
Temat nr 502
Od najdawniejszych czasów w dniu 3 listopada rozpoczyna się sezon łowiecki. Myśliwskie święto zapoczątkowali myśliwy ardeńscy, którzy urządzali wielkie łowy na jelenie, po czym w dniu św. Huberta uroczyście dziękowali Bogu za zabite zwierzęta i składali w darze klasztorom pierwszą i dziesiątą sztukę z upolowanej zwierzyny. W Polsce kult świętego Huberta zainicjowało panowanie Augusta II Mocnego. Od czasów króla obchody tego święta nazywane są hubertowinami bądź hubertusami.
Zgodnie z tradycją, uroczystości związane z dniem św. Huberta otwiera uroczysta Msza święta. Potem łowcy spotykają się przy obfitym posiłku, składając sobie życzenia „Darz Bór”. Dlaczego w centrum obchodów postawiono św. Huberta? Święty był księciem Akwitanii, żyjącym w latach 656-727. Według starej legendy, jego hulaszcze życie odmienił pewien Wielki Piątek. Wtedy podczas polowania ujrzał w zaroślach jelenia z płonącym krzyżem między porożem. Po tym zdarzeniu święty Hubert ukrył się w lesie, stając się pustelnikiem. Wstąpił do klasztoru, a po latach został biskupem. Sto lat po śmierci został kanonizowany.
Wszystkim należy się szacunek
3 listopada w parafii pw. św. Franciszka z Asyżu punktualnie o godzinie 18.00 rozpoczęła się Msza św., w której uczestniczyli członkowie kół myśliwskich oraz ich sympatycy ze Szczecinka i okolic. Mszę św. w intencji łowców tradycyjnie już odprawił ks. Zbigniew Regliński. Wszystkich zgromadzonych gości przed Eucharystią powitał proboszcz parafii, ks. Marek Kowalewski: - Już po raz jedenasty obchodzone jest tak uroczyście w naszej parafii święto patrona myśliwych. Hubertus wpisał się w tę parafię, w tę świątynię i w ten dzień. Wielu z tych, którzy byli tu podczas pierwszych obchodów, już odeszło do krainy wiecznych łowów. Oni odeszli, ale my jesteśmy. Proszę, abyśmy podczas tej Eucharystii pomyśleli o najbliższej dekadzie, aby św. Hubert nadal patronował tym, którzy dbają o środowisko.
Ks. Regliński z kolei przypomniał wiernym w słowach kazania sylwetkę patrona myśliwych. Zauważył, że nie jest łatwo tak radykalnie zmienić swoje przyzwyczajenia, jak zrobił to św. Hubert: - Patron myśliwych przypomina nam, że każdy z nas ma czas, aby osiągnąć świętość. Każdy ma czas na zmianę. Przypomina też, jaki mamy stosunek do zwierząt, do stworzeń, które nas otaczają. Prawo przyrody, o którym jest już mowa w Biblii, mówi nam, że wszystkie istoty niższe są po to, aby służyły istotom wyższego gatunku. Powinniśmy szanować wszystkie stworzenia, ale nie należy brać przykładu z zachowania pewnego humanisty i misjonarza, który za wszelką cenę starał się nie pozbawiać życia żadnego stworzenia. Nie pozwalał usuwać choćby jednego listka z drzewa, zerwać choćby kwiatka. Wieczorem nie otwierał okna w pokoju w obawie, że rój muszek może sobie opalić skrzydełka od zapalonej lampy.
Nie chodzi o zabijanie
Po uczcie duchowej przyszła kolej na dalszą część obchodów. Tuż za kościołem czekało na gości ognisko i ciepły posiłek. Wszyscy bardzo chętnie skorzystali z poczęstunku. Apetytom sprzyjał wyjątkowo mroźny wieczór, który być może wpłynął także na niewielką liczbę przybyłych świętujących. Zapytaliśmy zapalonego myśliwego i pasjonata przyrody, Kazimierza Wekseja, co w myśliwskim życiu może być najważniejsze. Okazuje się, że wcale nie zabijanie: – Pracowałem w lasach przez 46 lat. Mniej lubię opowiadać o zabijaniu, bardziej o obserwowaniu zwierzyny. Miałem taką sytuację kilka lat temu. Chciałem podejść zwierzę, które jest czujne, chodziło o to, by sprawdzić, czy jest to w ogóle możliwe. Pracowałem wtedy na terenie Świdwina, gdzie żyją daniele. I udało mi się. Podszedłem tak blisko daniela, że go poklepałem.
- Znam wielu młodych ludzi, którzy postanowili wstąpić do kół myśliwskich – przekonuje dalej nasz rozmówca. - Są pasjonatami przyrody. Aż serce rośnie, gdy się z takimi młodymi ludźmi rozmawia, dostrzegając jednocześnie ich wrażliwość. Oni czują, że rzecz nie polega tylko na zabijaniu. Kto podchodzi tak do sprawy, ten nigdy nie będzie myśliwym. Kiedy się jest myśliwym, trzeba zwierzynie dać szansę, tę przeznaczoną do odstrzału trzeba przechytrzyć… Strzelanie do zwierzyny to jest końcowe stadium. Ja przykładowo najchętniej strzelam teraz z aparatu. To jest dla mnie największa satysfakcja.
Wstydliwe „hobby”?
Większość osób na myśl o myślistwie nie kryje swojego oburzenia. Zewsząd słychać głosy, że w XXI wieku nie przystoi obnosić się z „takim podłym hobby”. Co więcej, obchody dnia św. Huberta stają się świetną okazją, aby życzyć myśliwym tego, co najgorsze. Wszystko w imię ochrony przyrody i ocalenia życia niewinnych zwierząt. Zdanie Kazimierza Wekseja, że dla myśliwego nie zabijanie jest najważniejsze, podzielają sami zainteresowani oraz ci, którzy wiedzą, czym myśliwi tak naprawdę się zajmują. Nasz rozmówca, pragnący zachować anonimowość, nigdy nie był myśliwym. Jest jednak zdania, że myśliwi są potrzebni i nie powinno nazywać się ich mianem morderców. Dlaczego?
- Hipokryzją jest mówienie, że myśliwy to zabójca. Jakby nie patrzeć, każdy z nas jest zabójcą, tylko nikt nie chce się do tego przyznać. Nikt, przygotowując sobie kanapkę z wędliną albo schabowego na obiad, nie zwraca uwagi, skąd to mięso się wzięło. Nikt nie chce wiedzieć, jak wygląda ubój zwierząt. My mamy przed oczami gotowy produkt. Płacimy w sklepie 20 złotych i nie musimy myśleć o niczym innym. Problem z głowy i czyste ręce. A niech ktoś choć przez chwilę zastanowi się i porówna, jak giną zwierzęta w ubojni, a jak te zabite przez myśliwego w lesie? Które z nich bardziej cierpią? Oczywiście, myśliwi nie zabijają po to, żebyśmy mieli obiad. Tu chodzi o coś innego. Na pewno nie jest to zabijanie dla czystej przyjemności. W lasach brakuje drapieżników. Zwierzęta rozmnażają się bardzo szybko. Proszę sobie wyobrazić plagę zajęcy albo saren? Ile szkód się z tym wiąże. Łatwo powiedzieć: wyłapać i przenieść na inne miejsce… Ktoś, kto tak mówi, niech pomyśli, w jaki sposób złapałby zająca, a potem jeszcze kilkanaście zajęcy? Albo stado saren? To nie takie proste. Myśliwy ma mnóstwo szacunku dla zwierzyny. Nie robi niczego, aby się nad nią znęcać lub pastwić. Co więcej, pomaga zwierzętom, kiedy jest to konieczne. Bardzo dużo czasu spędza w lesie, obserwując je. Często znajduje wnyki, dokarmia zwierzynę zimą. Robią to ci, którzy nazywają myśliwego mordercą? Nie sądzę.
(sz)
foto: stock.xchng
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
a kto puszcza psa samopas w pobliżu lasu??
Ostatni akapit strasznie przekłamany. Zabijanie bydła w ubojni to nie to samo, co chodzenie do lasu ze strzelbą. W pierwszym przypadku to po prostu przemysł spożywczy, a myślistwo to zupełnie co innego. To czerpanie przyjemności, podniecenia i dumy z tego, że udało mi się zabić zwierzę! Znane są zresztą przypadki (i to wcale nieodosobnione), gdy myśliwi walą także do psów, którzy mają właścicieli. Tylko po to, by sprawdzić się jako strzelcy. W taki sposób straciła psa moja żona, dawno temu, gdy była jeszcze dzieckiem. Po dziś dzień pamięta śmiech i butę tego bydlaka, który wiedział, że to dziecko (i jego rodzice) nic mu nie są w stanie zrobić.