
- Boże, jak myśmy to wszystko przeżywali. Rodzice płakali. My też płakaliśmy – tak przymusową akcję osiedleńczą Romów drżącym od wzruszenia głosem wspomina w rozmowie z „Tematem” Krystyna Chojnacka, bohaterka wielu fotografii, które od niedzieli (12.10) można oglądać w kinie Wolność. Wystawa fotograficzna, przedstawiającą taborowe życie Romów w XX w., nawiązuje do 50. rocznicy rozpoczęcia przymusowej akcji osiedlenia Romów w Polsce.
Akcja „zatrzymania taborów” to jedno z najboleśniejszych wydarzeń dla romskiej społeczności. Komunistyczne władze swoje działania, zmierzające do asymilacji Romów, rozpoczęły już pod koniec 1949 r. W 1952 r. Prezydium Rządu podjęło uchwałę „W sprawie pomocy ludności cygańskiej przy przechodzeniu na osiadły tryb życia”. Ponieważ program osiedleńczy nie przynosił oczekiwanego skutku, na bardziej radykalne kroki zdecydowano się w 1964 r. Wtedy właśnie ruszyła przymusowa kampania asymilacyjna.
Po tym czasie Romowie zostali niemal w całości osiedleni, a tabory na stałe zniknęły z krajobrazu polskich dróg. Obecnie już tylko starsze pokolenie Romów, do którego należy pani Krystyna, pamięta czasy, kiedy żywa była tradycja „wiecznej wędrówki”.
- Bez przerwy jeździliśmy. W wozie mieszkaliśmy całą rodziną: z mamą, tatą, rodzeństwem. Razem było nas jedenaścioro – powraca pamięcią do tamtych czasów Krystyna Chojnacka. – Na zachodnie ziemie dotarliśmy dość późno. Najwięcej jeździło się po Polsce centralnej i wschodniej. Byliśmy w takich miastach, jak Siedlce, Zamość, Lublin…
- Ludzie, których spotykaliśmy podczas drogi, byli bardzo dobrzy. Inaczej niż teraz. Byli rzetelni, uczciwi i głęboko pobożni. Żyliśmy z nimi w zgodzie. Wróżyliśmy po wioskach. Za to każda gospodyni coś dawała: a to kurę, a to świniaka jak zabili, a to jajka, śmietanę, twaróg czy chleb. Co kto miał, tym się z nami dzielił.
Rodzina pani Krystyny należała do tej grupy Romów, która na zimę szukała stałej siedziby. – Zimową porą mieszkaliśmy u gospodarzy – opowiada dalej pani Krystyna. – Płaciliśmy im raz w miesiącu i gościliśmy u nich aż do kwietnia. Tatuś pilnował, żeby na św. Józefa już być w drodze do lasu. I zawsze wtedy wyjeżdżaliśmy.
- W lesie było zupełnie inne życie. Ogniska, przy których tańczyliśmy i bawiliśmy się do rana. Wieczorami wszyscy ściągali do ognisk, gdzie było przygotowane jedzenie. Wtedy i śpiewali, i tańczyli. Oj, to było coś wspaniałego.
„Zatrzymanie taborów” wywołało wśród Romów falę niezrozumienia. Do dziś wielu z nich, tak jak pani Krystyna, tęskni za wolnym życiem. - Nikt z nas nie był gotowy, żeby zostawić tabory. Pamiętam, mąż kupił akurat ładnego konia. Wóz sobie pięknie wyszykowaliśmy. A tu raptem ogłosili, że nie wolno nam po lasach jeździć. Bardzo to przeżyliśmy, oj bardzo. Rodzice byli już starszymi ludźmi i im najciężej było się przyzwyczaić.
- Kochaliśmy takie życie. A teraz co? No, co teraz mamy? – kończy swoją opowieść Krystyna Chojnacka.
Warto nadmienić, że w niedzielę (12.10) oprócz wernisażu, w kinie Wolność odbył się specjalny koncert. Przed szczecinecką publicznością wystąpił zespół Sióstr Matkowskich, którym towarzyszył Michał Półtorak, wirtuoz skrzypiec, muzyk z „Piwnicy pod Baranami”. W repertuarze niezwykle utalentowanych i charyzmatycznych romskich sióstr - Justyny i Magdaleny Matkowskich znalazły się romanse cygańskie, rosyjskie i pieśni bałkańskie [posłuchaj fragmentu].
Organizatorem obu wydarzeń był Związek Romów Polskich wraz z Samorządową Agencją Promocji i Kultury (sz)
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie