Jeden z zimowych i mroźnych dni. Na środku ul. Kamiennej fotografowi pozują do zdjęcia dwie młode kobiety ubrane w płaszcze podbite futrem. Jedna z nich trzyma wózek. Zza puchowego becika widać główkę dziecka. Zdjęcie pochodzące ze zbiorów nieżyjącego już Wacława Relskiego, znanego szczecineckiego fotografa i filmowca, udostępnione nam przez Mirosława Korkusa, zostało wykonane na przełomie lat 40. i 50. W tle ulica Kamienna. Tak na dobrą sprawę to nawet nie wiadomo dlaczego została kamienną, skoro zawsze był tam asfalt. Z całą pewnością jest to najbardziej stroma ulica w Szczecinku. Liczy sobie nieco ponad 200 metrów długości, za to różnica poziomów wynosi ok. 7 metrów. Jak na nasze nizinne położenie to całkiem spora wysokość. Z tego też powodu ulica cieszyła się dużą popularnością pośród miejscowej dzieciarni. Zimą można było tędy zjeżdżać na sankach i łyżwach, a kiedy śniegu nie było na... drewnianej konstrukcji wózkach, które miast kółek miały stare, wysłużone łożyska. Wózek tak mocno rozpędzał się z górki, że praktycznie można było wjechać nim aż w ul. Kamińskiego. Rzecz jasna było to w latach, kiedy ruch samochodowy w dzisiejszym pojęciu praktycznie nie istniał. Ulica Kamienna (niem. Steinstraße) jest całkiem młoda, powstała dopiero na początku XX wieku. Jako jedna z niewielu od początku swego istnienia wyłożona została cegłą bitumiczną. Cegła ta z wyglądu przypominała kostkę asfaltową produkowaną masowo w tutejszej wytwórni znajdującej się przy dz. ul. Waryńskiego. Zdjęcie doskonale oddaje jej oryginalny wygląd. Po lewej stronie widać, nieistniejące od co najmniej 30 lat, dwie piętrowe kamieniczki oznaczone numerem 4 i 6. Trzecia już narożna kamienica (poza kadrem) przetrwała do dzisiaj. Niedawno została gruntowanie wyremontowana i prezentuje się teraz znakomicie. To tutaj, z wejściem ulokowanym w narożniku budynku, mieścił się sklep powszechnie nazywany... mleczarnią. Można tam było kupić mleko (nalewane prostu z kany), śmietanę, ser, masło, a także pochodzące z zakładów przy ul. Przemysłowej marmoladę. Ekspedientka ubrana w biały fartuch wybierała porcję do ważenia wprost z drewnianych, podłużnych skrzynek. Za kamieniczkami rozciągoły się ogródki, a przy skrzyżowaniu z ul. Kochanowskiego tak, jak i dzisiaj, znajdował się parterowy, wyjątkowo szpetny (z płaskim dachem) dom jednorodzinny. Kilkadziesiąt lat temu został poważnie przebudowany i dzisiaj wygląda nieprównanie lepiej. Posesja ta przylegała bezpośrednio do Zakładu Jajczarskiego, do którego prowadziła brama od strony ul. Kochanowskiego. Za skrzyżowaniem były już tylko ogródki i podwórka. Tutaj też do pewnego czasu istniała mała oficyna mieszkalna. Daleko w tle widać mury ówczesnej siedziby Związku Zawodowego Kolejarzy. To tutaj na scenie sali ulokowanej na I piętrze, wystawiono pierwsze po wojnie przedstawienia teatru amatorskiego. W 1953 roku do tego właśnie gmachu przeprowadziła się z pl. Wazów Szkoła Podstawowa nr 3, która po rozbudowie w latach 80. została z czasem przekształcona na oświatowy kombinat, czyli Gimnazjum nr 1. Po prawej stronie, zanim powstały pierwsze bloki osiedla Warszawsko-Chełmińskiego, przez długi czas prosperował w tym miejscu zakład wulkanizacyjny. W tle, już za skrzyżowaniem z ul. Chełmińską, odgrodzone od ulicy drewnianym płotem, widać zarysy mieszkalnych baraków. O ile dobrze pamiętam, w miejscu dzisiejszego bloku oznaczonego numerem 9-11 znajdowały się dwa tego rodzaju budynki. Były to obiekty parterowe. Każdy z nich składał się z trzech-czterech(?) segmentów mieszkalnych. Do każdego wiodło - wprost z podwórka lub z ulicy - niezależne wejście. Mocno zniszczone szaro-bure drewniane baraki stały na murowanej podmurówce i przetrwały do końca lat 60. (jg)
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Mieszkaliśmy na rogu po prawej stronie ulicy. Też mam zdjęcia otoczenia z tamtych czasów. Pamiętam jak po letnich burzach robiliśmy tamy z piasku by zatrzymać wartko spływającą wodę. Wulkanizacja była w naszym podwórku gdzie wcześniej nasz Tata miał Olejarnię.