Reklama

Pacjent intruzem

25/06/2009 11:32

Temat nr 491



Każdy pacjent ma prawo do ochrony zdrowia; poszanowania godności w czasie udzielania świadczeń zdrowotnych. Każdy pacjent ma prawo do uzyskania pomocy lekarskiej, gdy zwłoka w jej udzieleniu mogłaby spowodować niebezpieczeństwo utraty życia, uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia. Pacjent ma też prawo do leczenia chorób zgodnie z zasadami etyki lekarskiej, z należytą starannością; do świadczeń zdrowotnych odpowiadających wymaganiom wiedzy medycznej, a w sytuacji ograniczonych możliwości udzielenia odpowiednich świadczeń - do korzystania z rzetelnej, opartej na kryteriach medycznych procedury ustalającej kolejność dostępu do świadczeń. I wreszcie, pacjent ma prawo do świadczeń zdrowotnych pogotowia ratunkowego w razie wypadku, urazu, porodu, nagłego zachorowania lub nagłego pogorszenia stanu zdrowia powodującego zagrożenie życia.
To nie wymyślone na poczekaniu dyrdymały, tylko fragmenty ustaw regulujących prawa pacjenta. Po co je przytaczamy? Będą doskonałym tłem do opisu przypadku pacjentki (dane do wiadomości redakcji), która, jak to zresztą zwykle bywa, z przyczyn od siebie niezależnych musiała skorzystać z usług szczecineckiego pogotowia ratunkowego. Jak się potem okaże, przypadków podobnego postępowania z pacjentami jest w naszym mieście więcej.

Zaczęło się od zwykłego pobrania krwi
To miało być rutynowe wkłucie. Zwykłe badanie krwi, mające określić stan zdrowia pacjentki, spowodowało jednak szereg nieprzyjemnych doświadczeń. – Krwiaki i siniaki po wkłuciach się po prostu zdarzają – tłumaczy jeden z honorowych dawców krwi. – Nawet najlepsza pielęgniarka może czasem tak się wkłuć, że człowiek popatrzy potem na rękę i się zdziwi.
W taki właśnie sposób zdziwiła się też pacjentka: – Miałam już pobieraną krew wiele razy. Przeszłam trzy rozległe operacje, więc wiem, czym są wenflony i jak się zazwyczaj kończy pobieranie krwi. To, co działo się z moją ręką po ostatnim badaniu nie było normalne. Siniak oczywiście się pojawił, ale razem z nim obrzęk i coraz silniejszy ból. Zdawałam sobie sprawę, że z żyłami nie ma żartów. Będąc w szpitalu, wiele razy widziałam, jak pacjenci od wkłuć dostają zapalenia żył. Lekarze nigdy tego nie bagatelizowali. W szpitalu nauczyłam się, jak łagodzić objawy krwiaków: okłady i dociążanie ręki zawsze skutkowały. Tym razem, niestety, było inaczej.
Od feralnego wkłucia do pierwszej wizyty pacjentki u lekarza rodzinnego minął tydzień. Krwiak był nietypowy, dlatego wywołał zdziwienie i zarazem zwątpienie, czy to na pewno było zwykłe pobranie krwi lub czy ręka w tym czasie nie doznała jakiegokolwiek urazu. Niepokoił też silny ból i utrzymująca się gorączka. Lekarz zdecydował, że nie można tego tak zostawić i rękę koniecznie musi obejrzeć chirurg. Wystawił skierowanie do poradni. 
          
Pogotowie – podejście pierwsze
- Wizytę u chirurga w poradni udało się umówić na dzień następny. Byłam pewna, że do tego czasu wytrzymam. Ból był jednak silniejszy. Wczesnym wieczorem po przyjęciu dwóch dawek środków przeciwbólowych jakoś udało mi się zasnąć. Obudziłam się po godzinie z jeszcze silniejszym bólem. Krwiak był jeszcze większy. Ręką nie dało się ruszyć. Miałam uczucie, jakby ktoś gorącym żelazem rozcinał mi ją od środka. Próbowałam zrobić okład, ale nie byłam w stanie znieść przyłożenia lekko ciepłego kompresu. Z żyłami nie ma żartów – pamiętałam, więc postanowiłam udać się do szpitalnego oddziału ratunkowego. Nie był to wprawdzie zawał ani udar, tylko... Co? No, właśnie. Coś nietypowego, wymagającego natychmiastowej porady specjalisty.
- Ojej, faktycznie... – pokręciła głową jedna z pielęgniarek pełniących wówczas dyżur w szczecineckim pogotowiu. – No, ale pani ma skierowanie do poradni, ja nie wiem, czy doktor chirurg zechce zejść. Mogę zadzwonić. Nie zejdzie, tak jak myślałam. Musi pani z tym skierowaniem iść jutro do poradni.
- Nie chciało mi się wierzyć, że to, co właśnie przechodzę zostało rozwiązane jednym telefonem. Moją rozmową z pielęgniarką zainteresował się siedzący obok niej, pełniący dyżur na oddziale lekarz, Stanisław Kubaj. – Proszę pokazać tą rękę – powiedział. – No, tak, tak... I to się zrobiło po zwykłym pobraniu krwi? A gdzie jest miejsce wkłucia? Aha... No, ja nie wiem. Musi to pani pokazać chirurgowi. Ale w poradni. Lekarz rodzinny uznał, że nie jest pani potrzebna natychmiastowa porada, więc wystawił skierowanie do poradni. Boli? To niech pani weźmie jakieś środki przeciwbólowe. Już pani brała? No, to jeszcze raz.
- Nie wyobrażałam sobie, że wrócę do domu i całą noc będę przechodzić męki, w dodatku nie wiedząc, czy doszło do niebezpiecznego stanu zapalnego, czy nie. Zajęłam się ostrożnym ubieraniem swetra, który zdjęłam na „korytarzowe” lekarskie oględziny, a gdy skończyłam, zorientowałam się, że i lekarz i pielęgniarka bez słowa po prostu sobie poszli. Zajrzałam do ich gabinetu. – Czy to już wszystko, mam sobie zwyczajnie iść, bez zgłoszenia, jak gdyby nic się stało? – A na co pani więcej liczy? – odpowiedział z ironicznym uśmiechem doktor Kubaj.

Pogotowie – podejście drugie
- Byłam wykończona bólem i całą sytuacją. Zadzwoniłam do brata. Opowiedziałam mu przebieg mojej wizyty na pogotowiu, a on postanowił przyjechać. Kiedy się pojawił, ta sama pielęgniarka, która przed chwilą ze mną rozmawiała, momentalnie, bez najmniejszego wahania wpisała mnie do księgi zgłoszeń. Tak jak tego wymaga procedura, zadzwoniła po lekarza internistę. Okazał się nim doktor Kubaj.   
- Myśli pani, że jestem chirurgiem? – roześmiał mi się w twarz pan doktor. – Dlaczego mojej siostry nie może obejrzeć chirurg? – zapytał mój brat. Bo, widzi pan, chirurg w tej chwili jest bardzo zajęty – odpowiedział doktor.  – A co takiego robi? Ma jakiś zabieg, operację? – zapytał ponownie. – Nie, ciężko pracuje na oddziale – uśmiechnął się lekarz.
- Tym razem doktor Kubaj zaprosił mnie do gabinetu. Usiadł przy biurku i zaczął wypełniać dokumentację. Stałam za nim. Nie powiedział, że mam usiąść, nie wykonał żadnej czynności, mogącej być określonej mianem badania. Bo i po co. Rękę już widział na korytarzu. Nie było potrzeby oglądać jej ponownie, tym bardziej, że jak sam przyznał wcześniej, nie wiedział z czym ma do czynienia. Milcząc, przepisał lek przeciwbólowy i zalecenie wizyty w poradni. „Wizyta” u doktora Kubaja skończyła się tym samym, co oględziny na korytarzu  - czyli niczym. Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się. Zapytałam lekarza, czy uważa, że tak powinno odbywać się badanie pacjenta. Czy sam może powiedzieć o sobie, że jest dobrym lekarzem?
- Proszę skończyć te głupie odzywki, tak będzie lepiej dla pani i dla mnie – odparł z niewzruszonym spokojem.
          
Pogotowie – podejście trzecie
- Nie chcą cię tu przyjąć, pojedziemy więc jeszcze raz do lekarza rodzinnego. Nie można tego tak zostawić – zdecydował brat. Tak też się stało.
- Ojej... I to się stało po pobraniu krwi? – podobnie, jak pozostali lekarze, zdziwiła się pani doktor. Rękę obejrzała dokładnie, po czym stwierdziła, że natychmiast musi ją zobaczyć chirurg. Wypisała skierowanie na szpitalny oddział.
- Po godzinie trzeci raz pojawiłam się w pogotowiu ratunkowym. – Czy teraz moją siostrę może obejrzeć chirurg? – zapytał coraz bardziej zdeterminowany brat. – Proszę pokazać skierowanie – odparł doktor Kubaj. Pielęgniarka kolejny raz zadzwoniła na oddział po chirurga. Tymczasem doktor Kubaj, jakby z niedowierzaniem, wpatrywał się w treść skierowania. – Nie można było szybciej tego wszystkiego rozwiązać? – pytał brat. Chodziło o ten zwykły świstek? Trzeba było powiedzieć wcześniej. Wystarczy tylko chcieć się kimś tak naprawdę zająć. Tu chodzi o zwykłą moralność. Pan przysięgał pomoc? Gdzie jest etyka lekarska?
- Doktor milczał, nie padły z jego ust żadne ironiczno - złośliwe komentarze. Widocznie łatwiej dogadywać zmęczonym i słabym pacjentom niż rosłemu mężczyźnie. A może te słowa coś mu uświadomiły?
Minęły trzy tygodnie od niefortunnego wkłucia, a ręka jeszcze się nie zagoiła. Pacjentce na szczęście udało się uniknąć bolesnego nacinania krwiaków, ale nie obyło się bez leczenia farmakologicznego. – Najgorsze było poczucie odarcia z godności. Jakiegoś głupiego starcia z lekarzem pogotowia, który raz wydał opinię i jakby broniąc swojej dumy, nie zamierzał jej zmienić. I brak pomocy, podpowiedzi, co należy zrobić, żeby bez zbędnych nerwów skorzystać z natychmiastowej porady specjalisty.

Na pogotowiu są problemy
- Trzeba być bardzo cierpliwym, bo pacjenci są tam traktowani jak rzeczy – tak o wizytach na szpitalnym oddziale ratunkowym mówią nasi rozmówcy. – Bez stanowczości i krzyków często nic się nie zdziała. Kiedy moją narzeczoną bolała nerka, przez pół dnia zwijała się na krześle na korytarzu, czekając na lekarza. Trzeba było krzyknąć, żeby ktoś zechciał zejść. – Bez komentarzy się nie obejdzie. Ja, kiedy miałam problem z sercem, musiałam wysłuchać niestosownych komentarzy pani doktor, która właśnie pełniła dyżur na pogotowiu. Że mało jej płacą, że zabieram jej czas, że mierząc ciśnienie, tak bardzo się musi nade mną napracować. To było poniżające.
A chodzi o zwykłe okazanie współczucia. Szacunek i rzetelne podejście do każdego pacjenta. Lekarze pogotowia są wyczuleni na sytuacje, w których bez uzasadnienia oczekuje się od nich udzielenia pomocy. Niektóre oddziały ratunkowe na podstawie obowiązującej ustawy opracowały regulaminy, według których klasyfikuje się zgłaszających się pacjentów. Niektóre z nich są bardziej rozbudowane, inne mniej. Żadne jednak nie obejmują wszystkich wypadków i o tym należy zawsze pamiętać. Trzeba też mieć na uwadze, że pacjenci pojawiający się na pogotowiu wcale nie chcą zrobić na złość lekarzom, którzy akurat pełnią dyżur. Zmęczenie, rutynę można zrozumieć, ale arogancji i lekceważenia - już nie.
                                                          (sz)

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    kkk - niezalogowany 2009-08-16 20:07:05

    no tak to z tym pogotowiem jest u mnie z rodziny tez dzwonili po karetke to powiedziali ze chory sam moze wstac i sie ubrac i zglosic do lekarza prowadzoncego a teraz co lezy w szpitalu jest ciezko chory tak to wlasnie jest kartki prztyjezdzaja jedynie do wypadku nic innego

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    zoz - niezalogowany 2009-07-25 11:54:05

    Tam chyba czas się zatrzymał , wszystko jak za poprzedniej demokracji

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    kolano - niezalogowany 2009-07-01 17:35:58

    bylem ostatnio z kolanem zaplacilem 60zl za wizyte w szpitalu.Z łaska zszedł doktor powiedzial abym kupil sobie fastum.Teraz mnie kolano boli i czekam jeszcze tydzien na zbawce w naszym szpitalu

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do