Reklama

To już tylko historia

11/11/2013 08:34

artykuł ukazał się w tygodniku Temat 24.10.2013 

Minęło pół wieku istnienia klubu żeglarskiego „Orlę”. Obchodzony we wrześniu jubileusz, na którym pojawiło się zaledwie kilku, w znacznej części będących już na emeryturach żeglarzy, miał nadzwyczaj skromny przebieg. Najwyraźniej żeglowanie po Trzesiecku odchodzi do historii.

- Nie było klimatu, aby się spotykać – ocenia Henryk Siebert wrześniowy jubileusz.  H. Siebert był dyrektorem Ośrodka Sportów wodnych przy Zespole Szkół Mechanicznych – bo tak w latach 1991-2001 brzmiała jego nazwa. Został szefem w okresie regresu ośrodka. Był to czas, kiedy po raz kolejny zmieniano struktury organizacyjne, a klub żeglarski, kierowany przez Remigiusza Bieguńskiego, pod swoje skrzydła przejął Młodzieżowy Dom Kultury. 

Tak naprawdę o wszystkim decydował koszaliński kurator, bo też to właśnie od niego zależały klubowe finanse. W tym czasie postanowiono odejść od wyczynowego żeglarstwa na rzecz jego popularyzacji pośród młodzieży i dzieci. Efekty raczej nie były zachwycające.

Dawne dzieje

Początki szkolnego sportu żeglarskiego sięgają 1955 roku. To właśnie wtedy w Liceum Ogólnokształcącym Wieczorowym, któremu dyrektorował Anatol Obłamski, powstała sekcja żeglarska tworząca Szkolny Ośrodek Wodny. Dyrektor Obłamski przejął też kierowanie ośrodkiem. Dokładnie 15 lipca 1956 r. przekształcono go na Szkolny Powiatowy Ośrodek Sportowy. Powstanie ośrodka przyrzeczonego dla uczniów szczecineckich szkół podstawowych i średnich było możliwe właściwie dzięki jednemu człowiekowi – entuzjaście i wielkiemu miłośnikowi żeglarstwa Henrykowi Falkowskiemu. On też przyczynił się w maju 1963 roku do powołania sekcji żeglarskiej MKS „Orlę”i od tego też czasu datuje się istnienie żeglarskiego sportu wyczynowego. 

- Podczas zimy w 1963 roku zaczęto budować przy przystani długi pomost – wspomina Maria Czajkowska, późniejsza mistrzyni okręgu kobiet w klasie Pirat. - Pale wbijano z lodu. Wcześniej na przystani mieliśmy tylko króciutki pomost spacerowy, przy którym cumowały wszystkie nasze żaglówki. Żaglówek wtedy było bardzo mało i wszystkie mieściły się w murowanym hangarze. Wtedy też powstał drewniany hangar z łacińską sentencją „Navigare necesse est”. Z tamtego okresu pamiętam m.in. Ewę Milewską – wicemistrzynię okręgu w klasie Pirat, Jadwigę Widomską, Zbigniewa Piesika, Ewę Piotrkowską, Ewę Renk, Mariusza Piotrkowskiego, Anię Kalembę, Elżbietę Czajkowską, Jerzego Groblewskiego, Jacka Gwizdałę, Ryszarda Rusielka, który przyszedł do nas z LOK-u. Podobnie z LOK-u trafił do nas Edward Borkowski (był m.in. sternikiem stateczku „Danusia”) i Andrzej Lasak. Pamiętam też lekarza chirurga Wojciecha Skibińskiego i Andrzeja Zielińskiego budowniczych katamarana,Jana Czajkowskiego szkutnika, Wandę Szulc,Jana Rysińskiego, Edwarda Bielewicza... 

W 1967 roku kierownikiem SPOS został nauczyciel WF Eugeniusz Kuźmicki. To on na krótko przed przejściem w 1986 roku na emeryturę, zdobył fundusze na przebudowę hangaru i posadowienie go na palach żelbetowych. Jego następcą został Remigiusz Bieguński. Likwidacja powiatów w 1975 roku spowodowała, że dotychczasowy SPOS przekształcono na Szkolny Miejski Ośrodek Sportowy. 

Piąte koło u wozu

- W 1991 roku ktoś wpadł na pomysł, aby ośrodek sprzedać. Do tej pory ośrodkiem zarządzało koszalińskie kuratorium – wspomina Henryk Siebert. - W tamtym czasie powstała koncepcja, aby Młodzieżowy Dom Kultury oraz ośrodek przekazać miastu. Kurator jednak na to się nie zgodził. Chciał, aby na terenie ośrodka były organizowane obozy przysposobienia wojskowego. Miasto zrezygnowało z przejęcia MDK i ośrodek kurator wcielił do Zespołu Szkół Mechanicznych. W tym czasie byłem jej dyrektorem. 

- Sprzęt klubowy był własnością kuratorium koszalińskiego. To było dziesięć optymistów, sześć omeg, dwie „420”, potem dokupiliśmy trzy. Te dokupione to były już klasy regatowe produkcji włoskiej i niemieckiej. Ale to już było po roku 2000. Wtedy optymisty, kadety, okej dingi, omegi w większości były jeszcze drewniane.

Klub przestał istnieć

- To były lata stagnacji. Przydzielając ośrodek do MDK stracił on na swoim znaczeniu. Może dlatego, że było to przysłowiowe piąte koło u wozu. Tak samo, kiedy był przy „mechaniku”. Powiem szczerze, że gdyby nie moje zaangażowanie ,,byłoby tak jak dotychczas. Na początek na doposażenie dostaliśmy 100 mln zł (starych). Ponieważ burmistrz chciał koniecznie przejąć klub sprawa oparła się aż o Ministerstwo Edukacji. Miasto chciało, wzorem zamku, sprzedać ośrodek prywatnemu podmiotowi. Orędownikiem sprzedaży i prywatyzacji był prezes klubu Ryszard Rusielik. Taka była jego koncepcja, aby na dole zrobić tawernę, a na górze hotelik... co zresztą stało się później. Orędownikiem prywatyzacji był też burmistrz Tomasz Goliński. Pamiętam dość burzliwą rozmowę przy okazji regat. Poprosiliśmy burmistrza, aby przyszedł do nas. Doszło do burzliwej rozmowy. Ministerstwo nie wyraziło zgody. 

- Potem okazało się, że istnieje dokument, na mocy którego Skarb Państwa przekazuje ośrodek w użytkowanie wieczyste Powiatowej Radzie Narodowej. W 1997 roku w lutym otrzymaliśmy informację, że Wojewódzka Federacja Sportu wykreśliła MKS „Orlę” Szczecinek sekcję żeglarską z ewidencji. Na początku w klubie była lekkoatletyka i żeglarstwo. W 1993 r. kluby się rozeszły. Wtedy przyszedł do mnie Eugeniusz Kuźmicki i Emil Bieguński z informacją, że klub przestał istnieć. Powodem wykreślenia był brak sprawozdań i składek. W tym czasie komandorem był R. Rusielik, tymczasem w papierach komandorem, będącym już od wielu lat po drugiej stronie, był Henryk Falkowski. Szkoda mi było tych dzieciaków. Wtedy w ciągu tygodnia przez klub przewijało się ok. 100 osób. Klub miał 38-50 osób dorosłych płacących składki. I wtedy w kwietniu 1997 powołaliśmy klub na nowo. Jego nazwę nieco zmieniliśmy. Zamiast Miejski nazwaliśmy go Żeglarski Międzyszkolny Klub Sportowy „Orlę”. Nazwę zostawiliśmy ze względu na tradycję. Chcieliśmy zachować ciągłość historyczną.

Takie to były czasy

- Klub najlepsze wyniki osiągnął wtedy, kiedy był samodzielny, a więc do 1986. Nigdy już potem nie miał takich osiągnięć. Póżniej nastąpiła lekka stagnacja, choć zdarzyły się takie perełki, jak mistrzostwo Polski w klasie omega, wicemistrzostwo w tej samej klasie. Mistrzostwo i wicemistrzostwo zdobył Artur Bieguński z załogą, Remigiusz Bieguński, Józef Uszyło - to ci którzy w tym czasie osiągali znaczące wyniki w klasie omega. Arturowi i jego załodze budowaliśmy specjalną omegę tzw. regatową. Wykonawcą kadłuba był śp. Jan Chomicz, a oprzyrządowanie robiliśmy u siebie w szkolnych warsztatach. Ta łódź pływa do dzisiaj. 

To były takie czasy, że żeglarze przez cały okres zimowy swoje łódki konserwowali. To były właściwie całoroczne zajęcia, bo jak nie pływali to pracowali w warsztatach. Nawet jak po pływaniu łódki nie wytarł, to nie poszedł do domu. 

Znano nas

Nigdy żeglarzem nie byłem. Mieszkam w Szczecinku od 1967 roku. Mój najstarszy syn zaczął żeglować w czwartej klasie szkoły podstawowej. Żeglarzem był też najmłodszy. Z chwilą powstania nowego klubu jego członkowie zadecydowali, że to ja mam mu prezesować. Byłem już na emeryturze... Muszę powiedzieć, że było ciężko, a to z powodu braku pieniędzy. Kiedy w 1998 roku powstało starostwo, rozmawiałem z kilkoma znaczącymi osobami i zacząłem lobbować na rzecz usamodzielnienia ośrodka. To się udało. W styczniu 2002 roku powstał Powiatowy Ośrodek Sportów Wodnych i Turystyki. Konkurs na dyrektora wygrała wtedy Beata Bibik. Z tego powodu wróciła z Warszawy do Szczecinka. Wtedy ośrodek zaczął rozkwitać. Zaczęła się dobra współpraca. Jako klub nie mieliśmy zatrudnionych instruktorów, bo nie było nas na to stać. Bazowaliśmy na instruktorach POSWiT. Jako klub skupiliśmy się na organizacji wyjazdów młodzieży na regaty, organizacji imprez na terenie Szczecinka, pomagaliśmy w naborze młodzieży. Powiem szczerze, że gdyby nie ci dorośli żeglarze - fanatycy, to byłoby trudne zadanie, ale się udawało. Zaczęliśmy pokonywać takie ośrodki jak Mielno, czy Kołobrzeg. Później w klasie omega mieliśmy reprezentantów Polski, a w klasie „420” braliśmy udział w mistrzostwach Europy w Hiszpanii w 2007. Nasi wypadli najlepiej ze wszystkich startujących polskich załóg zajmując 21 miejsce. Udało się nam zakupić trzy nowe optymisty w klasie regatowej. Taka łódeczka niewinnie wygląda, ale żeby uzyskać certyfikat by mogła pływać na mistrzostwach Polski czy świata, musiała być pomierzona w ponad 600 punktach. Kupiliśmy też dwie „420”. Powiem szczerze, bardzo dużo pomógł nam starosta, bo widział w tym promocję Szczecinka. W tym czasie Szczecinek znano na Mazurach czy nawet w Niemczech w Ueckermünde z dokonań żeglarskich. To trwało krótko.

- Regaty odbywały się co roku. Zaczynało się w czerwcu od Pucharu Starosty Szczecineckiego, wcześniej były o Puchar Prezesa Klubu, o Puchar Henryka Falkowskiego. W tym roku jedyna impreza, jaka się odbyła, to właśnie tylko ta. W sierpniu mieliśmy imprezę pod nazwą Błękitna Wstęga Jeziora Trzesiecko – pływać mógł każdy, kto chciał i na czym chciał. Były próby zainteresowania wodą młodzieży szkolnej, współorganizowaliśmy imprezę „Pływajta na czym chceta”. Trwało to krótko, tylko do chwili powstania Szczecineckiej Lokalnej Organizacji Turystycznej. Później to wszystko siadło. 

Bez sentymentów 

- Wtedy, kiedy podejmowano decyzję o utworzeniu SzLOT, trudno mi było z tym się pogodzić. To co mówił wtedy Bogusław Sobów, kiedy przytaczał swoje wizje, dla mnie było śmieszne. Wtedy powiedziałem, że będzie to początek końca. I tak się niestety stało. Wszyscy ci żeglarze, którzy uczestniczyli w pracy klubu, wszyscy sympatycy klubu – odeszli. Zostali wypędzeni. Zabroniono im wstępu. Dwa lata nic się nie działo. To był tylko plac budowy. Tylko nie wiem czego. Ludzie poodchodzili.

- Na jubileuszu z tych zaangażowanych niegdyś widziałem z sześć osób. Był Eugeniusz Kuźmicki, był Jerzy Groblewski, Mariusz Leniec, Artur Bieguński, Radosław Żydałowicz, który przy pomocy gminy utworzył klub sportowy w Piławie. Był aktualny prezes Adam Butowicz, Andrzej Zieliński, były bosman Tomasz Błażejewicz. Brakowało mi Jerzego Stołpiaka, Remigiusza Bieguńskiego, Andrzeja Lasaka.

- To już jest zupełnie inny świat. Aktualny prezes stara się jak może. Rozpoczyna się budowa nowego ośrodka. Pytanie, na ile to będzie miejsce dla żeglarzy i jak dalsza się układać będzie współpraca. 

- Kawał życia zostało. Nie mam sentymentu. Ale przyznam, że jak przyszedłem tam w sobotę przed otwarciem regat, jak usłyszałem łopot żagli na wietrze, to zrobiło mi się ciepło, chociaż tego dnia było zimno jak cholera.                                                    

Jerzy Gasiul

 

 

 

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do