Reklama

Noblesse oblige

10/09/2008 19:55


Noblesse oblige

Jasne, że obowiązuje, do szlachetnego postępowania – można by rzec, rozwijając znaną maksymę księcia de Lévis. Na przykład urzędników, pełniących w imieniu samorządowej administracji kierownicze stanowiska, do godnego reprezentowania tychże. Oczywiście, że tu u nas, a właściwie także i tu u nas, co jednako nie znaczy, że chcę podpatrywać jak zachowuje się przed telewizyjną kamerą lokalny VIP z Piły, Słupska czy Kołobrzegu, bo i nie mój to felietonowy interes. Ale tu u nas, nad Niezdobną, jak najbardziej, takoż i piszę.
  W wakacje prawie codziennie oglądałem Gawex i, niestety, byłem coraz bardziej zdegustowany poziomem wypowiedzi co niektórych rozmówców Edyty czy Irka. Może jestem już belferskim dinozaurem, ale tym bardziej nie wyobrażam sobie poprowadzić z dzieciakami lekcji języka polskiego ględząc, chrząkając, za przeproszeniem, czy też plotąc to i owo bez sensu. To się może tylko raz „udać”, bowiem prawdziwy mentor może mieć zły dzień tylko raz, niczym saper. Ale wróćmy do naszego lokalnego telewizyjnego okienka – nie chcę wywoływać pleno titulo, bo i prawo prasowe, i dobry obyczaj, i w ogóle. Z coraz większym jednak zakłopotaniem nie tyle oglądam, bardziej słucham, zastanawiając się, czy na tak zwanych szczeblach obowiązują jakieś ogólnie przyjęte zasady, choćby noblesse oblige? Czy, powiedzmy, dyrektorskie komisje konkursowe zwracają uwagę na to jak ich przyszły wybraniec ... mówi? Wychodzi mi na to, że niekoniecznie, choć może inaczej – nie zawsze. Czepiam się? Może i tak, ale nie jest mi obojętne, gdy ktoś z telewizora zachwala „coś” czyniąc to w taki sposób, że nie wiadomo czy śmiać się, czy też płakać, oczywiście ze śmiechu, a więc na to samo wychodzi. Podobnie, jak i nie było mi obojętne, gdy prominentny urzędnik zwracał się do szkolnej społeczności per „nauczycielowie” i za chwilę „ucznie”, by to tylko przywołać.
   Tak jak nie ma dyplomu na mądrość, tak i nie ma na owo szlachetne postępowanie, do czego coś nasz zobowiązuje. Co mianowicie – stanowisko, władza, elita? Otóż nie, powiedziałbym wprost, kultura, inteligencja, a także odpowiedzialność, właśnie za słowo publicznie wypowiedziane. Przed kim? Nade wszystko przed samym sobą, a to zobowiązanie niebagatelne, wszak noblesse oblige. Powie ktoś, próbując być może usprawiedliwiać, że chwilowo jesteśmy w dołku, bo kryzys władzy, upadek autorytetów... No to ja protestuję! Autorytet nigdy nie będzie z nadania, albo się go ma, albo nie co znaczy, że i władzy nie bywa przypisany, i tamtej na górze, i tej tu, na wyciągniecie ręki. Czy o tym pamiętamy, ustanawiając sobie tę władzę, tu i tam? Niekoniecznie. Społeczni psychologowie twierdzą, że ludzie wybierając – nie tylko władzę – dość często postępują zgodnie z zasadą na złość odmrożę sobie uszy. No to i mamy odpowiedź. Ktoś, kto zagląda mi w tekst dopowiada – ależ nie po słowach należy ludzi oceniać, lecz po czynach. To jedynie eufemizm, choć może bardziej metonimia czyli zależność skutku od przyczyny, będąca nawet swoistym heroizmem, a zatem nie na czasy w których żyjemy, tak myślę. Bo słowo powinno dziś być z czynem tożsame. Cóż byłby ze mnie za nauczyciel – nie chcę nikogo obgadywać, siebie mogę – gdybym bzdury dzieciom opowiadał, nie reagował na ich wątpliwości, pytania czy też ciągle nakazywał im tylko bezmyślne zakuwanie, prawda? Co zatem ważniejsze – czyny czy słowa, jasne, że jedno i drugie, więcej, bo słowo czyn wspierać powinno. Czy tak jest? Też niekoniecznie, o czym już w tej felietonowej rozmowie z Państwem wspominałem.
   Co jednak, gdy ktoś od kogo oczekujemy czynu ale i słowa, niewiele, albo i nic nie robi, i do tego milczy? Jak ocenić choćby takich radnych, bo przecież można a nawet i trzeba? Ejże, czy aby nie jest to pytanie do ... samego siebie, wszak są oni tam gdzie są z naszego nadania czy przyzwolenia, a konkretnie – z wyboru. No to i druga odpowiedź, choć nie na to samo pytanie, podobne jedynie. Dawniej z Zygmuntem Flisem, szczecineckim poetą, z którym się przyjaźniłem, dość często mówiliśmy, że trzeba wiedzieć co się mówi, a nie mówić co się wie.    
   Ta mądra maksyma nadal nie jest mi obca, na pewno także i Zygmuntowi, choć od jakiegoś już czasu pisze on swoje wiersze w Słupsku. Dopowiem więc, że owi urzędnicy, których nadal „podziwiam” w gawexowskim okienku mówią jedynie to co wiedzą, co najwyżej. Bałtroczyk z pewnością poczyniłby to dosadniej – mówią co wią, ale niech im będzie, co znaczy, najpierw żółta kartka. Jasne, że nie uogólniam, bo są i tacy, których można słuchać i słuchać, znaczy, wiedzą co mówią. Zastanawiam się, może ich choćby wymienić, ale to tylko chwilowe zawahanie nad komputerową klawiaturą, bo na pewno nie chcieliby, zresztą w ich przypadku słowa osiągają poziom czynów, a te są zawsze najwyższego lotu. Bo ich szlachectwo obowiązuje do szlachetnego postępowania i zachowania, u nich noblesse oblige akurat się sprawdza. Dobrze, że ich tu mamy, także i tam.

Bogdan Urbanek                                 

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do