Temat 501
Andrzej Modrzejewski, który 14 lipca został zwolniony ze stanowiska dyrektora Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Szczecinku, pełnił swoją funkcję przez 17 lat. W ostatnim okresie zarządzany przez niego okręg osiągał najlepsze wyniki w Polsce. Okazało się, że nie liczą się ani wyniki ekonomiczne, ani przygotowanie zawodowe, ani kompetencje.
W czerwcu został pan niespodziewanie odwołany ze stanowiska dyrektora Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych.
- Słuchy o ewentualnym zwolnieniu mnie ze stanowiska zaczęły do mnie dochodzić już dwa miesiące wcześniej, podczas zjazdu Solidarności leśnej w Gdańsku. To tam jeden z przewodniczących, zresztą bliski przyjaciel dyrektora generalnego, po pijaku zaczął za dużo mówić. Powodem zwolnienia było to, że jakoby byłem na spotkaniu z prezydentem podczas jego pobytu w Sławnie. Niestety, nie miałem przyjemności być na tym spotkaniu, ale każdy pretekst jest dobry. Podejrzewam, że grały rolę również i inne rzeczy. Pan dyrektor o zwolnieniu zawiadomił mnie zresztą podczas uroczystości związanych z 85-leciem istnienia LP. Powiedział wtedy, że wystąpił do Rady Powiatu z wnioskiem o wyrażenie zgody na odwołanie mnie ze stanowiska.
Potem po ok. dwóch tygodniach zostałem poproszony na rozmowę do dyrektora. Rozmowa nie była o przyczynach zwolnienia, ale o logistyce, czyli jak to zrobić.
Zakomunikował panu: Czuj się odwołany?
- Nie. Po prostu powiedział mi, że jeśli sam złożę dymisję, wówczas dostanę stanowisko w Lasach Państwowych. Jeśli nie, to jak powiedział: póki ja pracuję, pan nie będzie pracował w LP.
Nie było konkretnych zarzutów?
- Nie było. O okolicznościach mojego zwolnienia napisałem potem w branżowym „Przeglądzie leśniczym”. W odpowiedzi dyrektor zaczął argumentować, że były liczne nieprawidłowości ujawnione podczas przeprowadzonych kontroli. Napisałem też, że obietnice dyrektora generalnego nigdy się nie sprawdzały. Odwołał 5, czy 6 dyrektorów i żadnemu nie dotrzymał słowa.
Jakiej obietnicy?
- Wszyscy mieli być nadleśniczymi albo naczelnikami. Z tego co wiem, nikt z nich nie został.
Ponieważ jest pan radnym, musiała być jeszcze zgoda Rady.
- Właśnie w tej sprawie 16 czerwca do Rady Powiatu wystąpił dyrektor. Wystąpił i jakoś to zawisło… Nie wiem z jakiego powodu. Mogę się jedynie domyślać, że to minister Gawłowski interweniował. Ale po kolejnej rozmowie z dyrektorem generalnym wszystko nabrało przyśpieszenia. Podczas mojej bytności u generalnego, niechcąco podsłuchałem jak dyrektor rozmawiał z panem ministrem, że należy szybko uruchomić Radę. Powstał problem. Rada miała się zebrać do piątku, w czwartek pani przewodnicząca Rady przygotowała materiały i zostało parę godzin na zawiadomienie wszystkich radnych.
Skąd ten pośpiech?
- Bo taki termin ktoś postawił. (Śmiech.) Można się domyśleć, kto to mógł zrobić.
Ale ja się nie domyślam proszę więc powiedzieć kto?
- Podejrzewam że zrobił to min. Gawłowski, bo to on jest szefem PO w Zachodniopomorskim i do piątku trzeba było polecenie wykonać. Skutek był taki, że w tym czasie byłem Słupsku i Lęborku, i nie miał kto mi dostarczyć zawiadomienia o sesji Rady. Oczywiście po podjęciu tej uchwały, złożyłem skargę do wojewody. Otrzymałem od niego, mówiąc dość delikatnie, dość ironiczną odpowiedź. Wszystko jest w porządku i nie wiadomo, o co mi chodzi. W opinii prawników uchybienie jest ewidentne. Dlatego teraz skierowałem skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Przecież jeden z punktów sesji rady mnie dotyczył i nawet mnie o tym nie powiadomiono. Nie podejrzewam ani przewodniczącej ani starosty o to, że było to zrobione celowo.
Kiedy został pan zwolniony?
-14 lipca.
Jest pan teraz na urlopie?
- Nie, na chorobowym. Jeśli podjęta przez Radę uchwała zostanie uchylona, spowoduje to bardzo poważne komplikacje prawne.
Co miałoby to oznaczać?
- To, że dyrektor odwołał mnie na podstawie nieważnej uchwały. W świetle prawa staną się nieważne wszystkie decyzje, również te dotyczące pełnienia obowiązków przez nowego dyrektora oraz rozpisany konkurs na to stanowisko. Podejrzewam, że dyrektor jest człowiekiem mściwym i póki on jest, to ja naprawdę nie mam czego w Lasach szukać.
Przepracował pan na tym stanowisku 17 lat. Teraz zostanie pan bezrobotnym leśnikiem?
- Dokładnie tak.
Leśnik ma zagwarantowane, jak żadnym innym zawodzie, że swoje zajęcie będzie wykonywać do emerytury.
- Pod warunkiem, że nie popełni przestępstwa czy wykroczenia.
A pan popełnił?
- Nie.
Żadnego wykroczenia? To jest niewiarogodne!
- Ale prawdziwe. No mogłem się poddać i dostać - tak jak to się stało z dwoma byłymi dyrektorami ze Szczecina i Piły - pracę na stanowisku referenta w Zakładzie Ochrony Lasów w Szczecinku.
Są to przecież ludzie z wysokimi kwalifikacjami, ogromną wiedzą i doświadczeniem.
- Ale cóż to kogo obchodzi.
Za komuny, za brak przynależności bezpartyjni nie awansowali, a dzisiaj ważny jest kolor legitymacji?
- Nie jestem wyjątkiem. Dyrektor z Wrocławia jest już 2 lata bezrobotny, to on przetarł szlak.
Paradoksem jest to, że nie należąc do PiS został pan zwolniony.
- Dokładnie. Jedyną szansę powrotu do normalności widzę w wywróceniu Platformy i to w skali kraju.
Podczas ostatniej bytności w Szczecinku min. Gawłowski spotkał się także z leśnikami?
- Nie byłem na tym spotkaniu, ale z relacji, które do mnie dotarły wiem, że była na nim cała wierchuszka PO: pan Gawłowski, Karpiniuk, Jacek Chrzanowski, burmistrz Douglas. Powiedzieli im, kto tu rządzi. Szczerze mówiąc nawet nie wiem, który z nadleśniczych w jakim był ugrupowaniu.
Teraz pan wie?
- Dalej nie wiem. Widzę, że gwałtownie niektórzy zapisują się do PO. Wiem o trzech takich przypadkach. Lasy Państwowe są organizacją gospodarczą, a nie administracją i powinny decydować umiejętności i przygotowanie zawodowe.
Rozmawiał: Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Nie wiem, czy p.Redaktor gdzieś tak w połowie tej rozmowy nie żałował przyjętej na siebie roli spowiednika wobec osoby na ważnym, państwowym stanowisku. No,bo cóż się okazało? Ano, że - tak jak za minionych czasów - dyrektora nie chroni żaden kodeks pracy, a swoje stanowisko piastuje na własne ryzyko. Dlatego nie wystarczy mieć wyniki. Trzeba się jeszcze ORIENTOWAĆ(!), a temu praca w stałym kontakcie z lasem nie sprzyja. Nie podzielałbym oceny politycznej opisanego zjawiska - sądzę, że w każdym porządku społecznym, firmowanym przez partię z lewej, czy prawej strony są wytrawni gracze, którzy wykorzystują każdą okazję do kadrowych roszad. Bohater wywiadu sam taką okazję stworzył pilnując lasu, nie polityki...