
Wezwaliśmy pogotowie do miesięcznego niemowlaka, nasze dziecko zachłysnęło się mlekiem, zaczęło się dusić, po czym zrobiło się całe sine i w pewnym momencie w ogóle przestało oddychać. Zadzwoniłem po pogotowie, które przyjechało po ponad 12 minutach.
W pierwszej połowie stycznia dyspozytorka z oddziału ratunkowego w Szczecinku odebrała telefon od zrozpaczonych rodziców, którzy prosili o przysłanie karetki do swojego dziecka. Kilkutygodniowy chłopiec zakrztusił się pokarmem w wyniku czego zaczął się dusić i miał poważne problemy z oddychaniem.
- Wezwaliśmy pogotowie do miesięcznego niemowlaka, nasze dziecko zachłysnęło się mlekiem, zaczęło się dusić, po czym zrobiło się całe sine i w pewnym momencie w ogóle przestało oddychać. Zadzwoniłem po pogotowie, które przyjechało po ponad 12 minutach. Natomiast jestem zbulwersowany samą rozmową z dyspozytorką. Osoba przyjmująca zgłoszenie była bardzo niemiła, kilka razy pytała się o imię dziecka, o moje dane, chciała żebym dokładnie tłumaczył jak do nas dojechać, pytała o to czy dziecko płacze. Zadawała w kółko te same pytania. W tym czasie dziecko mi umierało, zrobiło się całe sine i przestawało oddychać - mówi poruszony ojciec chłopca.
Czy postępowanie dyspozytorki było zasadne? O procedury dotyczące przebiegu rozmowy z osobą wzywającą karetkę pogotowia zapytaliśmy Adama Bielickiego, prezesa szczecineckiego szpitala.
- Karetkę pogotowia może próbować wezwać każda osoba, której jest to potrzebne. Natomiast zadaniem dyspozytora jest to, aby w rozsądny i logiczny sposób odebrać to wezwanie i starać się rozpoznać je na tyle prawidłowo, żeby móc zdecydować czy wyjazd będzie zasadny czy też nie. Mając trzy karetki na tak duży teren trzeba rozdysponowywać nimi w taki sposób, aby móc zapewnić opiekę całej społeczności.
- Być może rodzice odnieśli wrażenie, że dyspozytorka uznała, iż zwyczajnie panikują. I rzeczywiście panika u osób wzywających pogotowie zdarza się bardzo często. Jednak patrząc oczami pacjenta - on ma prawo panikować ponieważ boi się o swoje zdrowie, bądź o zdrowie i życie swoich bliskich. Natomiast dyspozytorzy odbywają specjalne szkolenia i mają ustalone procedury postępowania. Czasami może się komuś wydawać, że on wydłuża wywiad lub zmienia temat, ale to również jest technika rozmowy, której tych dyspozytorów się uczy. Oczywiście nie ma takich sytuacji, kiedy za każdym razem można powiedzieć, że postępowanie dyspozytora jest właściwe lub zasadne. Nie ma ludzi nieomylnych. Być może faktycznie rozmowa z dyspozytorką nie usatysfakcjonowała rodziców, co nie znaczy, że ktoś miał złą wolę lub chciał im zaszkodzić. Nasz zespół jest na tyle doświadczony, że z pewnością działa dobrze - mówi Adam Bielicki.
Również zachowanie członków ekipy ratunkowej przybyłej na miejsce pozostawia, według rodziców, wiele do życzenia. Twierdzą, że nikt nie zainteresował się stanem ich dziecka oraz nie udzielił mu natychmiastowej pomocy.
- Kiedy członkowie ekipy ratunkowej weszli do domu nie obejrzeli nawet dziecka tylko powiedzieli, że mamy się ubrać i jechać do szpitala, ponieważ dziecko musi przebadać lekarz, a oni nic nie zrobią ponieważ dziecko jest za maleńkie. Pani doktor stwierdziła też, że nie ma odpowiednich kwalifikacji, aby móc udzielić synkowi pomocy na miejscu. Zawinęliśmy dziecko w kocyk i wsiedliśmy, jak staliśmy, do karetki. Dopiero po drodze do szpitala, już w karetce, nasz synek złapał oddech. Po dwóch dniach dopiero wyszliśmy ze szpitala i od razu pojechaliśmy na wizytę do kardiologa do Koszalina, ponieważ w wyniku bezdechu dziecku uszkodziło się serduszko - dodaje ojciec chłopca.
Jak nas poinformował Adam Bielicki każdy, kto kończy medycynę jest lekarzem tzw. ogólnym, który przechodzi przez wszystkie "działy", ma również do czynienia z małymi dziećmi. Natomiast później dopiero odbywa on specjalizację w danej dziedzinie. W systemie pogotowia ratunkowego rzadko zdarza się, aby jeździli pediatrzy. Zazwyczaj są to lekarze medycyny ratunkowej, chirurdzy, anestezjolodzy bądź lekarze innych specjalizacji, które są dopuszczone do systemu, czyli mogą realizować świadczenia na rzecz usług pogotowia.
- Wypowiedź pani doktor z pewnością odnosiła się do tego, że nie jest ona w stanie zająć jednoznacznego stanowiska czy dokonać oceny dokładnego stanu klinicznego dziecka, ponieważ nie jest to w jej gestii i nie wynika z zakresu kompetencji. I słusznie to powiedziała. Natomiast lekarz będący członkiem zespołu ratunkowego ocenia zagrożenie życia i musi umieć zareagować w przypadku zagrożenia życia dziecka. Jeśli chłopiec wymagałby intubacji bądź reanimacji to taki lekarz umiałby w każdej chwili to wykonać. Natomiast jeżeli chodzi o diagnostykę takiego małego dziecka, to taki lekarz rzeczywiście nie jest specjalistą w tej dziedzinie, tym zajmuje się już szpital, gdzie faktycznie znajdują się osoby upoważnione do diagnozowania niemowląt.
- Ta wstępna, pozorna ocena rodziców, nie znając całości tematu, wydaje się być słuszną. Natomiast kiedy przeanalizuje się taka sytuację w całości widzimy, że nie mamy tu do czynienia z żadnym błędem, ani z niedoświadczonym zespołem, który nie nadawałby się do udzielania pomocy małym dzieciom - dodaje Adam Bielicki.
Rodzice chłopca, za pośrednictwem naszej gazety, jednocześnie chcieliby złożyć serdeczne podziękowania wszystkim pracownikom oddziału położniczego, którzy zapewnili im wsparcie i opiekę zarówno podczas, jak i po porodzie. Mama chłopca w szczególności dziękuje za wsparcie lekarzowi Mirosławowi Rybakowi oraz położnej Ewie Wiśniewskiej, którzy byli obecni przy porodzie synka, oraz całemu personelowi oddziału. (mg)
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie