
Tekst ukazywał się w 4 wydaniach tygodnika Temat od 7 do 28 lutego 2013 r
28 lutego 2008 roku minęło dokładnie sto lat od zakończenia budowy największej szczecineckiej świątyni - kościoła pw. św. Mikołaja, przemianowanego po wojnie na kościół pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Polski rozdział tego obiektu rozpoczął się 8 września 1945 roku i jest już znacznie dłuższy od niemieckiego.
Fragmenty wspomnień pierwszego proboszcza kościoła Mariackiego ks. Anatola Sałagi:
Od pierwszego dnia pobytu w Szczecinku zrozumiałem, że nasz katolicki kościółek będzie wkrótce za mały. (Mowa o kościele pw. Ducha Świętego przy ul. Klasztornej - dop. mój.) A w śródmieściu stoi piękny, ogromny gotycki zbór Nikolaikirche. Jak i gdziem ja się o ten zbór nie starał. Wszystko na próżno. (...) W początkach czerwca wyniósł się ze Szczecinka starokatolicki duchowny - w ślad za nim odeszło za Odrę dwóch pozostałych z pięciu dawniej tu mieszkających pastorów. Niemcy gromadnie odchodzili „nach Vaterland”. Teraz dopiero zawdzięczając przychylnemu kierownictwu PPR i PPS, udało się wydobyć z rąk sowieckiej komendy miasta Nikolaikirche. Klucze od niej wręczył mi p. K. Grabowski 8 września. Po tydzień trwających porządkowaniach i przygotowaniach, dnia 16 września w niedzielę o 9 rano wobec nieprzejrzanych tłumów parafian szczecineckich, została mi Nikolaikirche uroczystym aktem społecznym przekazana na parafialny kościół katolicki. Poświęciłem go z całą wspaniałością, na jaką było nas stać pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny.
Ze wspomnień Alberta Zecha niemieckiego mieszkańca Szczecinka:
Gdy w lutym 1945 roku Rosjanie zajęli Szczecinek, wydawało się, że to koniec działalności kościelnej. Z inicjatywy kilku kobiet, siostry, a potem jednego z pastorów, który na krótko wrócił z ucieczki, odprawiono niedzielne nabożeństwa. Ale wkrótce i oni opuścili Szczecinek i klucze do kościoła musiały być przekazane Polakom. Tym samym życie parafialne wydawało się dla nas definitywnie skończone. Wtedy moja żona zaproponowała, aby odprawiać godzinne nabożeństwa dla naszych sąsiadów w naszym domu przy ul. Koszalińskiej 59.(...) Wieść o tym rozniosła się szybko po okolicy tak, że w niedziele przychodziło coraz więcej ludzi i nasze mieszkanie szybko stało się za ciasne. Gdy w Wielki Piątek 1946 r. po raz pierwszy świętowaliśmy Eucharystię, ludzie stali aż na korytarzu. (...) Wraz z polską rodziną, która została przydzielona do naszego domu jesienią 1945 roku uzgodniliśmy, że możemy pozostać i wspólnie mieszkać. Nasi nowi katoliccy sąsiedzi byli religijni i nigdy nam nie przeszkadzali...
23 czerwca 1905 roku był dniem uroczystego wmurowania kamienia węgielnego pod nowy, zaprojektowany z rozmachem kościół. Jego architektura, jak i dość spore rozmiary, były godne prężnie rozwijającego się miasta. Ten dzień był przede wszystkim ukoronowaniem kilku lat intensywnych przygotowań do jego budowy. Od dłuższego czasu stary kościół przy dzisiejszej ul. ks. Elżbiety (wtedy ul. ks. Jadwigi) i Boh. Warszawy (wtedy ul. Królewskiej) był w stanie niemalże katastrofalnym. Jego ściany wykonane niegdyś w konstrukcji ryglowej były już bardzo mocno spękane, a dach i sufit groził zawaleniem. W miarę dobrze trzymała się jedynie szesnastowieczna wieża, zbudowana w znacznej części z materiału rozbiórkowego pozyskanego z klasztornych murów na Marientronie.
Dodajmy, że jego wnętrze było bardzo skromne, a do najcenniejszych przedmiotów należały cztery srebrne kielichy gotyckie oraz 6 mosiężnych, wiszących pod sklepieniem świeczników. Dzisiaj można je podziwiać w kościele NNMP - wiszą nad emporami („balkonami”).
Ponieważ ilość mieszkańców bardzo szybko rosła, potrzebna była znacznie większa świątynia niż do tej pory. Wybrano miejsce położone już poza zwartą miejską zabudową pomiędzy płynącą leniwie Niezdobną a ogrodami na zapleczu dz. ul. Wyszyńskiego. Cały ten obszar należał do ogrodnika - producenta krzewów i drzewek. Kościół postanowiono ulokować pomiędzy zasypanym kilkanaście lat temu Rowem Młyńskim (dz. ul. Powstańców Wlkp.) a wzniesionym dopiero co (w 1902 roku) gmachem starostwa.
Budowlane prace przygotowawcze rozpoczął w 1904 roku inspektor budowlany rejencji A. Schäfer. On też, po zakończeniu budowy sporządził 19 marca 1908 roku tzw. projekt podwykonawczy. Zrobiona przez niego dokumentacja zachowała się do dzisiaj.
Projektantem nowego kościoła został berliński architekt F. Oskar Hossfeld, jeden z najwybitniejszych ówczesnych niemieckich architektów. Z jego pracowni wyszły m.in. takie projekty, jak neorenesansowy kościół Maryi Królowej w Poznaniu, w takim samym stylu kamienica na Rynku Wileckim w Poznaniu, neogotycki kościół pw. św. Marii Magdaleny w Czersku, kościół w Chojnowie, Łęknie, Żninie, Brzeziu - to tylko niektóre realizacje i tylko z terenu współczesnej Polski.
Budowę szczecineckiego kościoła rozpoczęto wiosną 1905 roku. 23 czerwca tego roku wmurowano w fundament wieży kamień węgielny. Uroczystość, z licznym udziałem mieszkańców, została upamiętniona na zachowanym do dzisiaj zdjęciu. Już po roku od chwili rozpoczęcia prac była gotowa zarówno nawa jak i wieża. Przez cały następny rok trwały prace we wnętrzu świątyni. Należy dodać, że ze względu na bogaty wystrój były bardzo pracochłonne. Co ważne, na budowie zatrudniono miejscowych rzemieślników. 26 i 27 września 1907 zawieszono na wieży trzy dzwony.
Jak wspomniałem, kościół ulokowany został na podmiejskich błoniach, jakimi w tym czasie była dzisiejsza ul. 3. Maja - wtedy Niesedopstrasse, po wybudowaniu kościoła ul. M. Lutra. Uliczka, a właściwie bardzo szeroka, polna droga biegła wzdłuż Niezdobnej, kończąc się przy wjeździe na zamkowy mostek, w miejscu dzisiejszego skrzyżowania z ul. Limanowskiego.
Zwykła polna dróżka z czasem przeobraziła się w szeroką, nadjeziorną aleję, znaną dzisiaj jako ul. 3 Maja i Mickiewicza. Ówcześni wiedzieli, że budują dla przyszłych pokoleń, a nie na doraźne potrzeby. Myślano nieco innymi kategoriami niż dzisiaj. Przecież w tym czasie wystarczyło, aby na jezdni mogły się wyminąć dwa wozy z sianem lub kartoflami. To perspektywiczne myślenie sprawiło, że dzisiaj mamy szeroką i piękna aleję. Według współczesnych drogowych standardów nawet zbyt szeroką! Z ubolewaniem trzeba skonstatować, że tego sposobu myślenia brakuje władzom Szczecinka w ostatnich dziesięcioleciach. Ale wróćmy do historii.
28 lutego 1908 roku generalny superintendent dr Büchsel poświęcił Nicolaikirche. Według wyliczeń, w kościele było 1260 miejsc siedzących. Jak na szczecineckie warunki, powstała budowla niezwykła, której strzelista wieża - dzwonnica dominowała nad miastem. I tak jest do dzisiaj. Przed stu laty kościół na tle niezwykle skromnej zabudowy Szczecinka, musiał prezentować się nadzwyczaj dostojnie, mocno kontrastując z otoczeniem. Tuż obok, w miejscu nie tak dawno zasypanego Młyńskiego Rowu (dz. ul. Powstańców Wlkp.) i miejskiego obwałowania, rozciągała się co najwyżej piętrowa, bardzo często tandetna, zabudowa. Można nawet mieć wątpliwości co do jej „miejskości”, jako że przeważały budynki gospodarcze i warsztatowo-przemysłowe. Dodajmy, że w tym czasie nie istniała jeszcze ani ul. Wojska Polskiego, ani Rzemieślnicza. Nie było nawet w planach ul. E. Plater. Jeszcze przez ładnych kilkanaście lat za kościołem rozciągały się jedynie podmokłe łąki, ogrody i sady.
Teren, na którym zbudowano kościół, do tej pory użytkowany był rolniczo. To właśnie tutaj znajdował się wielki ogród - rodzaj szkółki oferującej drzewka i krzewy. Jej właścicielem był ogrodnik Rudolf Huth. Gospodarstwo obejmowało nieco ponad 3 ha, a granice wyznaczały dzisiejsze ulice: 3 Maja, Powstańców Wlkp. E. Plater i Limanowskiego. Cały ten obszar w 1889 roku został przez miasto wykupiony za 45 tys. marek. Dla porównania - koszty budowy kościoła wyniosły 335 tys. marek.
Należy przypuszczać, że już prace fundamentowe musiały przysporzyć budowniczym sporo kłopotów. Sądząc z zachowanej powykonawczej dokumentacji projektowej, najgłębiej, bo aż 3,5 metra poniżej poziomu terenu, sięgają mające 460(!) cm szerokości ławy fundamentowe wieży. Sama wieża, licząc od poziomu terenu, ma 68 m wysokości. Umieszczony na jej szczycie, bogato zdobiony stalowy krucyfiks mierzy 4 m wysokości.
Podczas wykopów pod fundamenty natrafiono na wodę gruntową. Poziom posadowienia fundamentów wieży znajduje się ok. 0,5 m poniżej lustra wody pobliskiej Niezdobnej i Trzesiecka. Na tej samej rzędnej posadowione są fundamenty pod prezbiterium. Prezbiterium ma podpiwniczenie, w którym jeszcze do niedawna znajdowała się kotłownia ogrzewająca kościół ciepłym powietrzem. Ogrzane powietrze było rozprowadzane systemem kanałów ściennych, a także biegnących wzdłuż ścian pod posadzką nawy. W 2007 roku instalacja ciepłownicza została gruntowanie przebudowana i od tego też czasu kościół włączony został do miejskiej sieci ciepłowniczej.
Być może ławy fundamentowe całego budynku posadowiono na uprzednio wbitych w grunt palach dębowych, ale w dokumentacji podwykonawczej nie ma o nich najmniejszej wzmianki. Dzięki wysokim umiejętnościom ówczesnych budowniczych teren odwodniono. Aby szybko pozbyć się wód opadowych, poziom terenu wokół kościoła nieco podniesiono w stosunku do otoczenia.
Kościół o rzucie krzyża łacińskiego zbudowano w bardzo w tym czasie modnym neogotyku. Oprócz strzelistej wieży, jeszcze do wczesnych lat powojennych na kalenicy nawy głównej, nad prezbiterium, istniała dwunastometrowej wysokości sygnaturka. Właściwie to do dzisiaj nie wiadomo, kiedy została rozebrana. Najprawdopodobniej została uszkodzona 27 lutego 1945 roku podczas zdobywania miasta. W każdym razie przy sygnaturce na dachu z czasem pojawiły się zacieki. Do wnętrza zaczęła się przedostawać woda, dlatego, nie mając funduszy na naprawę, zdecydowano się na jej demontaż. Potem przez kilkanaście lat dach w tym miejscu pokryty był dachówką o nieco innym odcieniu.
W 2004 roku powstała koncepcja, aby na przykościelnym placu umieścić jej namiastkę w formie kapliczki z figurą Matki Boskiej. Wykonałem nawet projekt wraz z planem zagospodarowania. Najprawdopodobniej kapliczka już nigdy nie powstanie. Szkoda, bo przykościelny plac znacznie by zyskał i nie byłby wykorzystywany jako samochodowy parking z zadeptaną trawą.
Wojna, a konkretniej czerwonoarmiści, kościół oszczędzili, co z całą pewnością można uznać prawie za cud. Dlatego do dzisiaj możemy podziwiać m.in. piękny neogotycki, ok. 8 metrowej wysokości, ołtarz z krucyfiksem w jego centralnej części. Jego autorem jest szczeciński rzeźbiarz Frieze v. Leeke. W ołtarzu zostały umieszczone dwa olejne obrazy „Narodziny Jezusa” - kopia obrazu M. Schongauera i „Zmartwychwstanie”. Oba są dziełem malarki - von Ubisch. Tam też umieszczono rzeźby Matki Boskiej i św. Jana. Niestety, nie są to oryginały, a dość nieudolnie wykonane kopie. Figurki zaginęły podczas remontu ołtarza w latach siedemdziesiątych. Z prawej strony prezbiterium uwagę zwraca potężna murowana ambona, zwieńczona mocno rozrzeźbionym, drewnianym baldachimem.
Wysoko ponad kruchtą w niszy wieżowej umieszczona została organowa empora. Od nawy głównej oddziela ją nieco przysadzisty ostrołuk. Trzydziestopięciogłosowe organy mają w sumie 1670 piszczałek i wykonane zostały przez organmistrza Volknera z Bydgoszczy. Trzeba przyznać, że organowy prospekt jest imponujący, aczkolwiek z powodu panujących w tej części kościoła egipskich ciemności, jest praktycznie niezauważalny. A szkoda. Na ośmiometrowej wysokości prospekcie zostały umieszczone dwie naturalnej wielkości rzeźby aniołów. Piękno i majestat organowego prospektu może uwydatnić odpowiednio dobrane oświetlenie.
Jak wspominałem, ze starego do nowego kościoła przeniesiono XVII-wieczne żyrandole, a także ważący 160 kg, odlany w 1792 roku, w tutejszym warsztacie J.M. Meiera dzwon oraz kamienne (wapień) epitafium Doroty Westreglen z 1621 roku. Płyta ta znajduje się na zachodniej ścianie i upamiętnia w języku łacińskim żonę szczecineckiego starosty Piotra Somnitza. O jego żonie wiemy jedynie tyle, że pochodziła z Saksonii i umarła mając 36 lat. Starosta miał majątek w niedalekim Grąbczynie. Swój urząd sprawował aż przez 40 lat od 1606 do 1646 roku.
Pod koniec I wojny światowej - dokładniej 28 czerwca 1917 roku - największy dzwon został rozbity, a jego zrzucone z wieży kawałki zostały w hucie przetopione na armaty. 30 maja 1926 roku zawieszono nowy, nadając mu imię - „Dzwon Ofiar Wojny”.
Warto też wypomnieć o historii najstarszego dzwonu - tego z 1792 roku. Otóż pierwotnie miał trafić na wieżę kościoła w Krzywej Wsi k/Złotowa, ostatecznie został w Szczecinku, ale jego los okazał się dość dramatyczny. Późnym latem 1942 roku dzwon został zdemontowany i przewieziony do Hamburga. Tam też oczekiwał na przetopienie. Los okazał się jednak dla niego łaskawy. Po zakończeniu działań wojennych specjalna komisja zadecydowała, że zamiast do Szczecinka, który stał się w 1945 roku polskim miastem, trafi do parafii w Plön w Holsztynie. W 1952 roku został przeniesiony do kościoła w Lage.
Kilka lat temu na jego ślad trafił przewodniczący HKA - szczecineckiego ziomkostwa - Siegfried Raddatz. Mimo starań przewodniczącego, rząd niemiecki nie wyraził zgody na powrót dzwonu do Szczecinka.
Trudno sobie nawet wyobrazić wnętrze kościoła, bez różnobarwnych witraży znajdujących się w jego prezbiterium. Żadne dzieło malarskie nie jest w stanie oddać przedziwnej gry słonecznego światła, przedzierającego się przez szklane kawałki, oprawione w ołowiane ramki. To one nadają wnętrzu niepowtarzalny charakter. Autorem witraży jest Ferdinand Müler z Quedlinburga. Cztery witraże w czterech przesklepionych oknach w sumie zawierają osiem scen z życia Chrystusa. Każda ze scen została ujęta w postaci medalionu. W szkle zostały uwiecznione: Narodziny Chrystusa, Nauczanie w świątyni, Chrzest, Wizyta u Nikodema, Modlitwa na Górze Oliwnej, Śmierć na krzyżu, Zmartwychwstanie i Spotkanie w Emaus.
Mistrzem w oddawaniu wibrującego światła przy pomocy kreski był Albrecht Dürer. Toteż nic dziwnego, że jego rycyny inspirowały wielu witrażystów. Właśnie na kanwie dürerowskich rycin wzdłuż bocznych naw umieszczono 16 kopii na szkle Małej i Wielkiej Pasji. Ich autorem jest Ernst Tey. Niestety, dwie z nich są w tragicznym stanie i dzisiaj praktycznie stały się już nieczytelne.
W 1928 roku Paul Stubbe, przy współpracy z mistrzem malarskim Paulem Oesterreich, wykonał na ścianach kruchty fresk, przedstawiający poległych podczas I wojny światowej tutejszych parafian. Po wojnie fresk został zamalowany.
Przez ostatnie półwiecze wnętrze, oprócz dwukrotnego malowania ścian i sklepienia, nie zmieniło się za bardzo. Po raz pierwszy zostało przemalowane w latach 1953-1954. W 1997 roku pomalowano je ponownie. Tym razem odtworzono wzory istniejące w okresie międzywojennym. Nową kolorystykę zaprojektował Józef Kołodziejczyk. Z większych elementów, dotyczących wyposażenia, bodajże jeszcze w latach 50. pod emporami zamontowano jedynie dwa boczne ołtarze.
Na przełomie lat 80. i 90. eternitowe płytki na wieży zastąpione zostały miedzianą blachą, która przez te lata zaczęła już śniedzieć. Nie tak dawno zmieniono również pokrycie nad nawą główną. Odremontowano też wszystkie blendy na elewacji, przez co Mariacka świątynia bardzo zyskała na wyglądzie.
Pierwszym katolickim proboszczem był wspomniany na wstępie ks. Anatol Sałaga (1945 - 1949), po nim ks. Władysław Sygnatowicz (1949 - 1951), ks. Edmund Malich (1951 - 1953), ks. Piotr Zawora (1953 - 1971), ks. Jan Wujda (1971 - 1973), ks. Jan Lis (1973 - 1979), ks. Bernard Mielcarzewicz (1980 - 1985), ks. Zbigniew Regliński (1985 - 2002), ks. Piotr Jesionowski (2002-2012), a w tej chwili - ks. Tadeusz Wilk.
Architektura całego kościoła, wszystkie, nawet najdrobniejsze elementy od klamek przy drzwiach poczynając, a na zwieńczeniu komina kończąc, zostały utrzymane w jednorodnej konwencji stylistycznej. Jest to jedyny tak dobrze zachowany, świadczący o wysokiej kulturze jego budowniczych, obiekt w Szczecinku. Jest to perła, której powinniśmy strzec jak źrenicy oka.
Jerzy Gasiul
Tekst ukazywał się w 4 wydaniach tygodnika Temat od 7 do 28 lutego 2013 r
Na rysunkach poniżej:
Zegar wieżowy nie chodzi już od wielu dziesiątków lat. Jego mechanizm został zdekompletowany i w tej chwili jest już tylko bezużytecznym złomem. Bardzo mocno zniszczone są i już praktycznie nieczytelne wszystkie cyferblaty. Każdy z nich jest w formie kwadratu o boku 2,4 m.
Zamek i klamka przy drzwiach bocznych od strony Szkoły Muzycznej. Każdy, nawet najmniejszy detal, został bardzo precyzyjnie dobrany do architektury budynku.
Zakrystia z dekoracyjnym szczytem.
W tej parterowej przybudówce od strony ul. Wojska Polskiego przez wiele lat mieściła się zakrystia. W miejscu dzisiejszej zakrystii była do lat 90. salka katechetyczna. Za ściną ze szczelinowym oknem znajdują się prowadzące do podziemi (kotłowni) bardzo wąskie schody.
Przedsionek pomiędzy kruchtą a nawą główną. Łuki między kolumnami zostały wzmocnione stalowymi ściągami.
Jeden z dwóch aniołów umieszczonych w organowym prospekcie.
Widok z poziomu empory nad głównym wejściem na nawę wschodnią. Nawa główna od posadzki do zwornika ma 14,4 do 14,7 metrów wysokości, a więc tyle, co czteropiętrowy blok.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie