
felieton ukazał się w 546 wydaniu tygodnika Temat Szczecinecki
Umiejętność znalezienia się w każdej sytuacji to sztuka doprawdy wyjątkowa, i do tego coraz rzadsza – niestety. W czasach, w których na intelektualnych salonach szczerość nazywana jest elegancją chamów, tylko nieliczni ludzie posiadają ów tajemniczy dar i, co najważniejsze, potrafią z niego zrobić właściwy użytek. A nie jest to bynajmniej takie proste. Nie ma go bowiem ani w szkolnych programach nauczania, ani psychologicznych poradnikach dla ubogich typu „ABC asertywności dla każdego – czyli jak być zajebiście szczęśliwym w dobie globalnego ocieplenia”. Nie każdego też stać na błyskotliwość angielskiego lorda, który niefortunnie zapytał niegdyś swojego sąsiada o zdrowie szanownej małżonki, a gdy w połowie kończącej się frazy uświadomił sobie, jak fatalną gafę popełnił – biedaczka nie żyła już bowiem od dwóch lat – niespeszony zaistniałą sytuacją, z ujmującym uśmiechem na twarzy dodał: „wciąż nie żyje?” Z takim talentem trzeba się po prostu urodzić lub otrzymać odpowiednie wychowanie, a że w naszym kraju szkoły już od dawna nie wychowują, tylko uczą, choć i z tym bywa różnie, więc mamy to, co mamy. A szkoda, bo nauka w połączeniu z dobrym wychowaniem daje naprawdę niezłe rezultaty. Klasyczna kindersztuba nikomu zresztą jeszcze nie zaszkodziła, a i wielu politykom mogłaby się przydać. Zwłaszcza po wyborach, kiedy w podzięce za okazane im zaufanie sięgają za pióro, dając na łamach prasy upust wezbranemu w ich sercach potokowi wdzięczności.
Tak w każdym razie twierdzi mój sąsiad Zenek, który po lekturze zamieszczonych w ostatnim Temacie podziękowań jednego z radnych, aż się zagotował z oburzenia. - Gdzie on się panie Tomku języka uczył? -Chyba na tajnych kompletach w Erywaniu! A powodem całego zamieszania było drobne uchybienie natury nieśmiało gramatycznej, że tak powiem. Chodziło o zwrot: „Wszystkim osobom, którzy w wyborach do Rady Miasta Szczecinek oddały na moją kandydaturę etc…” Faktem jest, że nie brzmi to najlepiej, ale żeby zaraz z tym Erewaniem wyjeżdżać, to już ewidentna przesada. Ale Zenek już taki jest, i jak mu ktoś gulę rozbuja, to będzie po nim jeździł niczym skacowany szmaciarz po kobyle w deszczowy poniedziałek. Lubi sobie chłop po bandzie czasem pojechać, oj lubi. Próbowałem mu co prawda tłumaczyć, że to zwykła pomyłka, że podziękowania były szczere i że to nawet tak ładnie pamiętać o elektoracie, podając w gazecie kontaktowe telefony i w ogóle. Ale nie pomogło. Zenek tylko machnął na moje gadanie ręką, mamrocząc coś na odchodnym o umiejętności znalezienia się w każdej sytuacji, obyciu i umierającej kulturze języka. A ja od razu przypomniałem sobie mojego kolegę z podwórka, którego przenikliwy zmysł entomologicznej obserwacji zawsze wyprzedzał gramatyczną poprawność budowanych zdań, wprowadzając w rutynę naszych codziennych spotkań element językowej innowacyjności. „Ptaku”, bo tak na niego mówiliśmy, nagminnie mylił rodzaje i zwykł nam regularnie obwieszczać, że „muchy na mrówki napadli”, albo „skorki zjedli drewno” lub „komary gryźli jak osy, co na drzewie gniazdo mieli”. Aż strach pomyśleć, co by napisał, gdyby mu przyszło do głowy na łamach TS podziękować swoim wyborcom. Ale „Ptakowi” i tak należy się wielki szacun – jak mawia moja córka. Umiał się bowiem chłopak wbrew pozorom znaleźć w każdej sytuacji i jak go kiedyś dzielnicowy zapytał, czy nie chciałby wstąpić po skończeniu zawodówki do Milicji Obywatelskiej i łapać przestępców, to niczym ów angielski lord błyskawicznie zripostował, że nie widzi takiej potrzeby, bo się dobrze uczy, a poza tym lekarz mu tego kategorycznie zabronił. Dzielnicowy nie za bardzo wiedział, co na takie bezczelne dictum odpowiedzieć, albo udawał że nie wie, bo tylko się uśmiechnął i spokojnym głosem wybąkał coś pod nosem, że to dobrze, że nauka to potęgi klucz, i że zdrowie jest najważniejsze. A mógł przecież pałą przez plecy… Ludzki gość był z niego, taki z kościami. Dopiero po kilkunastu latach się dowiedziałem, że w wojsku chcieli go zrobić politrukiem, ale bezceremonialnie odpowiedział swemu rozmówcy, że mu lekarz zabronił… Wiedział chłopina jak się znaleźć, bez dwóch zdań. Nie wiedział jednak, że za taki respons już niebawem znajdzie się w osławionym Orzyszu. Ale to już zupełnie inna bajka. Dzisiaj politruków w wojsku już nie ma, ale to wcale nie oznacza, że wyginęli – to przecież nie mamuty. Ostatnio nawet kilku widziałem. Mają się całkiem dobrze, choć służą już zupełnie innym partiom.
Tomasz Czuk
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie