Reklama

RDLP w Szczecinku: Nie ma rewolucji,  jest ewolucja

Partner serwisu
17/09/2020 12:05

Rozmowa z Tomaszem Tomeckim, Zastępcą Dyrektora ds. Ekonomicznych  RDLP w Szczecinku

Jak wygląda RDLP Szczecinek na tle innych dyrekcji?

To rzeczywiście jest jedna z większych dyrekcji Lasów Państwowych. Nadzorujemy 30 nadleśnictw, mamy spory wolumen pozyskania drewna i w związku z tym spore obroty. Jest znacznie lepiej niż w pozostałych częściach Polski, a to ze względu na położenie geograficzne.

 

Dlaczego to ma taki wpływ?

Chodzi o nadpodaż drewna w innych rejonach Polski, wynikającą z polityki leśnej naszych zagranicznych sąsiadów, choćby Czech i Niemiec. Oni mają znaczne szkody w drzewostanach, przede wszystkim świerkowych. To podobne zjawisko które mogliśmy u nas obserwować choćby w Puszczy Białowieskiej. Mówimy o zamieraniu świerka - to wszystko dzieje się u naszych południowych i zachodnich sąsiadów, z tym że oni robią z tym porządek i po prostu wycinają. To powoduje dużą nadpodaż przede wszystkim tego najtańszego surowca, czyli drewna do przerobu na papier bądź płyty. To tak zwana „papierówka”, czyli drewno średniowymiarowe.

 

Czy to jest najbardziej chodliwy surowiec?

To jest ten tańszy surowiec, drewno średniowymiarowe. My to z grubsza klasyfikujemy jako drewno do przerobu przemysłowego. Drewno wielkowymiarowe używane jest w tartacznictwie, czyli na przykład na stolarkę drzwiową i okienną lub więźby dachowe.

 

W RDLP jakiego typu drewno lasy produkują?

Produkujemy każde drewno, natomiast mamy zupełnie innych odbiorców na drewno średniowymiarowe, czyli to przemysłowe, innych na resztę. Jeśli występują problemy, to przede wszystkim w kwestii drewna średniowymiarowego - pojawiają się na południu Polski i tu na granicy z Niemcami. U nas oczywiście nie jest idealnie, ale nie można mówić w RDLP w Szczecinku o jakimś drastycznym zmniejszeniu obrotów. 

 

Mamy tu duży przemysł…

Zgadza się, mamy duży przemysł, jesteśmy dość daleko od granicy zachodniej. To dyrekcja szczecińska jest w gorszej sytuacji właśnie z powodu bliskości granicy. Oczywiście, jest widoczny spadek obrotów, ale nie jest to dla nas koniec świata. Na bieżąco wywiązujemy się ze wszystkich umów z kontrahentami.

 

A czy Niemcy mają tańsze drewno?

Miewają tańsze drewno. Trochę inaczej skonstruowany jest ich rynek. U nas najważniejszym dostawcą drewna są Lasy Państwowe, nasz system sprzedaży oparty jest o terminowe umowy. Duża część drewna sprzedawana jest ze stałą ceną na cały rok, więc mamy ceny stabilne. Rynek niemiecki charakteryzuje się dużym rozdrobnieniem, więc tam występuje fluktuacja związana z koniunkturą, dekoniunkturą, dotacjami - tak jak w tej chwili. Ceny mają niskie dzięki dotacjom, które były na przykład w Niemczech przyznawane na koszty pozyskania drewna. Chodziło tylko o to żeby drewno pozyskać, wywieźć z lasu i pozbyć się kornika, dlatego były dotacje. Bywa tak, że u nas ceny są niższe, a bywa też że są wyższe. Naszą przewagą jest stabilny rynek i długofalowe relacje z klientami. 

Drewno, jeśli chodzi o jego cenę, jest tanim surowcem w stosunku do jego objętości. Dlatego jego transport na duże odległości nie jest wcale tak bardzo opłacalny. Wtedy do każdego metra przestrzennego ładunku trzeba dopłacić sporą kwotę i cena surowca znacząco rośnie. Transport drewna na dużych odległościach jest po prostu nieopłacalny. Przerób drewna na masową skalę zawsze jest powiązany z miejscem pozyskania surowca. 

 

Czyli nie sprzedaje się u nas na przykład drewna z Syberii?

Sprzedaje, ale pewnie jako ciekawostkę, tak jak inne gatunki na przykład z innych rejonów świata. Wiadomo, każdy klient ma swoje wymagania, może sprowadzić drewno nawet z Afryki. W skali przemysłowej taki import nie ma jednak znaczenia.

 

Czy czas pandemii mocno wpłynął na działania RDLP w Szczecinku?

Organizacyjnie tak, bardzo. Musieliśmy przystosować biuro do zachowania dystansu społecznego, to co możemy robimy zdalnie, rotacyjnie pojawiamy się w biurze. Na pewno oczywiście nie jesteśmy w stanie się na sto procent zabezpieczyć, ale chodzi o to, żeby w razie czego nie zdezorganizować pracy jednostki. I na razie to dobrze działa, nasze procedury dobrze nas zabezpieczają. 

 

Jak było w czasie lockdownu? Te inwestycje w Lasach po prostu stanęły? Został od razu wdrożony program oszczędnościowy?

To, że nie jesteśmy w trudniejszej sytuacji finansowej, to jest prawda. Ale od razu trzeba zaznaczyć, że przychody nam spadły. Zareagowaliśmy szybko i dość precyzyjnie, zbilansowaliśmy koszty i przychody, czyli do tych obniżonych przychodów właśnie dostosowaliśmy koszty, robiąc to jednocześnie w sposób bardzo rozsądny. To, co mogło zostać przełożone na przyszły rok, zostało przełożone. Nie wymagało to jakichś wielkich cięć, a tylko zwykłej korekty kursu. I to wystarczyło. Płynność finansowa dyrekcji i nadzorowanych jednostek jest zachowana. 

 

Czy są jakieś duże zmiany w strukturze firmy, nowe porządki?

Nie, żadnych rewolucji nie ma, jedynie ewolucja. W tej chwili mamy dość dużą falę przejść na emerytury, bo w Lasach Państwowych dość wiele osób w jednym czasie osiąga uprawnienia emerytalne. Następuje pokoleniowa wymiana kadr, to wszystko dzieje się ewolucyjnie. Las lubi spokój, leśnicy też go lubią. 

 

Co z falą wirusa ASF, który nadal zagraża hodowlom trzody chlewnej, a najgłośniej chyba było o nim przy okazji planów masowego odstrzału dzika, między innymi  w Polsce? Dziki są monitorowane? Jak działają leśnicy? 

Temat ASF z powodu COVID-19 zszedł nieco na plan dalszy, a niepotrzebnie. Nie chcę się odnosić do tego jak był wykorzystywany politycznie, ja mam na to spojrzenie praktyczne, bo siłą rzeczy nadzorujemy gospodarkę łowiecką na dość znacznym terenie. Przez nas przechodzi dość dużo regulacji, wszystkie kwestie związane z inwentaryzacją zwierzyny, planowaniem i realizacją planu odstrzałów. Jest to wielki problem i to również gospodarczy. W tej chwili Niemcy szacują że pojawienie się u nich ASF będzie ich kosztowało 10 miliardów euro. Właściwie to się już stało faktem, ponieważ tydzień temu pojawił się pierwszy przypadek ASF w Niemczech. Rynek wieprzowiny od razu zareagował spadkiem cen o 15%. To są ostatnie dane. Proszę sobie wyobrazić, jak to wywraca europejski rynek wieprzowiny. Mięso niemieckie z automatu staje się tańsze niż na przykład polskie. Straty gospodarcze są wręcz nie do określenia. I najgorsze, że nie ma na to recepty. ASF gospodarczo groźny staje się dopiero gdy pojawia się w chlewni, ale tak naprawdę przenosi się z dzików. Wolne populacje dzika są rezerwuarem wirusa, a do zakażeń dochodzi wtórnie właśnie w chlewniach. A wektorów przenoszenia choroby jest tak wiele, że jest to nie do powstrzymania. Podobno chorobę potrafi przenosić któraś z much i kleszcz. Nawet na zwykłej trawie ten wirus potrafi wyjątkowo długo przetrwać. Wystarczy sobie wyobrazić, co dziać się może gdy zanieczyszczone padliną zboże zostanie użyte w chlewni jako pasza. 

Dziki tak czy inaczej są skazane. Tam, gdzie wchodzi ASF, dziki właściwie wymierają. I to wymierają w strasznych męczarniach. U nas w Polsce udaje się to utrzymać w ryzach dzięki rozrzedzaniu populacji dzików szczególnie wokół miejsc, gdzie choroba występuje. Ekspansja jest jakoś spowalniana i jesteśmy pierwszym krajem w którym się to udaje. U nas strefa objęta chorobą rozszerza się znacznie mniej niż o 30 kilometrów rocznie, co miało miejsce na wschodzie. Ekspansję powstrzymujemy jednak, a nie zatrzymujemy. A przecież całkowita likwidacja populacji dzika nie jest po prostu fizycznie możliwa do wykonania. 

Dziki są i będą. Pewien odsetek populacji jest odporny na wirusa. Poza tym, tak przy okazji mowy o odstrzałach, niepotrzebnie zakładamy że ilość zwierzyny jaka u nas występuje w tej chwili jest naturalna. Jest zupełnie inaczej. Powodem jest zachwianie pór roku i niemal całkowity brak zimy. Przestały występować czynniki ograniczające populację. Europa jest silnie zurbanizowana i ma też dużo ziemi uprawnej. Zwierzęta przez cały rok mają pod dostatkiem pożywienia, przyzwyczaiły się też do bytowania w miastach. Populacja tak zwanej „zwierzyny grubej” drastycznie wzrosła.

Dzik znakomicie wykorzystuje takie okazje do rozmnażania się. Szacujemy, że na przykład ze stada dzików które ma 100 sztuk, po rozrodzie jest ich około 260 a nawet 300 sztuk. Tak to wygląda. I jeśli chcemy utrzymać populację na tym samym poziomie, musimy ją mocno kontrolować i tą różnice w jednym sezonie polowań wyrównać. Inaczej czeka nas przyrost liczebności w trybie geometrycznym. 

 

Jesień to czas wielkich grzybobrań i wzmożonego ruchu w lesie. Rozumiem, że leśnicy w tej chwili mają znacznie więcej pracy?

Tak. Lasy są otwarte dla każdego, mamy udostępnionych wiele dróg dla ruchu publicznego, bardzo wiele różnych miejsc postojowych. Wprawdzie do lasu obowiązuje ustawowy zakaz wjazdu, jednak nadleśniczy udostępnia do ruchu wiele dróg, które są jasno i wyraźnie oznakowane. I z tego nie tylko można, ale i należy korzystać. To nasze wspólne dobro. Straż Leśna i służby terenowe oczywiście mają więcej pracy, ale chodzi raczej nie o wypisywanie mandatów, co o uświadamianie ludziom jak należy korzystać z lasu. Proszę mi wierzyć, bloczki mandatowe używane są niezmiernie rzadko i to wyłącznie w stosunku do leśnych „recydywistów”. To ostateczność.

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do