
Koniec wakacji, nieubłagany kat letnich marzeń o leniwym wypoczynku, prażącym słońcu, mahoniowej opaleniźnie i upragnionym awansie Wisły Kraków do Ligi Mistrzów. Niech to szlag! Bo jednak szkoda lata, jakie by ono nie było. Człowiek cały rok przecież na nie czeka - jak na obiecaną Irlandię.
Drobiazgowo planuje trasy dojazdu, kombinuje niczym kierowcy w korku na "Zakopiance", z dumą przetrząsa depozyty gotówkowych tajemnic, które zdołał ocalić przed małżeńską konfiskatą, a tu z przeproszeniem jedno wielkie "guano"! Ani Irlandii, ani słońca Egiptu, ani Ligi Mistrzów. Normalnie porażka, żeby nie powiedzieć nawet katastrofa. Niestety. Ja się w takim razie pytam, gdzie jest to lato? Ano jest, tyle tylko, że w PZPN-ie - i to już od kilku lat. Dlatego też na pogodę nikt tam nie narzeka, zwłaszcza na pogodę ducha.
W tej materii zawsze bowiem można liczyć na sekretarza Kręcinę, doktora wychowania fizycznego drodzy Państwo, więc proszę sobie jaj nie robić. To prawdziwy profesjonalista w dziedzinie innowacyjnych metod poprawy dobrego samopoczucia i kondycji psychicznej - ksywa " Doktór Prozac". Jego najnowszy popis w samolocie z Wrocławia do Warszawy, kiedy z uwagi na przedawkowanie C2H5OH poproszono go delikatnie o opuszczenie pokładu, rozbawił telewidzów skuteczniej aniżeli szczecinecki Kabareton. To chyba jedyny w historii polskiego lotnictwa przypadek usunięcia z pokładu samolotu pasażera za chrapanie, i to jeszcze przed startem maszyny!
Nie była to co prawda akcja tak spektakularna jak w przypadku Jana Marii Rokity, ale równie skuteczna. Cóż, bezpieczeństwo pasażerów jest najważniejsze, więc nie ma powodów kwestionować podjętej przez personel LOT decyzji. Widocznie ciąg powietrza w nozdrzach korpulentnego genseka PZPN był tak donośny, że pilot nie słyszał pracy silnika. To się drodzy Państwo czasami zdarza! Rzadko, bo rzadko, ale jednak.
Przypadek Kręciny nie jest w tej materii zjawiskiem odosobnionym, bynajmniej. Mój sąsiad Zenek, na przykład, tak chrapie, że jego znajomym na Kołobrzeskiej już od roku śni się po nocach wycinka pobliskiego lasu i reklama Husqvarny. No, ale co Zenek, to Zenek. Nos ma jak hamulec od rumuńskiej karuzeli i jak nim na głębokim wdechu pociągnie, to gawrony z Małpiego Gaju odlatują w panice do Gałowa. A już nie daj Boże, jak go w nocy złapie jeszcze bezdech śródsenny, to klękajcie narody. Pozamiatane jak na plebanii u proboszcza przed świętami. Wszyscy na nogach, nawet teściowa, choć już od kilku lat śpi z podwójnymi stoperami w uszach. Dlatego też nie ma o co kruszyć kopii. Kręcina po prostu tak ma. Wystarczy, że pojawi się w telewizyjnym kadrze - bo od kadry narodowej go całe szczęście odsunięto - a można się spodziewać istnych fajerwerków inteligentnego humoru.
Jest niekwestionowaną gwiazdą pezetpeenowskiego kabaretu, a błyskotliwość jego umysłu jaśnieje niczym "Biała Gwiazda" w starciu z piłkarską potęgą całego Cypru. Nie ma sensu wydawać pieniędzy na bilety na jakieś Ani mru, mru, Męczące skecze czy inne Moralne Niepokoje. Wystarczy nasz poczciwy Dzidek Kręcina i zabawa murowana. Wszystko oczywiście za darmochę zwaną przez nielubiących futbolu sztywniaków publicznymi pieniędzmi. A że występ okazał się nieco za krótki, to już nie jego wina. Najważniejsze, że wyrazisty, co w zestawieniu z bylejakością telewizyjnych relacji i tak stawia go w czołówce najbardziej kuriozalnych wydarzeń, jakie miały miejsce tego lata.
Sam incydent przejdzie zapewne do historii PZPN jako bezprzykładny akt troski o poprawę wizerunku tej organizacji, więc tylko patrzeć, jak polscy kibice zaczną o nim śpiewać piosenki. Mój sąsiad Zenek już to robi, nie tylko zresztą to. Ostatnio oświadczył mi bezceremonialnie, że "Zdzisek", bo tak go pieszczotliwie nazywa, przyjedzie niedługo ze specjalną misją do Szczecinka, że niby porządek ma zrobić z naszą piłką i takie tam inne. Może i tak. Mamy bowiem, paradoksalnie, najładniejsze obiekty piłkarskie w całym województwie i całkowitą zapaść seniorskiej piłki, czyli piłkarski obciach.
Jedno jest w każdym razie pewne, jeżeli tylko się pojawi, to przynajmniej na trybunach zaroi się od miłośników kabaretowej rozrywki. Czy to jednak wystarczy, aby w Darzborze i Wielimiu działacze doszli do porozumienia w sprawie fuzji? Nie wiem. Ze "Zdziskiem" drodzy Państwo żartów jednak nie ma, bo to prawdziwy twardziel. A prawdziwy twardziel miodem sobie ust nie zapycha, tylko żuje pszczoły, więc taryfy ulgowej nie będzie.
Foto: achosp.org
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!