
Kilka dni temu ukazała się na lokalnym rynku wydawniczym książka "Moje miasto znane - nieznane". Podczas wakacji zamieszczaliśmy na naszych łamach fragmenty rozdziału poświęconego Zamkowi Książąt Pomorskich. W tym numerze ostatni odcinek.
W okresie średniowiecza zamkowe mury, jeśli w ogóle miały blankowania, a taki wizerunek zamku zazwyczaj sobie wyobrażamy, to jedynie od strony miasta. Tam też znajdował się zwodzony most i przedmurze, z bramą prowadzącą przez północne skrzydło. Oprócz curia maior - inaczej "domu rycerskiego", w którym były pomieszczenia mieszkalne gospodarza - rolę murów obronnych pełniła także zabudowa gospodarcza, stanowiąca równocześnie zachodnią i wschodnią pierzeję zamkowego dziedzińca. Bezpieczeństwo z tej strony gwarantowało jezioro. Most zwodzony podnoszony był na ciężkich łańcuchach przez kołowrót. Być może, wzorem innych tego typu budowli, tuż za mostem znajdowała się zapadnia, zwana też wilczym dołem. Skrzydło północne, czyli bramne, przeznaczone było dla służby, a skrzydło zachodnie (wschodnie także) to był po prostu rząd budynków gospodarczych dla koni, a być może również dla zamkowego inwentarza.
W średniowiecznym zamku ogrzewane było zazwyczaj tylko jedno pomieszczenie. Była nim tzw. izba dzienna księcia - księżnej. Tam też w oknach, miast współczesnych szyb, naciągnięty był natłuszczony pergamin albo zwierzęca błona. Nie trzeba dodawać, że światła dziennego w zamkowych pomieszczeniach było jak na lekarstwo. Dopiero w XV wieku w oknach zaczęto stosować szklane gomółki. Na początku XVII wieku pod domem rycerskim znajdowały się trzy piwnice: jedną użytkował zarządca domeny, druga służyła za skład wina, a w trzeciej była zamkowa spiżarnia. Na parterze znajdowała się duża sala o pięciu oknach i ośmiu dużych obrazach. Z ważniejszych mebli należy wymienić duże łoże i wielką szafę. Na piętrze, na prawo od schodów, mieściły się prywatne apartamenty księżnej. Najpierw wchodziło się do książęcej jadalni z trzema oknami. To tam na ścianach można było zobaczyć pięć obrazów przedstawiających - jakby inaczej - pięć ludzkich zmysłów: wzrok, słuch, powonienie, smak i dotyk. Z jadalni drzwi prowadziły do sypialni, w której, rzecz jasna, głównym meblem było łoże z baldachimem, szafą i stolikiem. Co interesujące, obok tej sypialni, była jeszcze jedna ze ścianami obitymi czerwonym suknem i stołem nakrytym również czerwoną serwetą. Na tym samym piętrze, po lewej stronie schodów, znajdowała się również jadalnia z sześcioma oknami. Ściany zdobiła m. in. wielka mapa Pomorza, sporządzona przez Lubinusa oraz osiem obrazków przedstawiających największe ówczesne miasta Europy. Na ostatnim piętrze trzy pokoje i trzy komory zajmował książęcy fraucymer. A skoro już mowa o służbie to dodajmy, że za czasów księżnej Anny dwór składał się z 18 osób, ale już za księżnej Jadwigi było ich 40.
Mury zamkowe posadowione były na setkach drewnianych pali, które na całej swojej wysokości musiały być zanurzone, jeśli nie pod lustrem wody gruntowej, to z pewnością jeziornej. Na nich spoczywał drewniany ruszt. Dopiero na takim "podkładzie" posadowione były ściany z kamienia polnego, a wyżej, już poza zasięgiem wody - mury z cegły. Najwyższe kondygnacje, w tym budynki gospodarcze, budowano w konstrukcji szachulcowej. Jednym z najważniejszych elementów zamkowego dziedzińca musiała być centralnie usytuowana studnia. O kanalizacji mowy nie było. Nic też nie wiadomo o tym, gdzie znajdowała się zamkowa latryna. Taką rolę mógł pełnić drewniany wykusz z otworem umieszczonym już na zewnątrz zamku. Nie zapomnijmy, że na zamku przebywały także zwierzęta! Trudno współczesnym nawet sobie wyobrazić, jak musiało w zamkowych murach cuchnąć. Śmierdziało również od samych jego mieszkańców. Ludzie dosłownie opływali w pocie lub zamknięci byli w skorupie brudu. Jeśli się kąpano, to tylko przy nadzwyczajnych okazjach, no może raz do roku. Ubrań także nie prano. Remedium na cuchnące zapachy u bogatych stanowiły perfumy, zwane w tym czasie pachnidłami, a inni? W takich warunkach ludzi gnębiły najróżniejsze choroby, w tym te najgroźniejsze zakaźne - dżuma, ospa zimnica i dur plamisty oraz najrozmaitsze choroby skórne.
Na koniec chciałbym jeszcze wrócić do zamkowego otoczenia. Przyzamkowe łąki z czasem zamieniły się w park. Najbardziej rozległy teren to ten leżący wzdłuż liczącego ok. 80 metrów długości mostu, łączącego niegdyś zamek z miastem. Po jego osuszeniu pod koniec XIX wieku, urządzono tam parkowy ogród, zwany przez ówczesnych Roßgarten. Moim zdaniem został mylnie spolszczony jako Różany Ogród. Problem w tym, że Roßgarten oznacza Ogród Rumaków albo po prostu Koński Ogród. Nazwa niezupełnie przypadkowa, jako że właśnie w tym miejscu pasały się niegdyś zamkowe konie. Dzisiaj po różanych krzewach zostały po kątach upchane jakieś resztki. Jako tako trzyma się jeszcze stara, nigdy nie remontowana, przedwojenna fontanna. Zamek może być ładną wizytówką miasta, ale to czy będzie zależy od jego właścicieli. To tyle w wielkim skrócie o dziejach szczecineckiego Zamku Książąt Pomorskich.
Jerzy Gasiul
(jg)
Na ilustracji: Dawne skrzydło bramne. Dzisiaj z pierwotnego założenia nic nie zostało. W miejscu szerokich schodów usytuowanych na osi ul. Zamkowej, znajdował się niegdyś zwodzony most.
Czytaj pozostałe odcinki - dostępne bez opłaty
Odcinek 2
Odcinek 3
Odcinek 4
Odcinek 5
Odcinek 6
Odcinek 7
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie