jak zazwyczaj, kiedy nastąpi usunięcie awarii. Zgłoszenia kolejnych można przekazywać telefonicznie - informowano - pod 991 oraz wypełniając formularz na stronie internetowej WWW.
Jednak wkrótce numer pogotowia był już nieczynny, niedostępny, bateria laptopa padła jak kawka. Przyznam szczerze, że wobec tak gigantycznych rozmiarów klęski poczułem się jakbym był w Nowym Jorku podczas gigantycznej katastrofy energetycznej, która nawiedziła metropolię wiele lat temu, a nie żył w spokojnej podszczecineckiej wiosce. Naszła mnie refleksja: czy tak wygląda naprawdę klęska żywiołowa? A jeśli rzeczywiście tak, to w jakim stopniu moje państwo jest w stanie zagwarantować bezpieczeństwo i natychmiastową pomoc obywatelom? Doceniam bardzo ciężką w takich sytuacjach pracę energetyków przywracających światło. Wiem od nich samych (znajomi, sąsiedzi) jak, w jakich fatalnych warunkach przychodzi im usuwać uszkodzenia. I jak niebezpieczna jest ta praca. Ale z drugiej strony słyszałem o systemach komputerowych gwarantujących natychmiastowe ustalanie miejsc awarii. Słyszałem wiele o nowoczesności królującej w polskiej energetyce. W okolicy Szczecinka każdy może zobaczyć nowe transformatory, słupy z betonu itp. Wichura nie powinna mieć szans. Jaka jest jednak jakość całości, skoro za każdym razem przy silnych podmuchach dochodzi do klęski?
Bardzo się cieszę, jak chyba wszyscy, że straż pożarna w ciągu minionego ćwierćwiecza została nieźle wyposażona i znakomicie, na wzór europejski, poszerzyła zakres działania, jest służbą ratunkową. Ale przy braku prądu i nieczynnych telefonach, jak wezwać pomoc? Czy strażacy-ochotnicy mają jechać "na łunę" jak wiele lat temu? I jak zawiadomić ratownictwo medyczne, czyli śp. Pogotowie Ratunkowe, gdy człowiek umiera i liczą się minuty?
W każdej gminie jest sztab kryzysowy. Ludzie pojęcia nie mają, jakie są jego kompetencje i moce sprawcze. Dyżur przy telefonie i tyle? Pytań jest mnóstwo, tym ich więcej, gdy smutna rzeczywistość zderza się z nachalną propagandą sukcesu niemal w każdej sferze życia obywateli. Nie twierdzę, że kraj się nie zmienił. Może zmienia się zbyt wolno i nie tam gdzie trzeba zmieniać najpierw.
Skoro przy wiatrach jesteśmy... Mieszkańcy odległego od Szczecinka o dwadzieścia parę kilometrów Białego Boru protestują przeciwko instalowaniu elektrowni wiatrowych. Mają przy tym wsparcie miejscowych władz, co wynika z plakatów. Wiatraki ponoć szkodzą zdrowiu ludzkiemu, stawiane blisko siedzib są niebezpieczne, wyniszczają ptactwo, wyją mocą tysięcy decybeli, a jak runą na ziemię – lepiej nie wspominać. I szpecą krajobraz. W tej ostatniej kwestii mam inne zdanie, co do wcześniejszych – pewne wątpliwości. Protest wspierają ekolodzy. Są generalnie przeciw fermom wiatrowym i takiej energetyce odnawialnej. Co zadziwia, bo opalanie elektrowni węglem chyba bardziej jest dokuczliwe, zatruwa atmosferę oraz płuca dymem i pyłem. Z drugiej strony... Wycie turbin, szum wiatraków, zniszczone pogłowie ptaszków – to może szkodzić nie tylko estetom.
I oto w jednym z czasopism znalazłem informację o młodym inżynierze, bodaj po Politechnice Warszawskiej, który zbudował zupełnie inną elektrownię wiatrową. W skrócie, bo nie czuję się na siłach przedstawić w paru zdaniach technicznych szczegółów: Nie wymaga betonowego słupa o wadze kilkunastu ton, nie wyje. Wystarczy jedna turbina zamiast fermy wiatraków. Taką moc daje. Co z wynalazkiem? Krytyka, stękanie, gdybanie. Jak to w moim pięknym kraju od zawsze bez względu na ustrój. Drogie, niesprawdzone, konstruktor - wynalazca za młody, by coś sensownego wymyślić. Ble, ble, ble.
Inny młody (26 l.) z Wrocławia, po tamtejszej politechnice, wynalazł, słuchajcie, słuchajcie: szklaną urnę wyborcza, która sama liczy głosy! Jakby tego mało – skonstruował wózek inwalidzki sterowany... myślą, mózgiem niepełnosprawnego. No, tego już za wiele jak na młodziaka! Toteż echa wynalazku? W naszym pięknym kraju wybitni reprezentanci technicznej myśli geriatrycznej jęknęli: A kto to kupi? Kto w Polsce zaryzykuje inwestowanie w produkcję czegoś, co jeszcze się nie sprawdziło? Jesteśmy na nie i już. Tymczasem wynalazek trafi niebawem do USA. Podobno w Malezji są chętni kupić. A wynalazca powiada, że problem niechęci do nowoczesności, konserwatyzmu i zachowawczości tkwi w naszej mentalności. Ciemnota nie przejawia się wcale tym, że stara babcia zakłada moherowy beret. Ona jest (ciemnota, nie babcia) zjawiskiem mentalnym. Dlatego, moi drodzy, ciemność widzę, ciemność
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie