
Skończył się wesoły i beztroski okres wakacji, ciepłych dni, błogiego leżakowania nad jeziorem i opalania się. Zaczęła się jesień. Ta depresyjna, podstępna i rozleniwiająca, deszczowa… no dobra, może ten tydzień był nawet ładny. Ale poprzedni był deszczowy! Nawet zakończenie lata było takie dość zachmurzone. I mało radosne troszeczkę. A przynajmniej z mojej perspektywy.
Jak większość ludzi, którzy lubią posłuchać muzyki na żywo wybrałem się na koncert zespołu Lady Pank. Znaczy, nie tylko oni grali na tej scenie, ale nie ukrywam, że to dla nich głównie ruszyłem swoje cztery litery. Fakt, przyszedłem pod scenę z lekkim opóźnieniem, nie słyszałem wszystkich utworów, jednak to co usłyszałem wywołało mały grymas na mojej twarzy. Patrzyłem z lekkim rozczarowaniem, delikatnie ujmując, na występ jednego z najbardziej znanych, szanowanych i znaczących dla polskiego rocka zespołów. Panowie próbowali kupić publikę znanymi piosenkami, jednak nie było chemii między zespołem a zebranymi pod sceną ludźmi. Owszem, ludzie klaskali, śpiewali piosenki ale szału nie było jakoś… Ja nie wiem, może panowie się postarzeli? Albo po prostu im się trochę nie chciało? Pewnie istotnym problemem była absencja Jana Borysewicza, głównego gitarzysty grupy. Nie wiem czy był chory, czy złamał nogę czy może miał coś ciekawszego do roboty w domu… Ale w sumie powinien wystarczyć sam wokalista? Chociaż, po ostatnich wyskokach Panasewicza lepiej żeby po prostu śpiewał i tyle. A słyszałem, że dostał ultimatum odnośnie spożywania procentów i graniem na scenie w Szczecinku… Nie, ja się nie czepiam tutaj tego, że artysta lubi wypić, broń Boże. Żeby Państwo wiedzieli co takiego Mickiewicz z innymi wieszczami zażywali…
Chodzi o to, że jak się za coś dostaje pieniądze to dobrze jest wywiązać się z zadania. Celem artysty, takiego formatu zwłaszcza, jest nie tylko odklepanie swojego, zejście i pojechanie sobie w siną dal. Celem jest zabawienie publiczności. Nawet jak znajdują się w tym tłumie tacy malkontenci jak ja. A tych jakoś było sporo, bo z kim nie porozmawiałem to mało dyplomatycznie się wypowiadał o tym występie. Dla porównania – koncert Macieja Maleńczuka był popisem mistrza ceremonii, perfekcyjny pokaz showmaństwa i kontaktu z publicznością. Może przez to, że pan Maciej nie stroni od alkoholu na scenie? Tylko że ten alkohol nie sprawia, że zapomina języka, słów, a wulgarny i tak jest między piosenkami, ale tworząc klimat dusznego baru nie wyobrażam sobie innej konferansjerki w jego wykonaniu.
Dlaczego to piszę? I czemu dopiero teraz, a nie tydzień temu? Po prostu, trzeba tu głębszej refleksji, a sam zastanawiałem się czy chcę ten temat poruszać. Tym bardziej, że jeden z moich felietonów niejako chwalił imprezy i gości na nie zapraszanych, choć bardziej to, że coś W OGÓLE się dzieje – różne insynuacje, jakobym szykował się na wybory czy że komuś staram się słodzić póki co pomijam, w odpowiednim czasie do tego wrócę. Ja to bardzo bym chciał, żebym idąc na artystę, pewniaka, giganta krajowej sceny zobaczył profesjonalizm w każdym calu. Zaznaczam, że idą na to pieniądze każdego z nas, mieszkańców miasta. Nie mam nic przeciwko zapraszaniu Lady Pank, choć ja bym wolał by ktoś sprawdzał w jakiej formie jest dany zespół, czy warto go zaprosić (inaczej – zabookować) na konkretny dzień, bo nawet trzy-cztery miesiące wcześniej da się ocenić czy ktoś będzie w stanie zadowolić gawiedź czy nie.
A, Bednarek też tego dnia był? Cholerka, widzą Państwo, zapominalski jestem. Słyszałem, że niezły koncert. Wierzę, bo to jest koleś, który przede wszystkim LUBI to co robi, a że zarabia to tym lepiej dla niego. Ma tę wspaniałą możliwość zarabiania na swojej pasji. I nieważne gdzie zagra, zawsze daje z siebie 100%. Widać to było po młodzieży, która na jego koncert przyszła, młodzi ludzie są szczerzy. I nie miało znaczenia tu, że Bednarek jest młody i jeszcze mu się chce czy jest znany „z tego programu w telewizji”. Rolling Stonesi też są już starymi dziadami a niektórzy młodzi im mogliby tego wigoru pozazdrościć. A może dostają lepszą kasę? Albo to ja jestem marudą i nie umiem docenić tego, że jest imprezka z muzyką? I to za darmo? Hmm…
Ryszard Brzeziński
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Kompletnie nie zgadzam się z powyższym. Nie można mylić artysty z weselnym wodzirejem, który ma śpiewać, zabawiać, a jak trzeba to i balonik napompuje na imprezie. Byłem na dziesiątkach koncertów tego zespołu i mogę z pełną odpowiedzialnością przyznać, że szczecinecki występ był bardzo dobry. Panasewicz był w dobrej formie wokalnej. Zastanawia mnie, czego autor oczekiwał?? Dowcipów ze sceny? Może wokalista miał pozdrowić Autora i dedykować specjalnie JEMU piosenkę?? Dobra kapela, dobre utwory bronią się same i nie potrzeba im dodatkowych "fajerwerków".
Uważam podobnie jak poprzednik,że Lady Pank wyszedł na scenie bardzo ciekawie.Widać było i czuć,że chce im się grać i śpiewać,że w trakcie koncertu się bawili.Nie można oczekiwać petard,bo nigdy tego nie robili,ot tak po prostu dobry stary rock.Powiem szczerze,że koncert był dość dobry,można było się pobawić,a jak ktoś oczekuje rewelacji to trzeba kupić płytę i słuchać.No może jakby wcześniej coś łyknęli byłby inny ,ale chyba nie na tym to polega.Było u nas wiele gwiazd ale czuć było od nich ,że grają tylko by swoje "odwalić",w tym wypadku było całkowicie inaczej,bynajmniej ja się tak czułem ,że ktoś gra dla mnie,a raczej dla Nas.
Mam zupełnie inny odbiór koncertu Lady Punk. Osobiście nigdy za nim nie przepadałem. Ale skoro artyści się fatygowali do mojego domu i miasto z moich podatków funduje mi darmową imprezę no to i ja stanąłem na wyskości zadania i wybrałem się pod scenę. Po pierwsze na darmowym koncercie widzowie są przypadkowi, czyli nieprzygotowani. Więc wokalista nie mógł liczyć na współpracę publiczności nawet przy największych przebojach grupy. Jak Panasewicz w refrenie wykrzyczał hasło "krzyk!!!", zespół przestał momentalnie grać i czekał, że widownia krzyknie... a tu cisza.... itd itp. Artystom łatwo nie było. Ale, czy było nieprofesjonalnie? Czy było słychać, że nie ma jednego z najlepszych gitarzystów w Polsce... Borysewicza? Tak źle nie było. Panasewicz wokalnie przykładał się do każdego utworu, można było zrozumieć co śpiewa, gitarzyści i perkusista od czasu do czasu dawali solowe popisy. Ale widownia czekała na Bednarka. A Bednarek. Owszem nastrój, bujanie i ogólnie aplauz. Jednak popisów wokalnych i instrumentalnych wcale. Ze słów piosenki wychwyciłem tylko te, które śpiewał jego zaproszony kolega. Gwiazda śpiewała po angielsku i chyba po jamajsku... Ale zapowiedział się, że wróci do Szczecinka, może po lekcji dykcji i polskiej wymowy, jest więc szansa na profesionalizm.